Dzień pogrzebu Pawła nie zapowiadał się pogodnie. Już od kilku dni odczuwało się w powietrzu lekkie ochłodzenie, teraz nadszedł czas wiatru i ulewy. A przecież to lato. Okres słońca, kwiatów i pięknych zachodów słońca. Choć nie miała na to najmniejszej ochoty, nie mogła nie iść na pogrzeb. Wzbudziłaby tym tylko zainteresowanie wśród innych. Do Warszawy przyjechała już dzień wcześniej. Zatrzymała się u wuja. O ile on kiedyś ja uwielbiał i nosił na rękach, tak jego żona, a jej ciotka, Maryla, nie znosiła jej na tyle, by wcale nie kryć się ze swoją niechęcią. Potrafiła traktować ją jak małe rozkapryszone dziecko w najmniej odpowiednich momentach. Podsuwając jej talerz z jedzeniem rzekła:
- Jak zjesz, to nie zapomnij umyć po sobie. Nie tylko talerz. Widelec też należy dobrze przetrzeć na mokro.
- Oczywiście, ciociu - odparła z ironią - tak wiele można się od ciebie nauczyć. - uśmiechnęła się przymilnie wpatrując się w zielone zimne oczy Maryli. Nie znosiła jej, nie wiedziała, w jaki sposób takiemu potworowi udało się uwięzić jej wuja na stałe. Gdy tylko wspomniany wszedł do kuchni, na twarzach kobiet zakwitł promienny uśmiech. Obu zależało na tym, aby nie zorientował się, jak zaciętą walkę toczą między sobą.
O czternastej byli już pod kościołem. Z kaplicy, gdzie złożono trumnę, dochodził płacz starszej kobiety. Osób, które pojawiły się, by pożegnać Pawła, było wiele. Warszawa to jego rodzinne miasto. Zaraz za trumną szła kobieta w czerni, podtrzymywana dzielnie przez starszego, także będącego w czarnym garniturze mężczyznę. To pewnie rodzice Pawła - pomyślała Alina. Przebiegła wzrokiem po zebranych. W jednym kącie zebrały się kobiety. Widziała Marysię, Monikę z dzieciakiem i Grażynę. Po drugiej stronie stali mężczyźni. Był w śród nich Piotr. Przeprosiła wujostwo i podeszła do nich.
- Witam, panowie - przywitała się. Wiedziała, że swoim granatowym, idealnie dopasowanym garniturem przyciąga do siebie ich wzrok. - Piotrze, czy mógłbyś poświęcić mi chwilkę? Chciałabym z tobą porozmawiać.
- Słucham cię - odparł zagadnięty.
- Ale... może tak trochę na osobności ? - udała zawstydzoną.
Piotr rozejrzał się po okolicy i wskazał jej murek pod ogrodzeniem.
- To może tam?
- Mhm.
Przeprosili obecnych i odeszli na bok.
- Co masz mi do powiedzenia? - zapytał, choć wcale nie miał ochoty z nią rozmawiać. Po ich ostatnim spotkaniu czuł niesmak. Obudził się rano nagi, z widocznymi oznakami namiętnej nocy. Przez kilka dni odczuwał silny ból podbrzusza, nadal na jego pośladkach można było dostrzec ślady po zębach. Jej zębach. Nic nie pamiętał. Kompletnie. Ale zdawał sobie sprawę z tego, że musiał zostać czymś odurzony, bo jednym drinkiem nie doprowadziłby się do takiego stanu. Pozwolił się wykorzystać. Stworzył jej możliwości, zaufał, to teraz miał.
- Oj, Piotrze, po takiej namiętnej nocy traktujesz mnie tak zimno?
- Jakiej namiętnej nocy? Przecież doskonale wiesz, że nic nie pamiętam. I daj mi, kobieto, wreszcie spokój! - nieświadomie podniósł głos, kilka stojących najbliżej nich osób zwróciło na nich uwagę.
- Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele - zaczął szeptać do niej - Zapomnij o tym, co się wydarzyło i najlepiej pozwól mi zapomnieć o tym, że istniejesz.
- O nie, Piotrze. Na to nie licz - odparła gdy odchodził, ale on był zbyt wzburzony, by ją usłyszeć. Szukał wzrokiem Marii. Stała obok Moniki, trzymała Mateusza za rękę i patrzyła mu prosto w twarz. Uśmiechnął się do niej. Nie odpowiedziała tym samym. Nadal nie układało się między nimi najlepiej, Maria ciągle się gniewała. Wiedział, że jeśli nie chce jej stracić, musi szybko coś wymyślić. Obecność Aliny wcale mu w tym nie pomagała.
Uroczystość pogrzebowa była krótka. Cały czas słychać było zawodzącą matkę Pawła, która nie umiała pogodzić się ze stratą syna. Ksiądz podziękował zebranym i wszyscy zaczęli rozchodzić się w swoje strony. Monika, jako jedna z niewielu osób, została przy grobie. Tak wile rzeczy chciałaby jeszcze z Pawłem omówić, o tak wielu mu opowiedzieć. Ale na wszystko było już za późno. Nagle zaczepiła ją kobieta w czerni.
- Czy mogę zamienić z panią kilka słów? - powiedziała. Spojrzała na Mateusza, pogłaskała go po główce i szepnęła - Piękny chłopiec.
- Tak - Monika uśmiechnęła się do niej - Słucham panią.
- Pani Moniko, wiem, że może to nie miejsce i może nie czas, ale obawiam się, że inaczej możemy się już nie spotkać, a bardzo mi na tym zależy. Jestem matką Pawła, a to mój mąż Teodor. Ja jestem Urszula. Wiemy, że jest ktoś, kto na zawsze połączył panią z moim synem..... - znów spojrzała na chłopca. - Chcielibyśmy poznać ...wnuka.
Monika poczuła, jak oblewające ją gorąco uderza jej do głowy. Tego się nie spodziewała.
- Dlaczego....dlaczego dopiero teraz? Dlaczego nie zależało państwu na tym wcześniej, gdy jeszcze Paweł żył?
- Ależ, zależało nam. Ale nasz syn uważał, że jeśli nie związał się z panią na zawsze, nie mamy prawa wtrącać się w pani życie. Prosiłam go nie raz i nie dwa. Niestety, w tej sprawie był nieustępliwy. Bardzo cieszymy się z tego, że pani przyszła go dziś pożegnać - powiedziała starsza kobieta, a w jej oczach znów zakręciły się łzy.
- Przyszłam głównie ze względu na syna. Oni nie znali się zbyt dobrze, jednak uważam, że mały powinien wiedzieć, jakie są jego korzenie. A Patrycja? Ją znacie?
- Nie. Nie znamy. Ale jej tu dziś nie ma. Pani syn to jedyny dzieciak.
- No tak. Nie chcę, aby państwo mnie źle zrozumieli, ale ja to muszę przemyśleć. Nie dlatego że jestem przeciw, bardziej dlatego, że muszę syna na to przygotować. Czy mogę prosić o wasz numer telefonu? Jak tylko porozmawiam z małym, przygotuję go, wytłumaczę, dam znać.
- No dobrze, choć powiem szczerze, liczyłam na większy entuzjazm. Tak bardzo nam zależy. - odparła kobieta.
- Proszę mi uwierzyć, że mnie również. Ale potrzebuję odrobiny czasu.
- Obiecuje pani, że zadzwoni?
- Tak. Obiecuję.
***
Piotr usiadł za kierownicą, Maria obok. Lenka została z Krystyną, nie było sensu, aby jechali dwoma samochodami. Nie odzywała się. Milcząc spoglądała na domy migające jej za szybą auta.
- Mario - zagadnął Piotr. - Nadal się na mnie gniewasz?
- Piotrze, przecież wiesz, że to nie o to chodzi.
- A o co? Przeprosiłem już tyle razy....
- Nie chcę twoich przeprosin, tylko zrozumienia.
- Rozumiem cię aż za dobrze. Nie potrafię tak żyć. Potrzebuję cię. I nigdy nie usłyszysz ode mnie, że zachowałaś się jak dziwka, bo to wcale nie prawda. A właśnie o to ci chodzi.
- Co powiedziałeś? Jak?
- Wrzucił kierunkowskaz i zatrzymał się na poboczu.
- Tak, Mario. Nie zostałaś dziwką tylko dlatego, że poszłaś do łóżka z dwoma facetami w bardzo niedługim czasie. Mam dość owijania w bawełnę, powiem to, co myślę, a ty z tą prawdę zrobisz co uważasz za słuszne. Możesz mieć do mnie pretensje, że to moje potraktowanie cię w taki a nie inny sposób doprowadziło cię do stanu, w którym uważałaś się za osobę lekkich obyczajów, ladacznicę czy jak tylko to się zwie. Nie mogłaś, nie powinnaś tak się czuć, bo już wtedy byłaś dla mnie kimś bardzo ważnym. Już wtedy nie umiałem przejść obok ciebie obojętnie, już wtedy każdy twój uśmiech w moją stronę budził radość w moim sercu. Wiem, spieprzyłem w życiu kilka rzeczy, kilka naprawdę ważnych spraw, ale nie przekreślaj mnie w ten sposób. Ja już wtedy bardzo cię kochałem. Przyjście do twojego pokoju, ujrzenie cię w samym szlafroczku wcale mi sprawy nie ułatwiało. Byłaś....jesteś taka słodka! Mario, ja już wtedy byłem w tobie potwornie zadurzony! I jestem cały czas! Jeśli nie chcesz być ze mną, powiedz, a zerwiemy wszelkie kontakty. Widzieć cię a nie móc przytulić to największy z możliwych koszmarów! Kocham cię, kobieto! Rozumiesz!
- Tak Piotrze. Rozumiem. - odparła cicho i wtuliła się mocno w jego ramiona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz