Suknia, dzięki uprzejmości pani ekspedientki, została wybrana i skierowana do kilku niewielkich poprawek. Martynka i Lenka także zostały odpowiednio odziane na zbliżającą się wielkimi krokami imprezę. Piotr, wraz z Szymonem i oficjalnym już świadkiem Arturem dokonali wyboru garniturów, koszul i innych męskich dodatków. Zajęło im to o połowę czasu mniej niż kobietom, ale tak to już w tym życiu jest!
Maria, w obawie, że o czyś zapomni, coś przegapi lub też nie dopilnuje ciągle czytała różne zapiski, dzwoniła do restauracji, kwiaciarni, ciastkarni. Tylko muzyką się nie martwiła, bo to Artur wziął na siebie. Był stąd, zajmował się tym, wszystkich znał. Uwierzyła, że chłopak da sobie radę i z ulgą zrzuciła ten temat z pleców. Lenka koniecznie chciała ubrać Trotyla w piękny, kolorowy strój, aby też mógł się pięknie prezentować. I Mruś, kotek pani Krystyny, kolejny przyjaciel Lenki, nie mógł przecież pozostać bez niczego! Długo Maria tłumaczyła dziewczynce, że kotu to co najwyżej można kokardkę na obroży zawiązać, a pies ucieszy się, jak będzie miał budę przystrojoną.
- Ale Marysiu ! Przecież oni też będą chcieli brać udział w zabawie!
- Kochanie, nie zabierzemy zwierząt do sali weselnej. Do kościoła ksiądz ich przecież też nie wpuści!
- Nie wpuści? Nawet jak go poproszę?
- Nie, kochanie - Maria posadziła sobie dziewczynkę na kolanach. - Pieski i kotki nie mogą wchodzić do kościoła.
- Ale przecież to też są stworzenia boże, prawda?
- Tak, króliczku, ale im nie wypada. Będą przeszkadzać księdzu, mogą zacząć szczekać albo miauczeć i nic nie będzie słychać.
- Szkoooda. A ja tak bardzo chciałabym, aby Trotuś mógł patrzeć, jaka jestem szczęśliwa, że w końcu się pobieracie z wujkiem. On też na pewno bardzo by się cieszył.
- Tak. I będzie się cieszył w swojej wystrojonej budzie. Ok? Udekorujemy ją różowymi kokardami. Może być?
- A będę mogła ja je przywiązywać? Już umiem!
- Jasne, kochanie. Bardzo mi wtedy pomożesz.
- To super!
Maria cieszyła się, że Lena z takim spokojem wewnętrznym i zadowoleniem podchodziła do zmian, które miały nastąpić w jej życiu. Kochała tą maleńką rozbrykaną dziewczynkę. Nie pozwoliłaby, aby ktoś ja skrzywdził. Już niedługo będzie prawnie jej mamą. Za kilka tygodni będzie miała męża, dom, już nie będzie moje i twoje. Już niedługo wszystko będzie wspólne. I kłopoty, zmartwienia, a także radości i zadowolenie. Łóżko i kredyty. Muszą sprzedać obecne mieszkanie Piotra i zamienić je na większe, bliżej rodzinnego domu Marii. Nie chciała zostawiać swej starej matki, a nie wiedziała na jak długo zostanie Martyna. Chciała się zabezpieczyć, mieć poczucie, że nie zostawiła swojej rodzicielki samej z całym domem na głowie. Akurat teraz nadarzyła się odpowiednia okazja. Mieszkanie w bloku, cztery pokoje z kuchnią, łazienką i salonem, zaledwie dwie przecznice dalej. Musieli z niej skorzystać.
***
Telefon zadzwonił. Piotr wyciągnął go z kieszeni. Sms. Z drżeniem rąk odszukał nową wiadomość i odczytał.
Ja nie żartuję! Jeśli nie znajdziesz dla mnie chwili czasu, gorzko tego pożałujesz!
Męczyła go już od kilku dni. Telefonów od niej nie odbierał, na smsy nie odpowiadał. Ale ciągle zastanawiał się, o co jej może tym razem chodzić? W końcu doszedł do wniosku, że już dłużej nie zniesie napięcia, które w nim rosło za każdym razem, gdy przypominała mu o sobie i postanowił w końcu zadzwonić do niej. Odebrała po pierwszym dzwonku.
- Co ty ode mnie chcesz? - krzyknął do słuchawki.
- Spokojniej, kochanie. A gdzie dzień dobry? - poznał po intonacji, że ma dziś doskonały humor.
- Od kiedy przypomniałaś mi o swoim istnieniu nie miewam dobrych dni. Co ty, do cholery, znów ode mnie chcesz! - wykrzyczał. Czuł, że nerwy mu puszczają. Gdyby była teraz obok niego, chyba by się nie powstrzymał i wyładował na niej swoją złość.
- Teraz to krzyczysz na mnie! Żenisz się, tak? A nie pamiętasz, co wyprawiałeś ze mną jak byłeś w Poznaniu ostatni raz? Nie pamiętasz swojego : jeszcze, jeszcze maleńka? O, tak mi rób, tak mi dobrze? Ty...ty... ty chamie ty!
- Nie pamiętam, bo nic takiego nie było!
- Jasne, nie było... - zaczęła szlochać do słuchawki. - To ciekawe, kto mnie zapłodnił, jak nie było!
- Co zrobił? - znów krzyknął.
- ZAPŁODNIŁ! BĘDĘ MIAŁA Z TOBĄ DZIECKO!
-Wybij to sobie z głowy, kobieto! Do niczego między nami nie doszło! Odurzyłaś mnie!
- Tak? Pewien jesteś? Poddałeś się badaniom? Możesz mi to udowodnić, kochanie?
- Nie mów do mnie kochanie! I nawet jak jesteś w ciąży to wiedz, że ja nie jestem ojcem!
- Nie, jeszcze nie jesteś, Piotrusiu, ale już niedługo będziesz! I wiesz co, mogę udowodnić, że spałeś ze mną, że się ze mną pieprzyłeś i że jesteś ojcem! Mam dużo zdjęć! I nie tylko!
Przeraził się. Przed oczami włączyły mu się migawki Aliny z aparatem w ręku. Coś sobie przypominał, coś kojarzył. Niech to szlag!
- Co ty ode mnie chcesz? Czego się po mnie spodziewasz, dziewczyno?
- No jak to czego, Piotrusiu. Tylko tego, że będziesz ojcem mojego dziecka. Przecież to jasne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz