Nastał okres przygotowań. Zaproszenia rozesłane, szczegóły ustalone. Suknia. Maria, Lenka i Martyna potrzebowały sukien. No i świadek. Kto powinien zostać ich świadkiem? Piotr nie chciał prosić o to kolegów z pracy, przyjaciele już dawno o nim zapomnieli. Zresztą, nie miał z nimi kontaktu. On przeprowadził się do Poznania, oni natomiast porozjeżdżali się po całym świecie. Kiedyś miał jeszcze kumpli od piwa, ale oni także zerwali z nim kontakt, gdy okazało się, że musi tatusiować swojej siostrzenicy i nie może przybiec do nich na każde zawołanie. Ostatnio nawiązała się nić przyjaźni pomiędzy nim i Szymonem, ale ponieważ to Martynka miała zostać druhną, potrzebny był młody chłopak, pasujący do niej wiekiem.
- Marcin może...- zasugerowała Maria, gdy zasiedli do poobiedniej kawy. Lenka wraz z Trotylem i Martynką ganiali się po podwórku. Kot, który już powoli zaczynał przyzwyczajać się do faktu, że ma rywala, rozłożył się na parapecie i z dumnie podniesioną głową rozglądał po okolicy.
- Marcin? Bo ja wiem... On to pewnie wolałby mi ciebie zabrać, a nie świadczyć o tym, że wydajesz się za innego - zażartował i cmoknął ja w czubek nosa.
- To ja już naprawdę nie wiem, kto to może być. Nie Tomasz, nie Przemek, nie Rafał - bardzo wymagający jesteś, Piotrusiu.
- Wiem. Ale co ja mogę na to poradzić?
- Zmień się! - zaśmiała się Marysia i odebrała dzwoniący telefon. To Grażyna.
- Mario, koniecznie muszę się z tobą dziś zobaczyć! Mój syn , Artur, potrzebuje mojej pomocy. Musiałam wziąć sobie dwa dni urlopu..... Chciałabym omówić z tobą pewne kwestie, które są na jutro. Będziesz musiała mnie zastąpić.
- Ok. - odparła zaskoczona Maria - Nic nie mówiłaś w piątek...
- Bo w piątek jeszcze o niczym nie wiedziałam. Wiesz, jaka ta młodzież teraz jest. Jestem na mieście, mogę podjechać? Gdzie jesteście?
- Jasne, że możesz. U mojej mamy. Wstawiam wodę na kawę!
- Dobrze. Na dwie kawy. Jestem z synem.
- Nie ma sprawy.
Podjechali parę minut później. Widocznie byli w okolicy. Gdy tylko Grażyna przekroczyła furtkę, od razu zrobiło się tłoczno i gwarno. Za nią kroczył przystojny czarnowłosy młodzieniec z grzywką wpadającą w brązowe, wielkie oczy.
- Poznajcie się, to mój syn Artur. A to Maria. Piotra już znasz.
- Witaj, Arturze.
- Dzień dobry Mario.
- To jest moja mama Krysia, to Martyna, a to Lenka i nieodstępujący ja na krok Trotyl.
- Witam wszystkich. - Artur zrobił delikatny ukłon w stronę Martyny i Lenki, a panią Krystynę pocałował w rękę. Maria poprosiła, aby Martynka zajęła się przystojnym gościem, a ona zwróciła się do Grażyny.
- To co się takiego wydarzyło? Możesz powiedzieć?
- No, chyba mogę. Mój syn znów narozrabiał.
- Przystojny jest - przerwała jej Maria śledząc za nim wzrokiem.
- Hmm.Hmm - Piotr dostał chrypki. Spojrzała się na niego i wybuchnęła śmiechem.
- Kochanie! No co ty! Dla mnie ty jesteś najprzystojniejszy na świecie!
- To na mnie się patrz! - zażartował.
- Ależ oczywiście! - odparła ze śmiechem - Przepraszam, Grażynko. Opowiadaj.
- Rozstał się ze swoją dziewczyną. Mieszkali ze sobą dwa lata. Wspólnie wynajmowali mieszkanie w Krakowie. Teraz je zdają, rok się zakończył, a od października pójdzie najprawdopodobniej mieszkać do akademika. Musimy cały jego majdan przewieźć do Warszawy! Komputer, telewizor, lodówkę. Dobrze, że pralki mu nie daliśmy. Tadeusz nie może wziąć urlopu, więc ja muszę po to wszystko pojechać! Oj, mówię wam, jakie utrapienie czasami z tymi dziećmi jest! Artur ma za mały samochód, a kluczyków od mojego mu przecież nie dam! Oj, nie! Raz tylko pojechał, dawno temu, co prawda, ale narozrabiał. Połowę pensji na lakiernika wydałam! Powiedziałam, że nigdy więcej nie dam. I teraz mam, co chciałam. Sama muszę. Och, co za los!
- Ale poczekaj - przerwał jej Piotr. - Ja jadę jutro z Marcinem do Krakowa! Spotkanie mamy w tamtym oddziale. Możemy przecież busa wziąć i nie będziesz musiała się fatygować. Nam zejdzie godzinka, no, może półtorej, więc będzie czas, aby wszystko załatwić i pozwozić.
- No nie wiem Piotrze, czy mogę cię aż tak fatygować...
- Grażynko, no co ty! Przecież to będzie chwila.
- Bo ja wiem... Zapytam Artura, co o tym myśli - powiedziała i zawołała syna.
Artur prowadził jakąś bardzo interesującą rozmowę z Martyną, bo ta słuchała go zawzięcie, od czasu do czasu przerywając i dość intensywnie gestykulując.
- Tak, mamo? - przerwał na chwilę i spojrzał na matkę.
- Podejdź na moment.
Przeprosił rozmówczynię i podszedł do stołu.
- Słucham cię.
- Piotr jutro ma kurs do Krakowa. Zaoferował się, że pozbiera te twoje manele i przywiezie do Warszawy. Co ty na to?
-Dla mnie super! Nie będę musiał całą drogę wysłuchiwać, jaki to ze mną kłopot jest - uśmiechnął się do swojej rodzicielki.
- Przecież wiesz, że to nie tak! - oburzyła się Grażyna.
- No wiem, wiem - uśmiechnął się do niej - ale zobacz, jaki to plus dla ciebie. Nie spędzisz dziesięciu godzin za kierownicą.
- No. Duży plus. To fakt. To jak? Umawiacie się?
- Noo, jeśli tylko Piotr może...
- Jasne, że mogę. O siódmej podjedziemy po ciebie. Długo zejdzie ci w Krakowie?
- Nie, wszystko prawie już mam popakowane.
- No to super.
Artur wrócił do dyskusji z Martyną, Lenka bawiła się z psem, pani Krystyna poczuła ochotę na drzemkę, przeprosiła wszystkich i udała się do domu po drodze zabierając ze sobą kota z parapetu, a przy stole dyskusja zeszła na temat nadchodzącej imprezy. Grażyna chciała wiedzieć, jaką suknię będzie miała panna młoda.
Nagle telefon Piotra zadzwonił. Sms. Wziął go ze stołu do ręki, wszedł w menu i odczytał wiadomość.
Koniecznie muszę z Tobą porozmawiać. To bardzo pilne! I nie przez telefon! Przyjedź do Poznania. Alina.
Zamyślił się. Czy ona da mu kiedykolwiek spokój? Czy kiedyś będzie mógł o niej zapomnieć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz