- Słucham?
- Witam. W końcu udało mi się pana złapać. - powiedział głos w słuchawce. - Panie Piotrze, potrzebuję koniecznie aktu urodzenia pana siostrzenicy.
- A z kim ja rozmawiam? - zapytał nagle obudzony z drzemki Piotr.
- Przepraszam, powinienem się przedstawić. Andrzej Żmijewski pański adwokat.
- Aaa, to pan, panie Andrzeju. Proszę powtórzyć, o co chodzi?
- O akt urodzenia Leny Liwańskiej. Potrzebuję go do skompletowania dokumentów adopcyjnych.
- No tak. Miałem się tym zająć. Ale ostatnio tyle się wydarzyło, że całkiem o tym zapomniałem. Na kiedy jest on panu potrzebny? Kiedy chce pan złożyć dokumenty?
- Na wczoraj, panie Piotrze. Miał go pan dostarczyć w zeszłym tygodniu...
- No tak. Proszę mi dać jeszcze.... dwa dni? Może nawet mniej? Jeszcze dziś pojadę do Poznania.
-Proszę się pospieszyć.
- Oczywiście. Dziękuję.
Telefon całkiem rozbudził Piotra. Dochodziła czternasta. Wstał, przetarł dłońmi twarz, spojrzał w lustro i sam przestraszył się swojego wyglądu.
- Oj, chłopie, aleś się urządził! - powiedział do swojego odbicia i wszedł do łazienki. Potrzebował długiej kąpieli. Znów zadzwonił telefon. Maria.
- Marysiu, kochanie - powiedział, gdy odebrał rozmowę.
- Doszedłeś już do siebie? - zapytała Maria po chwili.
- Jeszcze nie całkiem. Chciałem ci podziękować za to, że zaopiekowałaś się Lenką, kochanie.
- Nie musisz. Zabieram ją z przedszkola. Idziemy na zakupy. Obiecałam jej to w zeszłym tygodniu, teraz nie mogę się już wycofać. Przywiozę ją do ciebie za jakieś trzy godziny.
- Dobrze, ale...Marysiu! Kochanie? Jesteś tam?- pytał z niedowierzaniem. A przecież sygnał słyszał doskonale. - A chciałem cię jeszcze raz, już ten ostatni, poprosić o drobną przysługę....
Westchnął. Postanowił, że zagada z nią później, w ostateczności, jeśli Maria nie zechce zostać z Lenką, zabierze ją ze sobą. Nie będzie miał innego wyjścia. Aby załatwić wszystkie sprawy do końca, postanowił zadzwonić do firmy. Po kilku sygnałach usłyszał w słuchawce głos szefa.
- Witaj szefie, to ja, Piotr. Czy wiadomo już, kiedy ruszamy ponownie?
-Witam cię. Do poniedziałku wszyscy mamy urlop. Informatycy wstawiają nowe zabezpieczenia, ten okres promocyjny muszą dokończyć oddziały, do których nas przerzucono. Istnieje ryzyko zbyt dużego zamieszania.
- Czyli mam wolne?
- Tak, Piotrze, masz wolne.
- To dobrze. Muszę pojechać do Poznania. Jak Alina przyjęła wiadomość o śmierci Pawła?
- Nie wiem, nie dzwoniłem do niej jeszcze. A ty przy okazji nie mógłbyś przekazać jej tej wiadomości?
- Mogę. Dlaczego nie? Wiadomo już, kiedy będzie pogrzeb?
- Jeszcze nie. Policja nadal coś węszy przy jego ciele. Autopsja i takie tam.
- Jeszcze nie mają pewności, czy to jego wina?
- Nie wiem. Nie dopytuję. Dla mnie najważniejsze jest, że cała sprawa rozwiązała się dość szybko. A swoją drogą, kto by przypuszczał, że to właśnie on? Niby go podejrzewaliśmy, ale tak naprawdę to jeszcze w to nie wierzę. Lubiłem go.
- Ja kiedyś też. A swoją drogą, straszna kara go spotkała.
- Tak. Straszna. Gdybym potrzebował cię wcześniej, zadzwonię. Dobrze?
- Oczywiście, szefie. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Odkładając telefon zamyślił się. Nadal nie wierzył w to, że Paweł był aż tak sprytny i sam wszystko zorganizował. Wskoczył w końcu pod prysznic, potem ogolił się i postanowił coś zjeść. Dochodziła piąta, niedługo Maria powinna wrócić z Lenką.
Gdy zadzwonił dzwonek u drzwi, zmywał naczynia.
- Otwarte! - krzyknął w stronę korytarza. Drzwi otworzyły się i do mieszkania weszła jego siostrzenica.
- A gdzie Maria? - zapytał wycierając ręce i witając się z nią.
- Powiedziała, że nie chce cię widzieć na oczy. Pokłóciliście się?
- Tak jakby. Jak to , nie chce mnie widzieć na oczy?
- No po prostu. Masz tu kurczaka od babci i rosół. Moja babcia martwi się o ciebie. A jak jej powiedziałam, że po wódce, jaką wczoraj wypiłeś nic nie robisz tylko rzygasz i rzygasz, to już w ogóle bardzo się tobą przejęła. Bardziej niż Maria.
- Takie rzeczy obcym o mnie opowiadasz? - zapytał zdumiony i zawstydzony.
- No a co miałam powiedzieć? Przecież rzygałeś.
- No tak, ale .... nie mogłaś tego zachować dla siebie?
- Mogłabym, gdyby babcia nie spytała, jak się czujesz. No, ale jak już zapytała, to co jej miałam powiedzieć? I jakim obcym?
- No tak. - stwierdził załamany. - Teraz się będę jeszcze bardziej wstydził.
- Oj tam. Nie będziesz. Przecież babcia też czasami lubi się nalewki napić.
- Tak. Ale potem nie wymiotuje.
- No, nie.
- Lenka, a co jeszcze mówiła Maria?
- Już nic. Też jakoś tak dziwnie dziś wyglądała. Oczy miała opuchnięte i cały dzień w okularach słonecznych chodziła. Mnie też kupiła okulary, wiesz?
- Tak? Pokaż. - gdy oglądał nowy zakup siostrzenicy zastanawiał się, jak ma ją podpytać, by wyciągnąć coś jeszcze na temat Marii.
- A nie mówiła czasem, kiedy do nas przyjedzie?
- Nie. Mówiła tylko, że jakbym chciała, żeby mnie jutro zawiozła do przedszkola, to mam do niej zadzwonić. Ale jutro to już ty wujku mnie zawieziesz?
- No, nie bardzo, kochanie. Muszę jeszcze dziś jechać do Poznania. Mam tam kilka spraw do załatwienia. Chcesz jechać ze mną?
- A muszę?
- Właśnie miałem zamiar poprosić Marię, aby z tobą została. Ale jak nie weszła na górę, to chyba bardzo się na mnie gniewa.
- To może ja do niej zadzwonię?
- Nie kochanie. Taką sprawę to ja muszę załatwić. Przygotuj sobie ubranka na dwa dni, spróbujemy. Jeśli Maria się nie zgodzi, będziesz musiała pojechać ze mną do Poznania.
-Ojej... - mała miała łzy w oczkach -ja tam nie chcę jechać!
- Lenka, spróbujemy. Ok?
- Ok. - odpowiedziała szlochając.
Zatrzymał się pod domem Marii. Dochodziła osiemnasta, w jej pokoju okno było otwarte. Co robiła? Czy myślała o nim? Czy tęskniła? Czy mu wybaczy?
- No, chodź wujku. Czy ty się boisz?
-Chyba tak, Lenko. Masz rację. Boję się.
- Marii? No co ty! Chodź. Ja będę z nią rozmawiać.
- No tak. Dorosła mi się tu znalazła. Chodźmy.
Zadzwonili. Otworzyła pani Krystyna.
- O, witajcie.
- Witam, pani Krystyno.
- Piotrze, czy już się dobrze czujesz?
- O tak. Już znacznie lepiej. Głowa mnie nie boli i nie wymiotuję. Czy... czy mógłbym z panią zostawić Lenkę na chwilę? Chciałbym porozmawiać z Marią.
- Ależ tak, oczywiście. Chodź do mnie, kochanie.
Zatrzymał się przed jej drzwiami. Nie miał odwagi zapukać. Gdy to w końcu zrobił, nikt nie zaprosił go do środka. Zapukał jeszcze raz. Znów cisza. W końcu nacisnął klamkę. Drzwi ustąpiły. Zajrzał do środka. Leżała na łóżku, miała przymknięte powieki a na uszach słuchawki. Podszedł do niej. Gdy pogłaskał ja po ręce, zlękła się.
- Co ty tu robisz? - zerwała się ściągając słuchawki z uszu. Była zła.
- Muszę z tobą porozmawiać.
Usiadła.
- O czym, Piotrze.
- O tobie, o nas, o krzywdzie, jaką ci całkiem nieświadomie wyrządziłem....
- I?
- Ale co i?
- I jakie wnioski wyciągnąłeś?
- Mario. Kocham cię. Czy to ci nie wystarcza?
-Nie, Piotrze. Nie. Nie rozumiesz mnie. A bez zrozumienia nie ma sensu budowania więzi rodzinnej.
- Mario, czy ty mnie odrzucasz?
- Jeśli nie wiesz, dlaczego jestem na ciebie zła, dlaczego znalazłam się w ramionach Pawła, to co, według ciebie powinnam zrobić?
- Proszę cię, nie rób mi tego ! Bardzo cię o to proszę! -Ale, co ja ci robię? Przecież to ty mnie nie rozumiesz!
- Rozumiem. I wiem, o co ci chodzi. Tylko.... nie umiem pogodzić się z myślą, że to właśnie ja, przez swoje zachowanie, popchnąłem cię w ramiona tego ....fagasa. Sorry, nie mówi się źle o zmarłych. Teraz jesteś z siebie zadowolona? O to ci chodziło? Tak? Zresztą, zrobisz, jak uważasz. Przyjechałem do ciebie w innej sprawie, ale chyba nawet nie będę ci nią zawracał głowy.
Wyszedł. Nie wybiegła za nim.
- Lenka, jedziemy! - zawołał, gdy znalazł się na dole.
- Muszę? - zapytała nieśmiało - Maria nie pozwoliła mi zostać?
- Nie zapytałem. Jest na mnie zła. Nie będziemy jej kochanie sprawiać kłopotu.
- Ależ o czym ty mówisz, Piotrze? Chcesz tą bidulinkę gonić autem tam i nazad? Zapomnij. Zostanie ze mną.
- Pani Krysiu, nie mogę tak, za plecami Marii.
- Możesz, możesz. I wcale nie za plecami. Gdybyś jej powiedział, na pewno by się zgodziła.
- Pozwól mi wujku. Ja tam nie chcę jechać!
- I co ja mam zrobić? - zapytał na głos.
- Zostaw Lenkę. I jedź sobie - odparła Maria ze schodów.
- Mogę? - zapytał zadzierając głowę do góry.
- Tak. Idź już sobie.
Krystyna pomogła Piotrowi wyjąć torbę z bagażnika. Maria nie zeszła do nich na dół. Zatroskany wsiadł w samochód i odjechał.
Długo zastanawiał się nad słowami i zachowaniem Marii. Czy ona trochę nie przesadzała? Ok, może się wygłupił, może niepotrzebnie zrobił całą tą aferę, ale jednak czy powinien się czuć z tym aż tak bardzo źle? Przecież ją po prostu kochał. Czy jest w tym coś dziwnego? Czy nie ma prawa czuć się zazdrosny i wyrażać swoich uczuć?
Wybrał numer do Aliny. Jeszcze dziś musi się z nią spotkać. Jutro, jak tylko uda mu się odebrać akt urodzin Lenki, wraca do Warszawy.