środa, 29 lutego 2012

XXV.

Ucieszył się na jej widok. Pozwolił sobie przez chwilę przyglądać się jej profilowi. Rozmawiała z jakąś nastolatką. Sprawiała wrażenie lekko rozkojarzonej. Piękna jak zawsze.
- Mówisz, masz, kochanie. Wchodzimy! - powiedział do Lenki i pchnął drzwi. W środku było bardzo przyjemnie. Lekko pomarańczowe ściany idealnie współgrały ze światłem, bluszcze porozwieszane w każdym możliwym miejscu przyjemnie kontrastowały ze ścianami i brązowymi, okrągłymi stolikami. W tle dała się słyszeć powolna, romantyczna muzyka. 
Zanim zadecydował, co zrobić najpierw, Lenka wyrwała swoją dłoń z jego ręki i pobiegła do gabloty przyglądać się wystawionym tam lodowym cudom.Pomyślał, że ma ją na chwilę z głowy więc postanowił podejść do Marysi. Czuł, jak krew w jego żyłach przyspiesza, a puls szaleje. Jeszcze nigdy nie czuł się tak na widok kobiety. A może to chemia tak nim zawładnęła?
Na miękkich nogach w końcu mu się udało. Maria nie rozglądała się po sali, siedziała tyłem do drzwi, więc nadal go nie zauważyła. Milczały. Spoglądała przez okno, a jej towarzyszka męczyła się nad lodami. Wyglądała, jakby miała już dość.
-Witaj, Marysiu - powiedział, gdy znalazł się w zasięgu ich wzroku.- Miło móc cię znów zobaczyć.
Powoli, jakby nie dowierzając swym uszom, które rozpoznały jego głos, odwróciła się w jego stronę.
-Piotr? A co ty tu robisz?
-Wiedziałem, że ucieszysz się na mój widok- odparł lekko uśmiechając się aby ukryć zdenerwowanie.
-Oj. Przepraszam cię. Witaj. Po prostu nie spodziewałam się ciebie tutaj - odparłam zmieszana. Zaskoczył mnie.Moje ciało zareagowało na dźwięk jego głosu. Przecież to nie jest normalne! Jestem z Pawłem! A może - byłam z Pawłem?! Któż to wie.
Patrząc w jego twarz czułam, jak zmieniają się moje odczucia. Tęskniłam za nim. Jednak. Oszukiwałam samą siebie. Nie był mi obojętny
-Może ... dosiądziesz się do nas? Martynko, nie będziesz miała nic przeciwko? Poznajcie się, to mój kolega z pracy, Piotr , a to moja bratanica, Martyna.
Uścisnęli sobie dłonie.
-Miło mi panią poznać  -powiedział  - Jednak dziękuję za zaproszenie, nie jestem sam... - powiedział i zaczął rozglądać się po sali szukając małej. Już zaczął się denerwować, bo nigdzie nie było jej widać, gdy nagle naburmuszona, z podkówką na twarzy i ramionami związanymi na piersiach wysunęła się zza jego pleców i powiedziała:
- No, nareszcie. A już myślałam, że całkiem o mnie zapomniałeś, wujku!
Odwrócił się do niej, wziął ją na ręce, wycałował po małej buźce i odrzekł:
- O tobie, kochanie , nie da się zapomnieć.
Lenka odzyskała dobry humor.
-Przedstawiam wam moją siostrzenicę, Lenę.  
-Witaj skarbie. Chcesz razem z wujkiem dosiąść się do nas? - powiedziała Maria. Nie chciała, aby jej uciekł. Jego obecność wpływała na nią odprężająco.
-Bo ja wiem....A czy wtedy lody nadal będą romantyczne, wujku?
-W takim miejscu i w takim towarzystwie na pewno, króliczku.
-No dobrze, niech będzie - odparła mała złośnica i ze śmiechem dosiadła się obok Marii.
-A kim ty jesteś? Skąd znasz mojego wujka Piotra?  - zaczęła zadawać pytania jeszcze zanim dobrze poczuła krzesło pod siedzeniem.
-Kochanie, do starszych osób zwracamy się przez...
-Tak, wiem wiem. Ale ona, znaczy ta pani...pani Maria wygląda na taką sympatyczną.... - zaczęła się tłumaczyć wcale nie zawstydzona.
-Ok. Możesz mi mówić Maria, jeśli tak ci się podoba. I powiem ci w tajemnicy, że wcale nie chcę być panią. Lepiej być dziewczynką, wiesz?
-Oj tam. Ja też. -odparła Lenka i puściła do Marii oczko. Martynka zaśmiewała się z nich obu. Wyglądały komicznie szepcząc do siebie z bardzo poważnymi minami na twarzach.
-To co? Przegrałem? - zapytał Piotr.
-Tak - odparły równocześnie i wybuchnęły śmiechem.
-Wujku, ja już wiem, jakie chcę lody! - mała przypomniała sobie, po co tu przyszła. - Pokazać ci ?
- Tak, czy panie także mają na coś ochotę?
Kobiety zdecydowały się na cappuccino z niespodzianką, a Piotr koniecznie musiał wypić kawę. Ten długi dzień zaczął dawać mu się we znaki. 
Przez ponad godzinę gawędzili, śmiali się, rozmawiali. Lenka zadawała tysiące pytań nowym znajomym. Chciała wiedzieć wszystko o każdej z nich. A gdzie mieszkają, jakich kosmetyków używają, dlaczego włosy Marii tak dziwnie się kręcą a Martynie nie, czy były w Poznaniu, czy to coś, co piją to jest bardziej mleko czy kawa? I tak dalej. Początkowo Piotr starał się ją strofować, ale po jakimś czasie, nie widząc żadnych efektów ani też nie mając poparcia ze stron kobiet siedzących przy stoliku, dał sobie spokój. Mała była duszą towarzystwa. Od czasu do czasu udało mu się zatrzymać na sobie wzrok Marii. Jej spojrzenie było dziwne, nostalgiczne. Nie wiedział, jak sobie je tłumaczyć. Wiedział natomiast to, że dałby wszystko, by móc ją do siebie choć na chwilę przytulić.
Gdy Lenka zaczęła ziewać , a zegar wskazywał dwudziestą pierwszą, zdecydował, że najwyższy czas wracać do domu.
Martyna też już chciała jechać, tym bardziej, że przez pięć godzin ich nieobecności ojciec mógł już się bardzo dobrze zaprawić w knajpie i zaczynała się o niego martwić. Wszyscy więc zaczęli szykować się do wyjścia. 
Lena była tak zmęczona, że ledwie stała na nogach. Piotr wziął ją  na ramiona i ruszyli w stronę parkingu.
 -Ojej, Mario! - zawołał nagle -Ja muszę jeszcze z tobą porozmawiać! Całkiem mi to z głowy wyszło!
-Słucham cię - odparła uśmiechając się do niego kącikami ust.
-Trochę mi niewygodnie... teraz. Mogę do ciebie później zadzwonić? Tak, około jedenastej, na przykład? Może obie będziecie mogły mi pomóc... - zamyślił się. - To jak? Nie przeszkodzę ci ? 
- Nie, spokojnie możesz dzwonić. Będę czekać. - powiedziała, gdy zatrzymali się przy jego samochodzie. 
- Dziękuję wam dziewczyny za miły wieczór. Odezwę się.
-Ja też dziękuję Marysiu i Martynko. Jesteście takie sympatyczne.
-Ty też maleńka. - odparła Maria i cmoknęła ją delikatnie w policzek.
Gdy odchodziły w stronę jej samochodu, cały czas czuła na sobie jego wzrok. Dopiero gdy wsiadły do środka i uruchomiła silnik, odjechał.


-Mhm, całkiem fajnych masz kolegów w pracy, ciociu - zaczęła Martyna. - Też chciałabym z takimi pracować. Nie dość, że przystojny, to jeszcze miły, uczynny i kochający dzieciaki. Gdzieś tam w międzyczasie miętę poczułam, wiesz?
- Przesadzasz, Martynko - odparłam. Nie możliwe, żeby mogła coś zauważyć.
Martyna tylko uśmiechnęła się delikatnie pod nosem.
-Ale jakby co, to piszę się na druhnę. Ok?
-Martyna!

Janek był nieprzytomny. Andrzej też. A miało być po piwku. Ciekawe, co na to wszystko powie mama. Wciągnęłyśmy obu do samochodu, sami nie byli w stanie iść. Na szczęście uregulowali rachunek zanim całkiem się ululali. Barman dziękował nam za to, że sprzątnęłyśmy pijanych klientów. No tak, w ten sposób miał jeden problem z głowy. 
Gdy już podwiozłam Andrzeja pod dom i pomogłam mu dotrzeć do drzwi (Martyna zadzwoniła jeszcze, tak na wszelki wypadek) i udało nam się umieścić Janka w łóżku, miałam czas dla siebie.
Z telefonem pobiegłam do łazienki, nie chciałam przegapić telefonu Piotra.
Przez chwilę pomyślałam o Pawle i o tym, co dziś zobaczyłam. Nie był jakoś szczególnie piękny czy też przystojny, jednak swoim zachowaniem i uśmiechem umiał zjednać sobie ludzi i przyciągać do siebie kobiety. To wiedziałam. Ale myślałam też  że po tym, co wydarzyło się między nami, coś nas łączy. Czyżby tylko pobawił się mną przez te kilka dni ? Nie wydaje mi się. 
Wybrałam jego numer telefonu i zadzwoniłam. Miał wyłączoną komórkę.
Jeszcze byłam w wannie, gdy zadzwonił Piotr.
-Witaj, Mario - powiedział. 
-No hej - odparłam miękkim głosem. Chyba żałowałam tego, co wydarzyło się pomiędzy mną a Pawłem. Nawet nie dałam sobie szansy spróbowania z Piotrem.
-Dzwonię, tak jak mówiłem....Jak twój brat? 
-Nieżywy. Ululali się obaj. Miałyśmy wielki problem z zaciągnięciem ich do samochodu, ale na szczęście jakoś dałyśmy sobie radę - odparłam. Miał taki uspokajający, gruby, podszyty delikatną chrypką głos. 
-Marysiu...chciałbym ci powiedzieć to wszystko, co mam do powiedzenia w inny sposób, ale chyba tak będzie mi łatwiej... W przeciągu kilku dni, jednego tygodnia, moje życie wywróciło się do góry nogami....
I opowiedział mi o swojej siostrze, jej problemach z piciem i narkotykami, o jej nieszczęśliwym wypadku, o konieczności pozostawienia Marioli w szpitalu w mieście oddalonym ponad 300 km, o problemach z Lenką, z ciuchami, przedszkolem i całą resztą. Płakałam, słuchając go. To ja mu romans z Aliną przypisywałam, obrażoną   udawałam, a on  musiał   zmagać  się z rzeczami, o których   nie miałam pojęcia .
Umówiliśmy się na jutro, na niedzielę, że pojedziemy do centrum handlowego i kupimy Lenie ubranka, których ma tak mało. Może też farbę do pokoju i jakieś meble?  Mamie się ten pomysł nie spodoba, bo nie uważa niedzielnych zakupów, ale w tym przypadku nie było innego wyjścia. I tak musiał wziąć sobie jeszcze ze dwa, trzy dni urlopu aby znaleźć przedszkole.
- Marysiu, dziękuję Ci za tą rozmowę. Jest mi teraz zdecydowanie lżej na duchu.. - powiedział na zakończenie. 
- Nie martw się, Piotrze. Jakoś to będzie. Wszystko się ułoży. Zobaczysz.
-Liczę na to. Śpij słodko.
-Pa.
Nie powiedziałam mu nic o Pawle. Bo tak naprawdę, co powinnam mu o nim powiedzieć? To, że byłam z nim czy też to, że widziałam go z inną w czułych, jednoznacznych objęciach? 

wtorek, 28 lutego 2012

XXIV.

Nie spałam prawie całą noc. Nie pozwalały mi na to  myśli o Piotrze, Janku i jego rozpadającej się rodzinie, a także Paweł. Nie zadzwonił, nie odpisał. Dziwne zachowanie jak na niego. Postanowiłam, że pierwsza nie napiszę i nie zadzwonię. A co !
Wstałam, ogarnęłam pokój i zeszłam na dół. Tam już Martynka z mamą krzątały się po kuchni i szykowały śniadanie. Janka nigdzie nie było widać.
-Cześć dziewczynki. A gdzie męska część naszej rodzinki? - zapytałam.
-Cześć ciociu. Tata poszedł po bułki. Ale chyba strasznie długie kolejki tutaj macie , bo go nie ma i nie ma.
-Może spotkał kogoś znajomego. Zaraz pewnie wróci. Potrzebujecie pomocy ?
-Nie córeczko, wszystko już jest gotowe. Tylko te bułki... - odparła mama.
-To ja pójdę zobaczyć, co zatrzymało Janka w sklepie - odparłam i zaczęłam się ubierać.
Nie zdążyłam wyjść za furtkę, gdy nadszedł.
-Gdzieś ty był? Wszyscy czekamy na ciebie!
-Oj, przepraszam. Andrzeja spotkałem. Wiesz którego? Studiowaliśmy razem. Pamiętasz go na pewno.
-Andrzeja? Zatorskiego ? No, on często zakupy robi w tym samym sklepie co i my. 
-No właśnie jego! Wyobraź sobie, że on też jest po rozwodzie. Też go żona zostawiła. I dzieci zabrała. Tylko że jego to takie całkiem małe jeszcze. Siedem i dziewięć lat mają. Zastanawiam się....Jakie macie plany na popołudnie? Może umówiłbym się z nim na piwo? Fajnie byłoby się spotkać i pogadać chwilę dłużej. No i nie koniecznie w sklepie spożywczym. - uśmiechnął się do mnie. Przypominał wtedy mojego ojca.
- Wracaj do sklepu, złap Andrzeja, umówcie się a ja z Martynką zrobię sobie babski wieczór. Mama i tak się z domu nigdzie nie ruszy, więc o nią nie musimy się martwić. 
- Myślisz, że tak będzie ok? Jutro wieczorem musimy wracać.
- Będzie w porządku. No idź już, bo ci ucieknie i będziesz wiatru w polu szukał - fuknęłam na niego ze śmiechem, widząc, że  się ociąga. 
- No dobra. To idę. Weź bułki. Zaraz wracam.
Nareszcie  zaczął gadać jak facet. Szkoda mi go było. W końcu Sylwia była miłością jego życia. Przez dwa lata ścieżkę do niej uklepywał, a teraz , jak widać, na niewiele mu się to zdało.
Martynka, zachwycona możliwością spędzenia wieczoru na mieście tylko ze mną zasiadła do laptopa i szukała ciekawego filmu. 
Powinnam zadzwonić do Pawła. -myślałam. - Nie wiem jakie ma plany, ale dziś nie bardzo możemy się spotkać. Nie chcę zabierać go ze sobą , bo to przecież ma być damski wieczór. Ale poczekam jeszcze chwilę, może on się odezwie. 

Martynka zdecydowała, że wybierzemy się do kina Kultura przy Krakowskim Przedmieściu. Uwielbiała, tak jak i ja, spacery w tym przepięknym miejscu. Miało swój urok szczególnie wieczorem, gdy płonęły lampy i wszystko skrywało się za pomarańczowo-żółtą poświatą. 
Paweł nie dzwonił. Widocznie nie planował się dziś ze mną spotkać. Może miał pretensje o to, że wczoraj nie przyprowadziłam go do domu i nie zapoznałam z moim bratem? Nie wiem. Też w końcu nie zadzwoniłam. Trudno. 
Nie bardzo natomiast wiedziałam, jak powinnam zachować się w stosunku do Piotra. On przecież nie wiedział nic o tym, co wydarzyło się w moim życiu w przeciągu jednego tylko tygodnia. A było tego wiele! Bardzo wiele! Czy było w nim jeszcze miejsce dla niego? Raczej nie. Ale nie mogłam zachować się jak ostatnia świnia i tak po prostu przemilczeć jego smsy. Tyle było w nich smutku. Co takiego wydarzyło się w jego życiu? I co w końcu łączy go z Aliną? Tysiące pytań. A gdzie odpowiedzi? 
Napisałam do niego, że cieszę się z jego przyjazdu.
A tak swoją drogą, jeśli Piotr już wraca, to co teraz będzie ze mną? Przerzucą mnie z powrotem do poprzedniego działu ? Hmm. Do tej pory o tym nie myślałam.

Na miejscu stawiłyśmy się w pełnym rynsztunku, uzbrojone po zęby w popcorn.Po drodze podwiozłyśmy Janka do knajpy, którą zasugerował Andrzej, i oczywiście musiałyśmy zostawić mu tysiące nakazów i zakazów.
- Tato, nie pij za dużo, nie jedz nic, co ci może zaszkodzić. Pamiętaj! - to Martyna. Ja natomiast ostrzegałam go przed podrywaniem wszystkich babek. Nie tylko tych po czterdziestce z cellulitem i syfilisem, tych młodych osiemnastek też.  Pokornie przytakiwał głową. Miałyśmy nadzieję, że zostawiamy go w dobrych, Andrzejowych rękach.


Film był całkiem całkiem. Opowiadał historię młodych dziewcząt sprzedających swoje ciało za prezenty. A całość akcji odbywała się właśnie w Warszawie. Po wyjściu z kina inaczej patrzyłam na niektóre kwestie. Chciałam pociągnąć Martynę do auta i sprawdzić we wszystkich centrach handlowych, czy naprawdę jest tak, jak opowiadał film. Zastanawiałam się, jak często przechodziłam obok dziewczyny, która czekała na swą "ofiarę". Do tej pory nie zauważałam tego problemu, bo zawsze się spieszyłam i byłam zajęta głównie sobą. 
Na Martynie film nie zrobił większego wrażenia. Stwierdziła tylko, że temat raczej jest jej znany, więc mogła sobie ten film darować i iść na jakiś inny, ale ponieważ oglądała go ze mną , to jak stwierdziła  - może być. Ruszyłyśmy wolnym krokiem deptakiem przed siebie. Zatrzymywałyśmy się przed witrynami kawiarenek nie wiedząc, na co powinnyśmy się zdecydować. W końcu puchary lodowe zwyciężyły. 
Wchodząc do kawiarenki zwróciłam uwagę na mężczyznę obejmującego wysoką, zgrabną blondynkę w butach na wysokich obcasach. Wyglądali jak zakochana para. Coś w tym facecie przyciągało mój wzrok. Był ubrany bardzo elegancko, tak jak i kobieta, z którą szedł, a jednak....coś w jego sposobie chodzenia, w sylwetce, było mi znajomego. Ta blond czupryna... Na dworze już się ściemniało, widziałam go tylko od tyłu, a jednak po chwili doznałam olśnienia. To Paweł ! Wybiegłam z kawiarenki, spojrzałam za nimi. Tak! To jego samochód! Wsiadali do samochodu mojego kochanka czule się obejmując. Nie znałam jego rejestracji, zresztą, z tej odległości nie była ona widoczna, jednak byłam pewna, ze to on! Wyciągnęłam z torebki komórkę i wybrałam jego numer. Po jednym sygnale odrzucił połączenie. A to sukinkot!
Roztrzęsiona wróciłam do Martyny. Boże, ależ ja mam szczęście do facetów! - przeklinałam swój los w myślach.
Martyna patrząc na mnie zrozumiała, że coś w tych kilku sekundach musiało się wydarzyć, jednak, ponieważ sama nie zaczynałam rozmowy o nic nie pytała. Mądra dziewczynka. Usiadłyśmy przy stoliku. Postanowiłam na moment zapomnieć o tym, co zobaczyłam i zająć się bratanicą. Nie było to łatwe. 




***

Po pięciu godzinach jazdy w końcu dotarli na miejsce. Mała była znużona i zmęczona, ale gdy tylko przekroczyła próg mieszkania Piotra, ożywiła się.
-Wujku! Ale ty masz wielkie mieszkanie! I jak tu ładnie! Kino masz w domu?! Takie dla jednej osoby? 
-Nie kochanie, to telewizor.
-Taki wielki? Nie widziałam takiego jeszcze.... A Ile masz pokoi? I który może być mój? - mała szczebiotała bez przerwy, zadając tysiące pytań. Gdy zajrzała do łazienki, nie chciała z niej wyjść.
-Wujku! I prysznic, i wanna? Ale przecież ty sam mieszkasz. Po co ci aż tyle? Czy wanna może być moja? Ja tak lubię długo się kąpać i w takiej gorącej wodzie. A będę mogła zostawić tu swoją szczoteczkę do zębów? I szampon? I ubikacja jest osobno? Wujku, ty opływasz w luksusy - mała z radości wybuchnęła śmiechem. -Fajnie musi być tak mieszkać! I mama też będzie mogła tu być, wujku?
-Tak kochanie. Jasne,że będzie mogła. Jak tylko wyzdrowieje. - zasmucił się na myśl,że to może nigdy nie nastąpić.
-Chodź, Lenko, wybierzesz sobie pokój. Ten, tutaj, zaraz obok łazienki albo ten na końcu mieszkania, z balkonem. Który wolisz? 
-Poczekaj, muszę je najpierw obejrzeć wujku.
-Ok. Oglądaj maleńka, a ja przyniosę resztę bagażu. Dobrze? 
-Mhm.Idź. Ja się porozglądam.
Zachowywała się jak mała dorosła dama. W końcu wybór pokoju to nie byle co, tylko poważna decyzja. 
Gdy wdrapał się z powrotem na czwarte piętro zastał swoją siostrzenicę w najbardziej oddalonym pokoju, tym z balkonem. Mała stała przy oknie i patrzyła z góry na miasto.
- Chyba chciałabym, aby to był mój pokój - powiedziała cichutko, tuląc do siebie pluszowego miśka z oberwanym uchem - Jest taki podobny do pokoju, w którym mieszkałam z mamą. Tam tylko nie było balkonu....
Zobaczył łzy w oczach siostrzenicy. Tęskniła.
- Chodź do mnie, kruszynko.  - powiedział. Przybiegła i wtuliła się w niego całą siłą swoich pięciu lat.
Wziął ją na ręce, usiadł na niewielkim łóżku. Pokój, który mała sobie wybrała był nieużywany.Trzeba go odświeżyć, kupić normalne łóżko, jakieś biurko, komódkę na ubrania - myślał - kiedy ja to wszystko zrobię?  - nie wiedział. Ale na pewno musi sobie poradzić. Dla małej, dla siostry i dla siebie.
Gdy Lena uspokoiła się, poszli do kuchni obejrzeć zapasy, które w domu zostawił przed wyjazdem.  Mleko nadawało się już tylko do wylania. Z wody niegazowanej raczej ciężko było ugotować obiad, więc postanowił, że dziś wyjątkowo, jak tylko wszystko zorganizują i porozkładają, zabierze ją na kolację do prawdziwej restauracji.
Założył pościel na łóżko, z którego chwilowo Lena musiała korzystać. Starł kurze i zmył podłogę w jej pokoiku. Oczywiście mała nie siedziała z założonymi rękoma tylko dzielnie mu pomagała rozkładając swoje ubranka i pluszaki. Gdy już się trochę odświeżyli byli gotowi na podbój Warszawy. Lenka była w tym mieście po raz pierwszy i wszystko co widziała, stanowiło dla niej zagadkę i uruchamiała lawinę pytań.
-Wujku, a jakie jest dla ciebie najpiękniejsze miejsce w Warszawie? Bo ja w Poznaniu to bardzo lubię chodzić na Stary Rynek. Czasami, jak mama miała dobry humor, to mnie tam zabierała na lody. One były takie pyszne!
-W Warszawie kochanie też są pyszne lody. Jak będziesz grzeczna i zjesz cały obiadek, zabiorę cię w takie miejsce. Dobrze?
-Tak, tak. Jasne, że zjem. Tylko nie zamawiaj barszczu. Bo z tym mogę mieć problem.
-Masz to jak w banku. Zjemy inną zupkę. Ok?
-Mhm.
Gdy wychodzili z domu, wzięła go za rękę. Miło był poczuć, że jest się komuś potrzebnym. To dla niego było  całkiem nowe uczucie.

Po obiedzie, który oboje zjedli z wielkim apetytem, bo z wyjątkiem lekkiego śniadania i hot doga na stacji Orlenu nie mieli nic w ustach, Piotr zabrał Lenkę na Krakowskie Przedmieście. Ju zapadał zmrok, okoliczne knajpki i kawiarenki żyły żółtym światłem, a cały teren wyglądał, jakby był przeniesiony z innego wieku.
-I jak kochanie? Podoba ci się to miejsce?  - zapytał siostrzenicę powoli przyzwyczajając się do maleńkiej dłoni wciśniętej w jego dłoń.
-Tak wujku. Jest tu prawie tak samo pięknie jak w Poznaniu.
-A ja myślałem,że ładniej.
-Nieee... Nie wiem.I tu i tam jest pięknie  - wybrnęła dyplomatycznie i uśmiechnęła się łobuzersko do niego. - To gdzie zjemy te pyszne lody, wujku ? 
-Wybór należy do ciebie, maleńka.
-Ok.To chodźmy....Chodźmy tu! - Lenka wskazała na kawiarenkę, gdzie przez szybę Piotr zobaczył Marię. 

poniedziałek, 27 lutego 2012

XXIII.

- Martynko, kochanie ! Jak ty wyrosłaś! A jak wypiękniałaś! Miło znów cię zobaczyć. - powiedziałam biorąc bratanicę w objęcia po powrocie  z pracy. - Witaj bracie! A ty co ? Nie siwiejesz za szybko?  Co u Sylwii? Jak radzi sobie Tomek ? 
Zasypałam ich pytaniami. Po cichu przyglądałam się bratu. Zestarzał się bardzo. Osiwiał, pokazały się nowe zmarszczki. On ma dopiero 38 lat!  Dopiero powinien zacząć dojrzewać a nie przemieniać się w starca! Chyba wyczuł, że mu się przyglądam, bo zaczął się do mnie delikatnie uśmiechać. 
- Muszę z wami poważnie porozmawiać, ale to może zostawimy sobie na później - spojrzał wymownie w stronę córki. - czekaliśmy na ciebie z obiadem. Mama coś mówiła o twoim nowym znajomym. Wychwaliła go pod niebiosa, a ty zapomniałaś go przyprowadzić?
- Haha, na dziś dałam mu wolne. Nie chciałam, aby zakłócał nam rodzinny spokój. 
-No nie siostra! A już liczyłem na piwko wypite w miłym towarzystwie !
- Ej! A nasze towarzystwo ci nie odpowiada? Gardzisz kobietami!? - zaśmiałam się.
- No co ty , Marysiu ! Ale przy was dwóch to tak trochę nie do pary jest.
- Oj synuś, synuś! Tobie jak zawsze żarty w głowie.
Mama podeszła do syna, przytuliła się do niego. To Janek był jej ulubionym dzieckiem. Zawsze stawiała go na pierwszym miejscu. Zawsze martwiła się i troszczyła bardziej o niego. Ja byłam oczywiście oczkiem w głowie tatusia, ale on niestety dawno już odszedł od nas. Zginął w wypadku samochodowym, gdy miał pięćdziesiąt pięć lat. Czasami zazdrościłam bratu miłości matki, ale miałam świadomość że mnie też kocha, tylko trochę inaczej. Ona z natury wolała kochać chłopców! Oczywiście Tomka, syna Janka, również wolała bardziej niż Martynkę.
Po obiedzie, który bardziej przypominał wieczerzę świąteczną niż zwykły piątkowy obiad , przy filiżankach z kawą zasiedliśmy w dużym pokoju. Martynka pobiegła do mnie na górę skontaktować się ze swoimi znajomymi przez internet, a my z mamą wyczekiwałyśmy momentu , gdy Janek zacznie mówić. Ociągał się lekko, chyba nie bardzo wiedział jak zacząć. 
- Kobiety moje kochane - padło w końcu - przyjechałem dziś do was, aby się pożegnać. Wyjeżdżam. Jadę do Dani. Już mam tam zorganizowaną pracę. W gruncie rzeczy to firma w której pracuję nagrała mi tam kontrakt. Nie wyjeżdżałbym , gdybym nie musiał. 
- Ale synku jak to tak ? A gdzie to ty będziesz? Na końcu świata? A jak ze świętami ? Nie, nie podoba mi się ten pomysł. Nie pozwalam ci ! - widać było, że mama ma zamiar zacząć płakać, już jej się łzy w kącikach oczu zakręciły. Przytuliłam ja do siebie. 
 - Ciiii, mamuś, daj mu powiedzieć wszystko do końca.
- Mamo, muszę ! To niestety nie jest jedyna wiadomość, jaką mam wam do przekazania. Mój wyjazd już jest zaklepany i nie do odwołania. Nie mogę sobie na to pozwolić. A wyjeżdżam... wyjeżdżam, bo muszę. 
-Dlaczego musisz synku ? Za mało pieniędzy macie czy co ? - mama już nie kryła swoich łez.
-Rozwodzimy się.
-Co robicie? Rozwodzicie się!? - mama wykrzyknęła -W naszej rodzinie nigdy nie było rozwodów ! Nie synu, nie zezwalam ci na to ! Nie możecie, nie, nie ! - wybuchnęła wielkim szlochem.
- Mamo, uspokój się, wiesz przecież , że nie wolno ci się denerwować. Serce masz słabe! - krzyknęłam do niej. Złapała się dłońmi za pierś i zaczęła głęboko oddychać. Pobiegłam po jej tabletki, dałam jej jedną pod język.
- Powinieneś był powiedzieć mi wcześniej! Przygotowałabym ją na te wszystkie twoje nowiny! - krzyknęłam do brata drżąc o zdrowie mamy. - Przecież wiesz, że nie wolno jej się denerwować! Zawsze byłeś samolubny ! Kto wymyślił ten rozwód?! Pewnie ty ! Co, nagle okazało się, że utrzymywanie księżniczki nie jest na twoją kieszeń!? - kipiałam nad nim. Mama zaczynała się powoli uspokajać, a on wpatrywał się we mnie i nic nie mówił. Lekko drżała mu broda. I co. On też mi się tu rozbeczy ? 
- Ciociu, nie krzycz na tatę. To nie jego wina - Martynka stała na schodach i wsłuchiwała się w naszą rozmowę.  - To mama znalazła sobie kochanka i chciała rozwodu. Gdybym była trochę starsza, pojechałabym z tatą. Teraz mi nie pozwalają, muszę skończyć szkołę! Wcale się nie dziwię, że chce uciec! Ja też nie chcę z nią być! Jest okropna! Wiem, że to moja matka, ale....
-Dziecko moje kochane - babcia już była przy wnusi, już tuliła ją do siebie. - A co wy żadnego szacunku dla dzieci nie macie? Jak one tak, bez ojca będą się wychowywać?! Tomek to już mężczyzna przecież, potrzebuje męskiego zdania i porady!- jak widać, mama już się pozbierała po nowinie, jaką brat do domu przywiózł. 
- Może zaczniemy od nowa i po kolei - powiedziałam do wszystkich i przywołałam dłonią mamę i Martynę. - Chodźcie, siadajcie. Janku, od początku.
No i poszła historia jak z książki, od czasu do czasu tylko przerywana przez szloch mamy. Romans mojej bratowej trwał już co najmniej od dwóch lat. Jej wybrankiem nie był byle kto, tylko właściciel sieci sklepów. Ponieważ pracowałam w handlu jego nazwisko nie było mi obce. Słyszałam, że rozwiódł się jakiś czas temu, też miał dwoje dzieci. Ale w jego przypadku dzieciaki były już dorosłe i zamężne. Nie robił im większej krzywdy. Miały swoje życie i swoje rodziny. To był dość bogaty, ale i także zdecydowanie starszy od mojego brata facet. Cały romans odkrył nie kto inny, jak właśnie Martynka. Nie podobało jej się zachowanie matki, zaczęła ją śledzić, wypytywać, aż w końcu dopadła w jednym z małych pokoi hotelowych. Chyba nie chcę wiedzieć, jaka to trauma musiała być dla tej smarkuli. W tym roku kończyła szesnaście lat. Czy to odpowiedni wiek na takie informacje? Raczej nie. Zagroziła, że powie o wszystkim ojcu i tak też uczyniła. Na dobrą sprawę to tylko rozwiązała matce ręce. Potem było już jak z górki. Jedna sprawa, druga - i teraz już po rozwodzie są. Janek się wyprowadza- wiadomo gdzie, a Sylwia zostaje w ich domu razem z dziećmi. Martynka dopiero jak skończy studia, pojedzie do ojca - tak mu obiecała. Studiować chce w Warszawie. Czyli za rok zamieszka z nami i będzie nam troszeczkę weselej.
Gdy już emocje nieco ucichły, a ja z mamą powoli trawiłam świeżo poznane fakty, wyjęłam z kredensu koniak i rozlałam do trzech szklanek. Martynce dałam lampkę lekkiego wina. Brat spojrzał się na mnie z wyrzutem w oczach, ale nie zwracałam na niego uwagi . Zasługiwała dziewczyna. Też ma nerwy i też musi je ukoić. 
- A co na to wszystko Tomasz? - zapytałam nagle. Jakoś tak do tej pory nie było o nim wzmianki.
- Wkręca się w interes ojczyma. Programy mu będzie instalował - odpowiedziała mi z kpiną w głosie Martynka. Zdrajca!



Nie mogłam zasnąć. Szkoda mi było brata, bo wiedziałam, że swoją księżniczkę kocha nad życie i cierpi bardzo z powodu tego, co się stało. Już nie dziwiłam się, że osiwiał. Nie mogłam tylko zrozumieć zachowania Tomasza. Jak mógł? Własny rodzony ojciec był dla niego nikim? Poleciał , tak jak i jego matka, na większą kasę? Nie spodziewałam się tego po nim. 
Wystukałam smsa do Pawła. Chciałam, aby teraz był przy mnie i swoimi ramionami utulił wszystkie moje smutki. Potrzebowałam go . Po chwili mój telefon zapikał  oznajmiając, że przyszła wiadomość. Pewna, że to Paweł poderwałam się, otworzyłam wiadomość i przeczytałam:

Marysiu, kochanie, tęsknię za Tobą bardzo. Mam tu masę kłopotów i problemów, ale nie mogę doczekać się chwili, gdy znów Cię zobaczę. Śpij słodko, Twój Piotr.

A tak dobrze już było. Już nie myślałam o nim!


***

Dziś powinien już wracać do Warszawy, ale wiedział, że nie wyrobi się ze wszystkim. Zaraz po śniadaniu, które zjadł razem z Lenką, przeszukał wszystkie szuflady, aby znaleźć druki rachunków, które należało zapłacić. Kilka ledwie żywych kwiatów zaniósł do sąsiadki, tam  na pewno miały większe szanse na przeżycie. Wspólnie z siostrzenicą przejrzał jej garderobę chcąc sprawdzić, czy czasem małej niczego nie brakuje i aż złapał się za głowę. Mała nie miała praktycznie nic. Potrzebowała nowych majtek, pidżamki, kapci , butów, rajstopek. Nowa kurtka tez by się przydała, bo już wiosna była za pasem a mała cały czas w zimowej chodziła. 
- Kochanie, gdzie chcesz jechać na zakupy? Tutaj czy w Warszawie? - nie bardzo orientował się, gdzie w Poznaniu można kupić wszystko w jednym miejscu. 
- A co musimy kupić, wujku? - zapytało roztropnie dziecko.
- Wszystko? Masz bardzo niewiele ubrań, maleńka.
- Ale ja nie potrzebuję więcej. 
- Dobrze, to zrobimy zakupy w Warszawie. Poproszę  znajomą, to nam pomoże. Ja nie bardzo znam się na kobiecych łaszkach, więc nawet nie bardzo wiem gdzie powinienem ich szukać... - przyznał się małej i ucieszył, że tak szybko znalazł rozwiązanie. Maria na pewno mu nie odmówi. 
- A ta twoja znajoma to fajna, wujku ? 
- Bardzo fajna. I miła, i śliczna....
- To twoja dziewczyna? 
- Mhm. Bardzo trudne pytania zadaje moja królewna ! - zawołał i przytulił małą do siebie  - Bardzo chciałbym, żeby tak było.
Mała była tak bardzo przejęta wyjazdem, że bez problemu pozwoliła zaprowadzić się do sąsiadki , aby Piotr mógł pójść do szpitala.
Jej stan nie zmieniał się. Nadal była w sztucznej śpiączce. Usiadł przy jej łóżku, wziął jej dłoń w swoją i zaczął mówić:
- Już cię nie potępiam, siostrzyczko. Wiem, że wcale nie było ci łatwo. Jest mi bardzo przykro, że nie mogę zostać tutaj z tobą. Musze być w Warszawie. Ale nic się nie martw. Mieszkaniem zajmie się Ewa, a Lenkę zabiorę ze sobą. Mam duże mieszkanie, pomieścimy się. Zapiszę ją do przedszkola, już nawet poprosiłem koleżankę z pracy, Grażynę, żeby zorientowała się, jakie mam szanse na znalezienie dla niej miejsca. Może to łatwe nie być, ale na pewno damy sobie radę. Prywatne przedszkola na pewno nie odmówią dodatkowych funduszy.  Zatroszczę się o twoją córkę najlepiej jak potrafię. Wiesz o tym, prawda? Ciebie też zabiorę do Warszawy. Jak tylko wydobrzejesz na tyle, że będzie możliwy transport. Kocham cię siostrzyczko. 
Ucałował jej dłoń, pocałował bandaż na czole i nie oglądając się za siebie, gdyż łzy przesłoniły mu wzrok, wyszedł. Zajrzał jeszcze do ordynatora, zostawił swój numer, powiedział, że do siostry będzie przychodzić znajoma i opuścił szpital. 
Na policji nic nowego nie usłyszał. Byli podejrzani, ale śledztwo nadal w toku i nie mogą udzielać informacji. Również zostawił swój numer na wszelki wypadek . Był poza podejrzeniem , miał alibi, więc pozwolono mu wyjechać z miasta. 


Po południu, chcąc odwdzięczyć się sąsiadce za opiekę nad siostrzenicą zabrał obie dziewczynki najpierw do kina, a potem do Mac Donalda i na lody.  Dziewczynki wiedziały, że to ich ostatni wspólny dzień, więc chciały go jak najlepiej wykorzystać. W drodze powrotnej wstąpili jeszcze do kwiaciarni, Piotr kupił wielkiego kwiatka w doniczce dla mamy Oli oraz w sklepie obok koniak dla taty, z którym miał niewiele kontaktu, ale znał go z widzenia. 
Pani Ewa nie chciała przyjąć prezentu, ale oczy świeciły jej się z radości na widok figowca Benjamińskiego .
W ramach podziękowania teraz to ona zaprosiła Piotra do siebie na kawę i ciasteczka. Delikatnie też panowie, aby bliżej się poznać, napoczęli przyniesioną butelkę.

Wieczorem, gdy już Lenka leżała w łóżku a Piotr był przy niej, by uchronić ja przed nocnymi strachami, zapytała o mamę.
- Wujku, a jak mama sobie poradzi beze mnie? I dlaczego jej tutaj nie ma? Chciałabym przytulić się do niej. Brakuje mi jej. Ona nie zawsze jest zła, wiesz? Czasami zabierała mnie na lody i wtedy było bardzo miło. Lubiłam z nią chodzić po sklepach. Pozwalała kupować mi słodycze..... Tęsknię za nią.
- Wiem kochanie. Ale twoja mamusia nie może teraz być z nami. Jest chora. Wiesz?
- A co jej się stało? Ja jak jestem chora to biorę syropek. I muszę wtedy być w domu, nie wolno wychodzić mi na dwór. Więc mama, jak jest chora, to też powinna leżeć w łóżku.
- Twoja mamusia leży kochanie w łóżku. I ma bardzo dobrą opiekę. Ona jest w szpitalu kochanie.
- W szpitalu? Ale przecież tam są tylko ci, którzy są bardzo, bardzo chorzy! Moja mamusia jest aż tak bardzo chora? 
Cóż miał odpowiedzieć maleństwu wtulonemu w jego ramiona? Prawdę? Chyba nie potrafił. Czuł, jak ramiona zaczynają mu drżeć. Musiał wziąć się w garść, musiał zebrać się w sobie i uspokoić. Nie chciał bardziej wystraszyć małej. 
- Twoja mamusia, kochanie jest chora, musi być w szpitalu przez długi czas, ale ma tam bardzo dobrą opiekę. Są lekarze, którzy ciągle czuwają nad jej zdrowiem.
- A co się stało mamusi ? Dostała kaszlu i kataru ? I gorączki?
- Nie kochanie. Przewróciła się i uderzyła w głowę. Ma tam wielkiego siniaka i lekarze muszą jej pomóc, aby szybciutko zszedł.
- Ja też miałam siniaki. To nie jest takie straszne. Na pewno wyjdzie z tego A potem przyjedzie do mnie, prawda?
- Jasne króliczku. Jak tylko lekarze pozwolą. A teraz już śpij.
-A nie mogłabym iść do niej i dać jej buziaka , zanim pojedziemy ? 
- Kochanie, dzieciom nie wolno chodzić do szpitala. 
-Ale moja koleżanka była u swojego braciszka, jak się urodził....
-No tak, ale twoja mamusia jest w innym szpitalu. Tam dzieci nie mogą przychodzić w odwiedziny.
-To niesprawiedliwe. 
-Wiem kochanie. Jak tylko będziesz mogła odwiedzić mamę, przyjedziemy do niej. Dobrze? 
- Dobrze wujku. Dobranoc.
-Śpij słodko, maleńka.
Pocałował ją w czoło i  wyszedł z pokoju. 
Usiadł przed telewizorem. Ramiona mu drżały. Zakrył dłońmi twarz. To było zbyt wiele jak dla niego . Do tej pory prowadził beztroskie życie skupiając się głównie na pracy, hobby i znajomych. Nic go nie trzymało, zawsze robił to, na co miał ochotę. Od zawsze był sam. Do tej pory nie związał się na dłużej z żadną kobietą, bo nie wierzył, że mając takich rodziców będzie w stanie spisać się jako głowa rodziny. Ostrożnie podchodził zawsze tylko do alkoholu i nie tykał narkotyków. Tego się bał. 
A teraz? Miał siostrzenicę na utrzymaniu i siostrę w stanie krytycznym. Jak to wszystko unieść na jednych barkach? Jak rozwiązywać problemy małej, o których istnieniu nie miał pojęcia? Jak pogodzić się ze stanem siostry? A jeśli ona nie wyzdrowieje? Czy będzie miał kiedyś na tyle siły w sobie, by małej powiedzieć całą prawdę? A co z przestępcami, którzy ją tak brutalnie potraktowali ? Czy już jej nie zagrażają? Czy nie będą chcieli dokończyć tego, co zaczęli? 
W trakcie tych wszystkich kłębiących mu się w głowie myśli nagle przypomniał sobie o Marii.
Zamknął oczy, przywołał do siebie jej twarz. Jakże on tęsknił za nią! Ona, taka uśmiechnięta i szczera! A jaka była piękna, gdy się złościła. I taka delikatna, czuła. Miał wielkie marzenie. Chciał jeszcze raz wtulić się w jej ramiona, poczuć jej ciepło i spokój.












niedziela, 26 lutego 2012

XXII.

- To chyba nie powinno tak wyglądać - powiedziałam do Pawła , gdy już nasze oddechy wyrównały się. Zaczęłam  rozglądać się dookoła. Chyba trochę za późno, ale na szczęście z wyjątkiem nas nikogo nie dojrzałam. Miejsce było raczej ustronne, choć w pobliżu znajdowała się trasa szybkiego ruchu. Kilka drzew i krzewów skutecznie chroniło nas przed ciekawskimi oczami.
Paweł uśmiechał się kącikami ust. Poprawił mi włosy, zapiął płaszcz.
- Cudowna jesteś, wiesz? Masz rację. Na ten pierwszy raz powinno być łoże z baldachimem, pościel koniecznie różowa i muzyka Mozarta w tle. I róże. Bardzo dużo róż. Zasługujesz na wszystkie płatki świata ! - Podniósł mnie do góry i zaczął obracać dookoła.
- Przestań wariacie ! - krzyczałam przez śmiech.- Postaw mnie na ziemi ! Wywrócimy się ! 
- Oj tam oj tam - odrzekł i znów mnie pocałował. Tym razem delikatnie, z namaszczeniem.
- Wracamy ! - zadecydowałam - Jeśli zaraz nie skończymy , znów zechcesz mnie wykorzystać w lesie !
- A mogę ? Pozwolisz? 
Zaśmiałam się i pacnęłam go w ucho.
- Wolne żarty ! Dorosła ale grzeczna ze mnie dziewczynka! Raz na dzień wystarczy !
- Ok. Zapamiętam.
Do samochodu wracaliśmy przytuleni do siebie. Dobrze było mi w jego ramionach. Miałam wrażenie, że zaczynam odzyskiwać wewnętrzny spokój, że  w końcu poczułam pod stopami ścieżkę, którą mogę podążać w przyszłość. 

Mama oczywiście bardzo uradowała się na widok Pawła. Zachowywała się przy nim jak zakochana nastolatka. Panie Pawełku a może to, a może tamto... On oczywiście nie był jej dłużny i wychwalał pod niebiosa barszcz czerwony, który dziś zaserwowała na obiad. Dorzuciła kilka kawałków ciasta, które zdążyła upiec na cześć jutrzejszego przyjazdu Janka. Całkiem zapomniałam o tym, że ma nas odwiedzić. Przez chwilę zastanawiałam się, czym spowodowany jest jego przyjazd, bo przecież święta już za nami, a on wcale nie był skory do przyjazdu w rodzinne strony.
- Marysieńko ! Jeden cent za twoje myśli - powiedział Paweł gdy zauważył moją zadumę.
- Oj, chyba więcej są warte - zażartowałam. Miał takie piękne, zielone oczy ! Zawsze wydawało mi się, że facet z niebieskimi oczami pobudza najbardziej. Chyba powoli zaczynałam zmieniać zdanie.
 Gdy mama swoim zwyczajem razem z kotem wybrała się na fotel przed telewizorem, Paweł podłożył do pieca i udaliśmy się na piętro do moich pokoi. Jeszcze nie zdążyłam zamknąć za nami drzwi, a już byłam w jego objęciach. Znów mnie całował, znów pieścił moje ciało. Byłam skrępowana. Świadomość, że mama jest na dole i może nas nakryć paraliżowała mnie lekko.
- Uspokój się! Przestań ! No, Paweł ! Proszęęęę !
Moje wołania jednak nie zostały wysłuchane. Po chwili znalazłam się na dywanie a on nade mną. Zachowywał się jak pies spuszczony ze smyczy. Całował mnie , przytulał, pieścił i powoli rozbierał. 
- Serial trwa dwadzieścia minut. Mamy jeszcze przynajmniej piętnaście dla siebie.
- Ale Paweł, to mnie krępuje !
- Ale co, kochanie ? Moje pieszczoty ? Jak zamknę oczy będzie lepiej ? 
- Paweł ! Dobrze wiesz, o co mi chodzi.
- Nie kochanie, nie wiem. Powiedz mi....
Jedną ręką pieścił moją pierś, do drugiej dossał się ustami. Wiedział już, co mnie pobudza i jak wyłączyć moje myślenie. Gdy moje brodawki wyglądały jak dwie wieże Eiffla , strzeliste i lekko wygięte, zajął się moim kroczem. Pieścił, ssał, wpychał we mnie palce, całował. Moje ciało wyginało się w łuk, prężyło, poddawało jego pieszczotom. Wybuchło.
- No, dobra. Ślicznotko. Starczy na dziś.  - stwierdził nagle i przestał mnie pieścić.
-Ale, ale co ty robisz? - zapytałam zachrypniętym głosem.
- Czas minął kochanie. Nie możemy dopuścić , aby twoja mama nakryła nas już pierwszego dnia. Wstawaj. Ubierz się.
Ledwie zdążyłam się ogarnąć,  mama zapukała do drzwi. 
- Herbatkę wam dzieci przyniosłam. Zostawiliście w kuchni. No i kilka ciasteczek do schrupania. 
Spojrzałam na nich oboje spod byka. Zmówili się czy co ? 
Moje ciało nadal domagało się pieszczot. Paweł pozostał niewzruszony. 
Podejrzewałam, że to plan taktyki - jak mnie zmiękczyć, żeby posiąść. Jak na razie szło mu całkiem nieźle. 



***

Lenka bardzo ucieszyła się na jego widok. Wpadła w  ramiona i nie pozwalała postawić się na ziemi.
- Jesteś wujku. A ja tak bardzo martwiłam się ,że do mnie nie wrócisz !
- Przecież ci obiecałem, kochanie. A jak obiecałem, że wrócę, to musiałem wrócić na czas. Prawda?
- No niby tak ....Ale mama też zawsze obiecała, a nie wracała.
Przerażało go postępowanie Marioli. Jak mogła krzywdzić świadomie takie maleństwo?
- Kochanie, już nigdy cię nie zostawię. Pojedziesz ze mną do Warszawy. Dobrze?
- A mama? Może jechać z nami ? 
- Nie Lenko. Przykro mi, ale twoja mamusia musi zostać tutaj , w Poznaniu.
-Nie chcę jechać bez niej. Będę za nią tęsknić.
-Wiem, ale teraz nie możemy postąpić inaczej. Przykro mi.
- Ale mamie będzie smutno, jak zostanie sama. Kto jej zrobi kawę, jak będzie ją głowa bolała? 
- Poprosimy panią Ewę. Dobrze?
- Ale pani Ewa nie lubi mamy. Mówi, że to latawica jest. A co ten wyraz oznacza wujku ? 
Spojrzał na sąsiadkę. Wyrazem twarzy próbowała przeprosić.
- Raz mi się wypsnęło. -powiedziała cichutko.
Jemu nie raz i nie dwa. Nie dziwił się jej wcale. W końcu jego siostra nie była najlepszą matką.
- Jak ją ładnie poprosimy, to na pewno przygotuje kawę dla twojej mamusi. Zobaczysz. Prawda, pani Ewo?  - sąsiadka kiwnęła głową.
- Oczywiście, że przygotuję. 
Gdy Lenka wróciła do przerwanej zabawy z Olą, córką sąsiadki, usiedli w kuchni. Opowiedział jej pokrótce o stanie Marioli, o tym, że ma nikłe szanse na całkowite wyzdrowienie.
Przejęła się jej historią. Tylko informację o amfetaminie w jej ciele zachował dla siebie.

Punktualnie o piętnastej zjawił się w restauracji, gdzie umówił się z Aliną. 
Popijając wodę czekał na jej przyjście. Dwadzieścia minut później nie wytrzymał i wykręcił jej numer.
- Witaj. Gdzie jesteś? Za ile będziesz?
-Ale gdzie? - odparła zdziwiona.
-Zapomniałaś?  Przecież byliśmy umówieni .
- I ty naprawdę wierzyłeś, ze przyjdę? Ty ? Po tym, co mi zrobiłeś?
- Boże, a cóż to takiego znowu było ?  Przecież nie jesteśmy parą ! Nie masz prawa mnie oskarżać o coś, za co nie czuję się winny !
- Nie jesteśmy parą? To po jasną cholerę zawracałeś mi znów głowę? Mogłam mieć tam każdego! Każdego, rozumiesz! 
- Alina, przecież my nigdy nie byliśmy ze sobą. I to ty przykleiłaś się do mnie na spotkaniu. Nie pamiętasz?  O co ci kobieto chodzi ? Nie jesteś z tych kobiet, które mnie pociągają. Przecież wiesz o tym ! Mówiłem ci to nie raz i nie dwa. Wystawiłaś mnie? 
- Nie. Odwdzięczyłam ci się. A teraz wybacz, idę uprawiać seks z facetem, który wie,  do czego służy to coś, co majta mu się między nogami !
Rozłączyła się. Był w kropce. Ta kobieta od zawsze potrafiła wyprowadzić go z równowagi. Że jest lekko niezrównoważona, wiedział od dawna. Ale że aż tak z nią źle? No cóż. Nie pozostało mu nic innego, jak znaleźć inny sposób, inną osobę do opieki nad Mariolą.
Zrezygnowany wrócił do pani Ewy po Lenkę. Już nie bała się tak bardzo, jak rano. Ewa, widząc jego zatroskaną minę, zapytała, czy może stan Marioli się pogorszył. 
- Nie, pani Ewo. Mam inny problem. Potrzebuję kogoś, kto zajrzy do niej raz na kilka dni. Zakupi środki czystości, wodę , pampersy. Nie wiem, jak to zrobić. Chciałem poprosić koleżankę, ale nie może. Innych znajomych tutaj nie mam. Chyba że, chyba że pani się zgodzi. Oczywiście za opłatą ! Że też nie pomyślałem  o tym wcześniej ! To jak pani Ewo? Da pani radę dwa razy w tygodniu do niej pojechać na kilka minut ?  Szpital jest niedaleko.
- Musiałabym się chwilę nad tym zastanowić, panie Piotrze. Chociaż z drugiej strony, jak nie ma pan nikogo, to jak mogłabym odmówić? Tym bardziej , że Lenka jest prawie jak moja córka. Dobrze panie Piotrze. Zajmę się pana siostrą. 
Piotrowi kamień z serca spadł. Z radości przytulił do siebie starszą kobietę.
 - Proszę mi tylko obiecać, że zajmie się pan Lenką jak własną córką !
- Przecież pani wie, że dokładnie tak będzie. Nie pozwolę już nikomu jej skrzywdzić. 

Resztę popołudnia spędził w szpitalu u Marioli, czuwając przy jej łóżku i na policji, gdzie chciał się dowiedzieć, czy złapano już winnego stanu jego siostry. Niestety, policja nie miała dla niego żadnych nowych informacji. Badania DNA znalezionego na ciele siostry i nie należącego do niej nadal trwało. 
Wracając do mieszkania wstąpił do cukierni, kupił kilka ptysiów, eklerki i rurki z kremem dla sąsiadki i dzieciaków.  Wieczorem, gdy Lenka już smacznie spała, a on w końcu miał chwilę dla siebie zaczął myśleć o powrocie do Warszawy, o czekających go nowych wyzwaniach. I o Marii. Wierzył, że ona też na niego czeka.


piątek, 24 lutego 2012

XXI.

Mam problem. Nie bardzo wiem, jak to wszystko, co dziś usłyszałam, poukładać sobie w głowie. Nasuwa mi się myśl, że Piotr jednak opowiedział komuś o wieczorze, który spędziliśmy wspólnie. Drań. I chyba na swojego spowiednika wybrał Alinę. Ale Iza? Zawsze taka miła dla mnie była.... Nie rozumiałam nic. Chciałam porozmawiać z Moniką, ale wyszła, zanim się spostrzegłam. Miałam wrażenie, że ona też mnie unika. To nie było miłe. 
 - I znów błądzisz myślami nie wiadomo gdzie - odezwał się do mnie Paweł. Właśnie odwoził mnie do domu. 
-  Masz rację. Przepraszam cię. Wydarzyło się ostatnio tyle rzeczy... nie ogarniam wszystkiego . 
- Mówisz o swoim romansie z Piotrem ? 
- Ojej, to ty też wiesz?
- Słyszałem co nie co. To coś poważnego ? - spojrzał się na mnie . Nie byłam pewna, co odpowiedzieć. Nie tylko! Nie wiem, co sama mam o tym wszystkim myśleć!
- Nie. Raczej nie. Nie wiem. Nie jedźmy jeszcze do domu. Pojedzmy nad Wisłę. Taka ładna pogoda. - powiedziałam. Nie chciałam zamykać się w czterech ścianach i dumać nad dzisiejszym dniem.
- Ok. W gruncie rzeczy możemy.  - odparł Paweł. Włączył kierunkowskaz, zawinął i pojechał w przeciwnym kierunku. 
- Jakieś konkretne życzenia masz odnośnie miejsca? 
- Nie. 
Po kilku minutach zatrzymał się na parkingu, wziął mnie za rękę i zeszliśmy na dół, nad wodę. Delikatne promienie słońca przebijały się przez niewielkie chmurki, trawa na wałach już się pięknie zieleniła, śpiewały ptaki. Ruszyliśmy wzdłuż chodnika.  
Teraz to Paweł bujał myślami w obłokach . Lubiłam go. Ale czy to mogło wystarczyć?
Gdy w końcu wokół nas zrobiło się cicho, słychać było tylko szum wody i ćwierkające ptaki, przystanęliśmy. Paweł zaczął puszczać kaczki z kamyków, ja wystawiłam twarz w stronę gasnących promieni.
- Chciałbym wiedzieć, co jest między wami, Marysiu. - podszedł do mnie, opuszkami palców odgarnął włosy z mojej twarzy. - Jeśli nie mam szans u ciebie, powiedz mi o tym teraz.
- Paweł.... - odparłam, myśląc intensywne - ja naprawdę nie wiem, co czuję , co jest między mną i Piotrem. Pewnie nie ma nic. Lubię cię. Jesteś fajnym kumplem, dobrze mi przy tobie, ale nie chcę się wiązać.
- Ze mną? 
- Nie, nie o to chodzi. Przecież, gdyby szef nie nakazał ci zająć się mną, nigdy nie zwróciłbyś na mnie uwagi.
- Mylisz się, Maleńka. Już dawno zwróciłem na ciebie uwagę, tylko nie miałem śmiałości, by znaleźć się bliżej ciebie. Owszem, szef mi trochę pomógł, ułatwił to, co i tak zamierzałem zrobić. 
Wpatrywał się we mnie swoimi kocimi oczami. Muskał wzrokiem moją twarz. Poczułam się dziwnie. Nie chciałam tego i nie miałam ochoty zakończyć. Dotknęłam palcami jego policzka, przesunęłam je na czoło, na nos, włosy. Zamknął oczy. Oparł się o drzewo, które stało tuż za nim, jęknął cicho. Przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować. Jego pocałunki były ostre, kąśliwe. W pierwszej chwili przyszło mi do głowy, że on chce mnie za coś ukarać. Ale nie. On cały był rozpalony, spragniony. Połykał moje usta, drażnił, zajadał się nimi. Poczułam, jak rośnie moje  podniecenie, zaczęłam napierać na niego całym ciałem. Przytulił mnie mocno, nie przestając całować. Jego język drażnił moje migdałki, a dłonie ściskały pośladki. Rozpiął mój płaszcz, wsunął ręce pod niego, objął moje plecy. Gdy naga skóra rąk dotknęła mojej, przeszedł mnie dreszcz. Miał zimne dłonie. Rozpiął stanik, podciągnął bluzkę do góry i zaczął ssać moje brodawki. Ale już po chwili było mu mało. Rozpiął moją spódnicę, rozsunął suwak, opadła na ziemię. Odwrócił mnie. Nie protestowałam, byłam bierna. Bierna i spragniona tak samo, jak on. Czy na pewno jego ? To teraz nie było ważne. Teraz ja opierałam się o drzewo, pośladki wypinałam na świat, a on wtulał w nie swoje lędźwie.  Jego nabrzmiały członek ocierał się o mnie. Mruczał jak kot. Pociągnęłam rajstopy w dół chcąc dać mu do zrozumienia, że chcę więcej, że też nie mogę się już doczekać. Zrozumiał. Zanurzył ręce w moje majtki, ściągnął je w dół. Po chwili on też był wolny. Wszedł we mnie szybko, boleśnie. Ale tylko przez chwilę bolało. Był duży. Bardzo duży. Kochał mnie gwałtownie, wyczuwałam jego siłę, chciałam jej. Pragnęłam. W tym momencie miał mnie na wyłączność. 



***

Płakał. Siedział przy łóżku Marioli i płakał jak dziecko. Jego siostra wyglądała fatalnie. Twarz zmasakrowana, ledwie widoczna pod grubą warstwą bandaża. Była w śpiączce farmakologicznej. Lekarze określali jej stan jako bardzo ciężki. Jednak coś brała. W jej krwi wykryto amfetaminę. Więc nie była tylko alkoholiczką, była też ćpunką. Płakał nad jej stanem, nad jej losem i głupotą. Zawsze sama, niby niezależna. 
Niby dorosła! 
W tym momencie był na nią wściekły. Jak matka może być tak głupia?  Jak może nie  myśleć o kimś, za kogo jest odpowiedzialna? Żałował bardziej Lenki, niż jej. A jednocześnie miał wyrzuty sumienia, że nic nie wiedział, nic nie zauważył. Nie miał doświadczenia. Ponieważ pochodził z rodziny alkoholików bał się, że jak raz spróbuje  to już się nie uwolni. Mariola zawsze była inna. 
Do izolatki wszedł lekarz. Przywitał się z Piotrem, popatrzył na brzęczące i pikające monitory, popoprawiał jakieś rurki i powiedział : 
- Można powiedzieć, że pana siostra miała szczęście. Gdyby nóż trafił kilka centymetrów wyżej, już by nie żyła.
- Ale, panie doktorze, jakie życie ją czeka? Będzie jeszcze kiedyś całkiem zdrowa? 
- Tego nie wiemy, ale proszę pamiętać, że zawsze należy być dobrej myśli. 
Lekarz był już starszym człowiekiem. Przypominał Piotrkowi dziadka z bajek dla dzieci. Siwe włosy, lekki brzuszek. Nabrał do niego zaufania. Miał świadomość, ze siostra znajduje się w dobrych rękach. 
- Panie doktorze. Mam problem i nie wiem, jak sobie z nim poradzić. Muszę wracać do Warszawy, nie mogę być tu dłużej. Muszę zaopiekować się siostrzenicą. Nie chcę tracić kontaktu z siostrą. Jak to wszystko pogodzić? 
- Czy jest ktoś, kto będzie mógł zaopiekować się pana siostrą? Na zasadzie, że przyniesie potrzebne jej rzeczy ? Trzeba pilnować, aby pacjent miał wodę, chusteczki, mydło. Jeśli jest ktoś, kto odwiedzi ją raz w tygodniu może pan spokojnie jechać. Ona i tak będzie potrzebowała czasu, by się pozbierać. Jest młoda, miejmy nadzieję że i silna. Wydam panu kartę informacyjną ze stanem siostry.  Gdy złoży ją pan w opiece społecznej i okaże w szkole czy też przedszkolu nie powinno być problemu z zabraniem dziecka do innej placówki. Poradzi sobie pan. Do nas zawsze można zadzwonić i zapytać o stan zdrowia. Nie możemy przez telefon mówić zbyt wiele, ale to, co najważniejsze zawsze się pan dowie.  I oczywiście proszę zostawić nam numer telefonu do pana.
- Tak, tak. Oczywiście. 
Lekarz uśmiechnął się i wyszedł. Piotr musiał rozwiązać problem osoby, która czasami zajrzy do jego siostry. Tylko jedno imię przychodziło mu do głowy. Wiedział, że będzie go to dużo kosztować, ale musiał zaryzykować. Inni znajomi ze szkolnych lat dawno już o nim zapomnieli albo porozjeżdżali się po całym świecie. Wyciągnął komórkę i wykręcił numer : 
- Słucham. 
- Alina? Muszę z tobą porozmawiać. Znajdziesz dla mnie chwilkę? Najlepiej dziś.
- Masz wymagania. Ty tylko wiecznie coś ode mnie chcesz. A moje pragnienia i życzenia w ogóle się dla ciebie nie liczą!
- Alina, to naprawdę ważne. 
- Koniec świata nadchodzi czy co ? Dobra. W Stodole? 
- Może trochę bardziej ustronne miejsce? 
- No to Kebab za rogiem. Tam jest dużo miejsca. O piętnastej dziesięć. Jak się spóźnisz, możesz o mnie zapomnieć.
- Ok. Będę. Pa
Cała Alina. Jak on nie znosił tej kobiety! Znali się prawie od zawsze. Razem skończyli liceum i studia. Dużo wiedziała o jego rodzinie i wzajemnie. Miała bogatego i wpływowego wujka, ale tak naprawdę niczym nie różniła się od Piotra. Ojciec zamarzł po pijanemu, matka się powiesiła.  Ale z drugiej strony - ona chociaż miała ojca. On swojego nie znał.



czwartek, 23 lutego 2012

XX.

***
- Grażynko, nie masz ochoty na kawę? Myślenie mnie dziś bardzo męczy. Pewnie to przez pogodę. Zasypiam na siedząco ... - zwróciłam się do koleżanki, która od dwóch godzin nie podnosiła głowy z nad kartek z cyferkami. Liczyła i liczyła. Dodawała, odejmowała, dzieliła.
- Szef czeka na moje analizy. Ale masz rację, kawa by się przydała. Nic nie widzę , tylko cyferki. I te moje biedne oczy. Ojej, szczypią okrutnie. Potrzebuję chwilki przerwy. 
 - To ja lecę do socjalnego. A ty pogap się przez chwilę w okno. To ci na pewno poprawi ostrość widzenia.
- Tak, tak. Nabijaj się ze mnie. Zobaczymy, czy jak będziesz w moim wieku, nie będziesz miała tych samych problemów. Oj, wtedy to ja się pośmieję ! 
Przekomarzałyśmy się przez chwilę, po chwili wyniosłam z biura dwa kubki zasypane kawą. Dla Grażynki parzona, dla mnie rozpuszczalna, ale za to z dwóch łyżeczek. Wyjątkowo potrzebowałam wsparcia.
Gdy dochodziłam di socjalki, gdzie znajdował się jeden z dwóch czajników na piętrze - drugi był w sekretariacie u szefa - usłyszałam, że ktoś tam jest. Dywan wyłożony był grubym chodnikiem, więc nie było słychać moich kroków. Natomiast ja słyszałam rozmowy prowadzone w pokoju, do którego zmierzałam. Zatrzymałam się na chwilę.
- Ja jej jeszcze pokażę awans! Odechce się tej szarej myszce konkurować ze mną. To mnie się należy ta praca, to ja powinnam zastąpić Piotrka! Nie ta szmata! Myśli, że Piotr będzie jej? Nie ma szans! Myśli, że jak dorwała się do jego gaci to już tu mega gwiazdą jest ? O nie, już ja ją naprostuję! 
- Iza, przestań. A co ty jej możesz zrobić? I dlaczego tak na nią psioczysz? Zazdrościsz? Urody ? Mądrości ? Jest czego. Ty pracujesz tutaj już ze dwa lata i nadal siedzisz na tym samym stołku. A ona?  Zdolna jest. Nie raz i nie dwa szef mówił, żebyśmy z niej przykład brały.
-Heh. Obrończyni potępionych mi się tu znalazła ! No patrzcie ! - odezwała się Iza do Moniki. - Jak ci się u mnie nie podoba to zasuwaj do niej! Najpierw Piotr, a teraz Pawełek ją kręci! Larwa jedna! A ty taka sama ! 
-Nie podoba mi się to, co wygadujesz, Izka. Zła jesteś na nią i tyle. Na ciebie Piotr nie spojrzy inaczej niż na koleżankę z pracy. Nie rób sobie złudzeń, bo śmieszna przy tym jesteś .
- Wynoś się stąd , suko , albo poczujesz moje paznokietki na swojej czerwonej buziuni. No, już !
Nie mogłam dłużej zwlekać z wejściem. Czułam, że czerwienię się na twarzy, ale nie mogłam tego tak zostawić. 
-Witam wszystkich - powiedziałam wchodząc do środka - widzę, że bardzo ciekawa dyskusja się tutaj toczy. Iza, nie chciałabyś mi o czymś powiedzieć?  - wcale nie byłam taka odważna, za jaką chciałam uchodzić. 
- No właśnie ! Teraz masz możliwość powtórzenia wszystkiego, co nam powiedziałaś - poparła mnie Monika. Kocham ją za to , choć do tej pory nie wiedziałam, że jest moim sprzymierzeńcem. - No, Iza, nie krępuj się  - dodała.
- Suki ! - burknęła Izka pod nosem i z głową podniesioną do góry wyszła z pomieszczenia. 
Uśmiechnęłam się do Moniki. W socjalnym była jeszcze Ewka, Karolina i Szymon. Nic nie powiedzieli, każdy zajął się swoimi sprawami i po chwili zostałyśmy same z Moniką.
- Dziękuję.  - powiedziałam  i spojrzałam na nią - Nie wiem, czym zasłużyłam sobie na twoje poparcie, ale .... naprawdę ci dziękuję.
Czułam, jak z mojego ciała uchodzi zdenerwowanie. Drżały mi kolana i ręce. 
- Nie masz za co . Prawdę powiedziałam i tyle. 
Wyszła. Pracowała w tym samym pokoju co Iza. 



- Gdzieś ty była po tą kawę? W Warszawie? - to taki nasz firmowy żart. Miasto gdzie wszystko załatwia się  stojąc w kolosalnych kolejkach, to właśnie stolica. 
- Mhm. Prawie że... Miałam okazję posłuchać wielu ciekawych informacji na mój temat. I wiem już, dlaczego Iza zachowuje się tak w stosunku do mnie. I wiem, jakie plotki chodzą na mój temat. I wiem też Grażynko, że w całym tym bałaganie jaki jest u nas w firmie mogę liczyć na poparcie dwóch osób. Jedna to ty , a druga to Monika. Broniła mnie... - opowiedziałam w skrócie wszystko to, co usłyszałam w socjalnym . 
 - Wiedziałam, że Monika ma jaja. Zawsze wydawała mi się bardzo konkretną i rozsądną dziewczyną. Nie to co Iza. Ta to ma fiu bździu w głowie i pewnie nigdy nie dorośnie. I współczuję facetowi, który wpadnie w jej szpony ! - Grażyna zaczęła się śmiać ze swoich słów.
Mnie tam do śmiechu nie było. Zastanawiałam się, czy miałabym w sobie tyle odwagi, co Monika.  Czy umiałabym tak jednoznacznie stanąć w czyjejś obronie? I to sama na placu boju ? Pozostali przytakiwali Izce.  Szymon  też. To trochę zabolało. Myślałam, że bardziej konkretny z niego facet. A tu nie. Zajmuje się plotkami jak baba. Przykre. 
Pijąc kawę niewiele rozmawiałyśmy ze sobą, każda była pochłonięta swoimi myślami. Nie umiałam sobie wytłumaczyć zachowania Moniki. Przecież mogła nic nie mówić. Olać cała sytuację i tyle. Koniecznie muszę z nią pogadać na spokojnie - pomyślałam i postanowiłam wrócić do pracy. 
-Oh, zapomniałam! - Grażyna stuknęła się w czoło.
- ?
- Alina Cię szukała. Dzwoniła i prosiła, abyś do niej oddzwoniła. Podobno ma jakąś bardzo ważną sprawę do obgadania.
- Ojej. Nie jestem pewna, czy mam ochotę z nią rozmawiać. Tym bardziej że.... - zamilkłam.
- Tym bardziej że ?
-Nie nie, nic.
Nie mogłam, nie chciałam dzielić się z Grażyną swoimi rozterkami dotyczącymi Piotra. Pierwszy sms od trzech dni nie wpłynął na mnie pozytywnie. Dał mi do zrozumienia, że nic dla niego nie znaczę.  Miłej nocy. Śpij słodko. Co to w ogóle miało oznaczać? Paweł  rano wyczuł, że coś mnie nurtuje, nie zachowywałam się tak jak zwykle. Jak on to robi, że nawet jak go nie ma, nie pozwala o sobie zapomnieć?
- Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zadzwonić do niej. - powiedziałam do Grażyny i podniosłam słuchawkę, by wybrać odpowiedni numer.
Po dwóch sygnałach usłyszałam w słuchawce głos Aliny (pewnie do końca życia będę potrafiła go już odróżnić od innych).
- Słucham ? - padło przez słuchawkę.
- Dzień dobry. Z tej strony Maria Gawron. Chciała pani ze mną rozmawiać.
-Ooo, to znów przeszłyśmy na  pani?
- Nie, ostatnio było ty ździro. Nie wiem, czy pani pamięta.
-Słuchaj, Marysieńko ! Odczep się od Piotra , bo nie masz u niego żadnych szans. Jeśli tego nie zrobisz, będziesz miała ze mną do czynienia !
-Przepraszam, pani Alino, czy to jest ta służbowa sprawa o której chciała pani ze mną porozmawiać? Bo nie wydaje mi się, aby....
-Zamilcz! I lepiej dobrze zapamiętaj moje słowa !
Alina rozłączyła się.
Znów popatrzyłam  na telefon. Dopiero delikatne chrząknięcie Grażyny przywróciło mnie do rzeczywistości.
- I co ?  Miała jakąś sprawę ?
- Mhm. Kazała mi zostawić Piotra w spokoju. Może użyła trochę innych słów. Wychodzi na to, że  ja jestem jedyną, która nie wie, o co w tym wszystkim chodzi !



***

Spojrzał w lustro. Jeszcze raz przepłukał twarz zimną wodą. Nie był pewien czy to, co wydarzyło się w nocy to prawda, czy sen. Był bardzo zmęczony. Policja przeszukiwała mieszkanie, szukała narkotyków. Podobno znaleźli coś przy Marioli.  Mariola.  Pobita, z kutymi ranami na całym ciele, zgwałcona. Nie mieściło mu się to w głowie ! 
Przepytywali go. Męczyli przez pół nocy. Z kim wyszła, po co poszła, jakich ma znajomych, czy brała, a może piła , a może zna kogoś z jej towarzystwa, gdzie pracowała, czym się zajmowała - na ten moment niczego nie ogarniał. Wiedział tylko , że za chwilę wstanie Lenka i będzie zadawała pytania. Na szczęście w nocy była zbyt zmęczona , by zauważyć, że przenosi ją z łóżka do łóżka, gdyż w jej pokoju panowie z policji także szukali białego proszku. 
Boże, w co ona się wpakowała? Wiedział od policjantów, że przeszła operację. Miała przeciętą nerkę.  Złamaną kość podstawy czaszki. Jest w śpiączce. Nóż, który prawdopodobnie miał ją zabić, nie trafił. O kilka milimetrów. Gdzie była? Co robiła? 
On nic na ten temat nie wiedział.
- Wujku - muszę skorzystać z ubikacji ! Tak szybciutko - nawet nie zauważył, że Lenka wstała. Podszedł do niej, pocałował w czubek głowy i powiedział : 
- Ok kochanie. To ja idę szykować śniadanko.


Próbował się uśmiechać, ale myślami był gdzie indziej. Nie wiedział, jak powinien zachować się w stosunku do Leny. Powinien jej powiedzieć całą prawdę i zabrać do szpitala? Ale  przecież ona  jest taka mała. Sam nie mógł się pozbierać po tym , co usłyszał, więc skąd mógł wiedzieć, jak zareaguje dziecko ?
Gdy skończyła jeść śniadanie, postanowił iść do sąsiadki po radę. Poprosił Lenkę, aby zajęła się na chwilę malowaniem, a sam uczynił jak postanowił.
Pani Ewa, sąsiadka zdecydowanie starsza od Marioli, bardzo przejęła się jej zdrowiem. Zasugerowała, aby jednak przyprowadził Lenkę do niej , nie zabierał jej do szpitala. Lepiej będzie, jak najpierw sam zobaczy jak to wygląda. Na pobyt małej w szpitalu jest jeszcze czas. Trudno było nie przyznać jej racji. Niestety, Lena nie była zbyt chętna , by go posłuchać.
- Ale wujku, dlaczego chcesz mnie zostawić u pani Ewy ? Bardzo ją lubię, ale nie chcę się z tobą rozstawać.  A co będzie, jeśli nie wrócisz do mnie?
- Kochanie ! Jak mógłbym do ciebie nie wrócić?
- No, tak jak mama na przykład. Zawsze mówi że zaraz będzie a potem nie ma jej przez długi czas. Pamiętasz? Wczoraj też wyszła tylko na chwilę, a już minęła cała noc a jej nie ma i nie ma.
Zastanowił się przez chwilę. Mała miała absolutną rację. Niestety, musiał zrobić coś, by zechciała zostać.
- Chodź tu do mnie - poprosił, a gdy podeszła do niego posadził ją sobie na kolanach.
- Wiem kochanie, dlaczego boisz się, że mogę nie wrócić, ale tak się nie stanie. A wiesz dlaczego tak się nie stanie? Bo ja zawsze dotrzymuję słowa. Tam, gdzie muszę teraz jechać , nie mogę zabrać cię ze sobą. Ale zobacz. To jest mój zegarek. Gdy te obie wskazówki będą na samej górze, ja na pewno będę już przy tobie i będziemy gotować obiad. Ok?
- No nie wiem. Troszkę się boję.
-A powiedz mi, kto ostatnio odebrał cię od pani Ewy ?
-No... ty.
- I teraz będzie tak samo. Uwierz mi.
- Hmm. Hmm. Spróbuję... To, to chodźmy już do pani Ewy.
Miała taką smutną minkę, że serce mu się krajało. Ale to przecież dla jej dobra






poniedziałek, 20 lutego 2012

XIX.

- Witaj. Co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony.
- Miło mi, że się cieszysz na mój widok. - odparła Alina i wtargnęła nieproszona do mieszkania. - Mogę liczyć na filiżankę kawy ? Jestem skonana. W przeciwieństwie do ciebie cieszę się, że w końcu udało mi się ciebie znaleźć. Straszna dziunia z tej Marysieńki twojej. Niczego nie można się od niej dowiedzieć. To jak z tą kawą? 
Piotr stał nadal w korytarzu patrząc , jak przybyła miota się po kuchni nie bardzo wiedząc, co powinna ze sobą zrobić. 
- Skromnie tu bardzo. Nie masz jakiejś sofy, na której można by usiąść? -  zapytała z dziwnym wyrazem twarzy. 
Piotr, stojąc cały czas w tym samym miejscu, z rękoma założonymi na brzuchu, wskazał jej pokój, gdzie sypiała Mariola. 
 - Sofy nie ma, to nie te klimaty. Jest fotel lub wersalka. Wybierz, co chcesz. Wstawię wodę. 
Udał się do kuchni. Nie na rękę była mu ta wizyta. Alina była ostatnią osobą, z którą miał ochotę teraz rozmawiać.
- Czy ten telewizor to się jakoś uruchamia ? - krzyknęła z pokoju. - Nie będę przecież siedziała tak po ciemku i całkiem sama !
- Alina - Piotr wszedł do pokoju - Mam prośbę. Nie krzycz. Mała śpi. - podszedł do odbiornika i włączył przycisk. W kuchni zagotowała się woda. Wyszedł i wrócił po paru chwilach z dwiema filiżankami kawy i ciastkami. 
- Fusiasta bez mleka i z trzema łyżeczkami cukru, tak jak lubisz. - powiedział bez entuzjazmu i postawił wszystko na ławie.
- Mhm, jak miło, że pamiętasz ! - wydusiła Alina.
- Możesz powiedzieć mi, co cię do mnie sprowadza? 
- Hmm. Raczej  to nie jest  Lavazza, ale niech już będzie. - upiła delikatnie łyk - Chcesz wiedzieć, co mnie do ciebie sprowadza ? Naprawdę? Nie domyślasz się? 
- No, nie bardzo . - przyznał Piotr.
-Zachowałeś się jak ostatni drań, wyszłam na totalną idiotkę a ty nie wiesz, o co mi chodzi ! Zostawiłeś mnie na sali samą.  Mnie , siostrzenicę szefa jednej z większych filii i poleciałeś za tą lafiryndą i twierdzisz, że nie wiesz o co mi chodzi ? Piotrze, nie spodziewałam się tego po tobie ! Ośmieszyłeś mnie ! Na oczach wszystkich !
- Wyolbrzymiasz.
- O nie, mój drogi !  To chyba ty mnie nie doceniasz ! I , jeszcze na dodatek, wdałeś się w bójkę ! Facet, z którym byłam na spotkaniu integracyjnym wdał się w bójkę ! Z młokosem. Z zaśliniałym gówniarzem który podebrał mu dziewkę !  
- Możesz być ciszej - interweniował Piotr - Lenka śpi.
- I niech śpi ! Co mnie do tego ! - Zamilkła na chwilę. Wciągała powietrze nosem, aż poruszyły jej się nozdrza. 
- Nie mogłem zostawić Marysi sam na sam z tym gościem, wierz o tym. Była ze mną i czułem się za nią odpowiedzialny. - rzekł po chwili. 
- Ale mnie samą mogłeś zostawić?!
- Tobie nic nie groziło. 
- Pewien jesteś ? A gdyby mnie ktoś zaczepił ? !
- Spokojnie, takie coś ci nie grozi. Stado wilków to dla ciebie błahostka - rzekł zmęczonym głosem. Miał już dość dzisiejszego dnia,  dość kłopotów  z Mariolą i  jej też miał dość. Chciał w końcu przejrzeć telefon, zobaczyć, kto go szukał, napisać do Marysi smsa, bo tu nie miał zasięgu żeby skorzystać z internetu , a nie tracić czas na puste dyskusje z Aliną. 
- No tak, rycerzem to ty raczej nie zostaniesz ! - znów się w niej zagotowało.- Z faceta też raczej niewiele masz w sobie !
- Alina, przyszłaś tutaj w jakimś konkretnym celu czy tylko po to, by mi poubliżać? Nie mam dziś nastroju ani też czasu na słowne wyliczanki . Mów, o co ci chodzi i pozwól mi zająć się swoimi sprawami. 
- Jesteś wstrętny ! Okropny ! - wstała i podeszła do niego - Przyszłam tu po to, aby powiedzieć ci, że przy najbliższej okazji opowiem wujowi o wszystkim, co się wydarzyło na spotkaniu. Uświadomię mu, jakich ludzi zatrudnia i z kim pracuje . Powiem mu o bójce kierownika z podrzędnym urzędasem,  nie zapomnę też wspomnieć o tym , że gziłeś się z tą małolatą. Tak !  Możesz jej powiedzieć przy okazji, że długo miejsca w tej firmie nie zagrzeje ! I ty też !
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale to ty poleciłaś mnie swojemu wujowi ... - wdarł się jej w słowo .- I zapomniałaś już, jak go zapewniałaś, jaki to ze mnie mądry i porządny facet jest ? Alina. Ja dla twojego wuja nie pracuję od miesiąca, tylko od kilku lat . Wydaje ci się, że aż tak wysoko możesz sięgać ? I masz jakieś dowody na to ,że coś łączy mnie z Marią ? Nie chcę być nieuprzejmy wobec ciebie, ale zmuszasz mnie do tego . Wyjdź już, proszę. 
- A żebyś wiedział, że mam ! - fuknęła , zmierzyła go lodowatym spojrzeniem niebieskich oczu wyglądających nieśmiało spod blond grzywki. Gdy była taka wściekła, makijaż nie potrafił ukryć wszystkich niedociągnięć jej urody. Szeroki podbródek, wystające kości policzkowe,wąskie usta i głęboko osadzone oczy. 
- Wyjdź , proszę. - powtórzył Piotr zastanawiając się, jak mógł uważać ją za piękność. Otrząsnął się z zamyślenia i otworzył drzwi gościowi .
 Alina stanęła na progu, spojrzała na niego i wysyczała: 
- Pożałujesz tego . Zobaczysz. 
I wyszła trzaskając drzwiami.


***

Paweł jest bardzo miłym facetem - myślałam leżąc już w łóżku i wsłuchując się w najstarsze utworki mojego ulubionego zespołu  Smokie. Nie narzuca się, jest kulturalny, oczytany, mamy tak wiele wspólnych tematów. Nie jest tak przystojny jak Piotr. No i niestety jest zdecydowanie niższy od niego. Przy nim nie mogłabym sobie pozwolić na chodzenie w butach z obcasami. Ale mama go bardzo polubiła. I jest taki otwarty jak książka. Nie kombinuje, jest szczery, uczynny..... Nie każdy facet zaproszony na herbatkę zaoferowałby się, że zejdzie do piwnicy i postara się ogień w piecu lepiej rozniecić. I popiół wysypał, i szczapki na rozpałkę przygotował... Mama jest niemożliwa. Następnym razem poprosi go pewnie żeby okna umył - zaśmiałam się ze swoich myśli. Gdyby tylko zrzucił z pięć kilo, zadbał bardziej o siebie....

Marysia otulona przyjemnymi myślami , po raz pierwszy od kilku dni nie troszcząc się o to, co dzieje się z milczącym Piotrem, zasnęła.
A telefon wibrował, na jego wyświetlaczu widniała informacja : masz wiadomość.


***

Przykro mu było, gdy odczytał w telefonie wiadomość od  Marysi. Kurcze, ale dałem plamę - myślał - pewnie obraziła się na mnie. Życzył jej w smsie miłych snów, przeprosił za milczenie ale nie chciał dzwonić, bo już było późno i podejrzewał, że Marysia śpi. 
Posprzątał filiżanki po kawie, przygotował łóżko do spania i poszedł do łazienki. Przypominając sobie popołudnie spędzone z Lenką, mycie włosów i wojnę na pianę uśmiechnął się sam do siebie. Wskoczył do wanny, liczył na to, że kąpiel pozwoli mu się odprężyć. Powinien martwić się o Mariolę, powinien pójść jej szukać, ale nie miał an to ochoty. Odwiedzanie tych wszystkich podejrzanych miejsc gdzie zbierali się bezdomni i największe szumowiny z miasta nie należało do przyjemności. Ponieważ z rozmów z sąsiadką i Leną zdawał sobie sprawę, że siostra dość często znikała na parę dni ale zawsze potem wracała, liczył na to, że jutro się pokarze. Nie bardzo wiedział, jak powinien całą tą sprawę załatwić. Nie chciał zostawiać tu Lenki, gdyż mała już udowodniła, że jej dzieciństwo praktycznie się skończyło, choć miała dopiero pięć lat , ale nie wiedział, czy jak zabierze ją do Warszawy siostra nie narobi mu kłopotu i nie oskarży o porwanie. 
Był zbyt zmęczony, by teraz rozstrzygać, jak powinien postąpić.
Oparł głowę o brzeg wanny, przymknął oczy i przywołał do siebie obraz Marysi. Marysia , gdy się złościła, była jeszcze bardziej słodka, niż zazwyczaj. Jej zielne oczy robiły się wielkie jak spodki, na policzki wyskakiwały rumieńce. Była taka niewinna. Przypominał sobie obraz jej nagiego ciała, jej sterczące sutki, miękkie uda i krągłe pośladki. Tak bardzo chciałby trzymać ją teraz w ramionach ! Całować pełne, słodkie  usta, wtulić się w jej lśniące i poplątane włosy.....

 Błogie chwile przerwał mu dzwonek do drzwi.
- A któż to może być o tej godzinie ?  - pomyślał, wyskoczył z wanny i pobiegł, by zobaczyć, kto zakłóca spokój, bał się,  że ponowny sygnał dzwonka obudzi śpiącą siostrzenicę.
- Już idę. Chwileczkę!
Po kilku sekundach otwierał zamki. Przez judasza zobaczył dwóch mężczyzn wyglądających bardzo poważnie, zdenerwował się.
- Dobry wieczór. Przepraszamy za najście. Czy to jest mieszkanie pani Marioli Liwańskiej ?  - zapytał jeden z nich.
- Tak, a z kim mam przyjemność ?  - zapytał Piotr.
- Proszę, to moja legitymacja. Jesteśmy z policji. Kim pan jest dla pani Marioli?
- Jestem jej bratem. Czy coś się stało ?
- Pana siostra została brutalnie pobita. Czy moglibyśmy pana przesłuchać?
- Czy ona żyje?  Czy nic jej nie jest ?




niedziela, 19 lutego 2012

XVIII.

- Może zaprosisz mnie na filiżankę gorącej herbaty ? Zimno takie dziś na dworze... -zaczepił mnie Paweł przed furtką mojego domu w drodze powrotnej z pracy.
- Hmm.. Czemu nie? Ale miej świadomość, że zanim dojdziemy do herbaty będziesz musiał przejść przez rundę wstępną, czyli obiad mojej mamy. Naprawdę nie wiem, jak udaje mi się przy jej kuchni utrzymywać w miarę normalną figurę !
Paweł spojrzał na swój lekko odstający brzuszek , uśmiechnął się do Marysi i powiedział :
- Najwyżej będzie bardziej sterczący. Jak tylko znajdę odrobinę czasu zapiszę się na siłownię .
Oboje wybuchnęli śmiechem, wysiedli z auta i udali się w stronę drzwi.
Mama siedziała z Mrusią w pokoju i śledziła swoje ulubione seriale.
- Cześć  mamo ! - Marysia podeszła do niej, cmoknęła ją w czubek głowy i rzekła : 
- Przyprowadziłam dziś gościa. To jest Paweł, mój kolega z pracy, a to moja mama, Krystyna.
- Witam panią. - Paweł cmoknął staruszkę w dłoń.
- Nie przejmuj się mamo nami, poradzimy sobie w kuchni .
- Oj nie, córuchno. Zmęczeni na pewno po pracy jesteście, proszę, rozgośćcie się a ja już się obiadkiem dla was zajmę. Bo, rozumiem panie Pawle, że skosztuje pan talerz mojej zupy jarzynowej ? I kotlecikiem też pan nie pogardzi ? 
- Ależ oczywiście pani Krystyno, będę zachwycony !
Marysia odwróciła głowę, aby ukryć przed rodzicielką uśmiech. Pani Krystyna była kobietą, która uwielbiała zajmować się innymi. Wystarczyło powiedzieć, że ktoś jest głodny lub chory i już była gotowa do pomocy. 
Teraz też prawie że w podskokach pobiegła do kuchni, aby uraczyć młodych obiadkiem.
Była wielce kontenta z wszystkich ochów i achów jakimi Paweł obdarzył jej potrawy. Aż wypieków dostała.
- To my teraz pójdziemy do mnie na górę. Napijemy się herbaty. - powiedziała Marysia.
- Już wam wodę zagotowałam. Bawcie się dobrze, ja wracam przed telewizor.



***
Gdy mieszkanie było już doprowadzone do jako takiego wyglądu Lenka poszła się wykąpać, a Piotr podłączył w końcu swoją nieszczęsną komórkę do ładowarki. Telefon przez kilka minut komunikował mu nadchodzące wiadomości sms, ale nie mógł się nim zająć, gdyż potrzebowała go Lenka. 
- Wujku ! Wujku ! Musisz mi pomóc. Nie poradzę sobie sama !
- Ale w czym ? - pytał przez zamknięte drzwi do łazienki.
- Musisz mi włosy umyć. Są już bardzo nieładne i boję się że znów zalęgną mi się w nich robaki .
- Robaki? We włosach ?  - zapytał zaskoczony i wszedł do małej, która była ledwie widoczna spomiędzy piany zalewającej łazienkę. 
- Hmm. Trzeba będzie sprzątać od nowa - powiedział i uśmiechnął się do niej. Była taka bezbronna pomiędzy wszystkimi zabawkami, które zabrała ze  sobą, aby  też  się wykąpały. -Miałaś robaki we włosach ? 
- Tak. I pani w przedszkolu kazała mi zostać w domu a mamie powiedziała, żeby zrobiła z nimi porządek. A pani Ewa, mama Oli, bała się, że ona też dostanie takich robaków. One się jakoś tak dziwnie nazywają i jak chodzą po głowie to bardzo swędzi. I jeszcze na dodatek one jadły moją krew . Wiesz? Ale ja wcale nie czułam, ze one zjadają moją krew. To nic nie bolało. No i mama nie miała kiedy się mną zająć, no bo wiesz, bo... chora wtedy była i pani Ewa kupiła taki śmieszny śmierdzący szampon i nałożyła go nam na głowy, znaczy mnie i Oli nałożyła, sobie nie, no i myśmy się śmiały z siebie i było fajnie, ale ja wiem że takie robaki to nic fajnego i nie chcę ich już mieć  i dlatego , wujku, musisz mi teraz pomóc.
- Dobrze kochanie. Postaram się. Tylko nie wiem, czy będę umiał...Nigdy jeszcze nie myłem włosów żadnej dziewczynce.
- Ale to się robi tak samo jak kobiecie ! - odparła zaskoczona Lenka
- Ale powiem ci w tajemnicy, że kobiecie też nie myłem.
- Oj wujku, wujku. No to jak ty sobie z kobietami radzisz, jak im nie pomagasz? Ja mamie zawsze pomagam. Patrz, najpierw moczysz całe włosy, o, tak jak ja, a potem bierzesz szampon - ten różowy , specjalny dla dzieci - i wcierasz go dobrze we włosy. O, widzisz? Tak to się robi. Pomóż mi trochę bo już mnie ręce bolą.
Piotr z wielkim zaangażowaniem zaczął wcierać szampon we włosy Lenki, doprowadzając do kolejnego przyrostu piany. Nie chciał, aby siostrzenica zarzuciła mu, że nie robi tego poprawnie.  I tak już dał plamę przed nią jak wyszło na jaw, ze kobiecych włosów nie mył.
Po kilku minutach Lenka zawołała: 
- Już! Wujku, już wystarczy ! Głowę mi zetrzesz. A teraz musimy je bardzo dobrze wypłukać. I uważaj, żeby woda nie była za gorąca.
- Ok maleńka. Dam z siebie wszystko - odrzekł i zaczął rzucać w Lenkę pianą, której wszędzie było pełno. Mała nie była mu dłużna. Po kilku chwilach łazienka wyglądała jak plac boju.
- Ok, Ok ! Poddaję się ! - powiedział w końcu przemoczony Piotr ze śmiechem na ustach . -Starczy tej zabawy. Daj, wypłukam je. To już umiem zrobić. 
Gdy Lenka była już czyściuteńka i leżała w łóżku, łazienka ogarnięta, Piotr znalazł chwilę na sprawdzenie wiadomości w telefonie. Już sięgał po niego, gdy usłyszał głos siostrzenicy:
- Wujku !? A ty nie wiesz , jak one się nazywają?
- Jakie one ? - nie zrozumiał.
- No, te robaki .
- Aaa. Wszy.
- Wszy?
- Tak kochanie. Wszy.
- Aha. To dobranoc. 
- Spij słodko kotku.

I znów nie zdążył sprawdzić telefonu, gdyż ktoś zadzwonił do drzwi. W pierwszej chwili pomyślał, że to pewnie Mariola, ale potem przypomniał sobie, że ma klucze w torebce. Po drugim dzwonku, w obawie, ze ktoś obudzi śpiące już dziecko, poszedł je otworzyć. Na progu stała Alina. 


 

sobota, 18 lutego 2012

XVII.

Dobrze pracowało mi się z Grażyną. Całkiem nieźle też radziłam sobie ze wszystkimi zadaniami do wykonania. Zasada była taka sama, jak w dziale chemii, gdzie pracowałam jeszcze w zeszłym tygodniu. Zmieniły się głównie cyferki i wzrosła odpowiedzialność. Musiałam co prawda nawiązać nowe kontakty telefoniczne z osobami z innych filii firmy, ale to nie stanowiło dla mnie problemu. Po dwóch dniach rozróżniałam już niektóre głosy . W planowaniu kolejnej promocji na następny okres pomagała mi moja miła sąsiadka, ale czyniła to bardziej z obowiązku niż z konieczności, o czym oczywiście mnie poinformowała. Byłam jej wdzięczna za pochwałę. 
Zadzwonił telefon.
- Dział planowania , słucham - powiedziałam do słuchawki.
- Dzień dobry. Dzwonię z Poznania. Czy to nie jest numer Piotra ? 
- Witam, tak, to jest numer Piotra. Zastępuję go, w czym mogę pomóc? 
- A z kim mam przyjemność ? 
- Maria Gawron. To w czym mogę pomóc ? 
W słuchawce zapanowała cisza. Już zaczęłam zastanawiać się, czy czasem połączenie nie zostało przerwane, gdy usłyszałam:
 - Ty zdziro ! 
I sygnał zakończonego połączenia. 
Zdumiona patrzyłam się na trzymaną w ręku słuchawkę. Zdziro ? Kto miał powód, by tak mi ubliżać? Z wyświetlacza spisałam numer spod którego dzwoniono. Podeszłam do biurka Grażyny , która przyglądała mi się ze zdziwieniem.
 - Znasz ten numer ? 
- Poznań. Ten sam dział, co my. A co się stało ? 
- Nie wiem. Nie rozumiem. Zadzwoniła jakaś kobieta, chyba chciała rozmawiać z Piotrem. Jak się przedstawiłam, to mnie wyzwała.
- To pewnie Alina. Ona zawsze trzymała Piotra na telefonie. Dziwne, że jeszcze nie miałaś okazji z nią rozmawiać.
 - No nie. Pierwszy raz zadzwoniła. Mówisz, że to Alina? Poznałam ją na spotkaniu w Zakopanem....Ciekawe, dlaczego uważa mnie za zdzirę.  Chyba powinnam do niej oddzwonić. 
Alina. Czy wydarzyło się coś , o czym nie wiem?  Czy Piotr powiedział jej o tym, co wydarzyło się między nami ? I dlaczego dzwoni tutaj, jeśli Piotr jest w Poznaniu ? Gubiłam się w tym wszystkim.
 - Daj sobie spokój z tą rozmową. - powiedziała do mnie Grażyna.  - Widocznie nie miała nic pilnego do załatwienia. To bardzo dziwna kobieta jest, lepiej jej się nie narażać. Siostrzenica szefa. 
- No tak ! Jakaż ja głupia jestem ! Że też wcześniej nie skojarzyłam.... To przez nią były te roszady w firmie i tyle osób poleciało na bruk ! Ale.... Co ją łączy z Piotrem ? 
Ups. Pytanie padło, zanim pomyślałam.
Grażyna zdjęła okulary z nosa, potarła opuszkami palców zmęczone oczy, spojrzała na mnie i powiedziała :
- Nie wiem, co ich łączy, ale jak dla mnie Piotr jest dla niej zdecydowanie zbyt miły. Ta dziewczyna to pustak, jakich mało. Niewiele orientuje się w pracy , którą ma tylko dzięki wujkowi postawionemu wysoko w firmie. Ciągle dzwoni do Piotra  z prośbą o rady..... Nigdy jej nie odmówił pomocy, ale z drugiej strony znasz Piotra - zawsze miły i uczynny. Według mnie to ktoś w końcu powinien powiedzieć szefowi prawdę o niej ! Ale, pamiętaj, ja nic takiego nie mówiłam . Dzieci mam. 
Uśmiechnęła się do mnie, wciągnęła okulary na nos i wróciła do pracy .
Niewiele mi pomogła.  Nadal nie wiedziałam, o co w tym wszystkim chodzi. Alina, Iza - obie ziały jadem w moim kierunku. Tylko , dlaczego ? 
Ktoś zapukał  do drzwi. 
 - Proszę ! -powiedziałyśmy równocześnie. 
Gdy drzwi zaczęły się powoli otwierać  naszym oczom ukazał się Paweł z różami w zębach i tacą , na której miał ciasto tiramisu i kawę w dzbanku. Podszedł do biurka, odłożył tackę i wyjął kwiaty z ust.
- Uff, myślałem, że nie dam rady . Kobiety, po kwiecie dla was ! - uśmiechnął się i wyciągnął w nasze strony ręce z różami. Komicznie to wyglądało.
Rzuciłyśmy się na róże śmiejąc się w głos. 
- Ojej ! - zapiszczała Grażyna. - Pewnie to zasługa Marysi, ale i tak jestem ci wdzięczna Pawle. Już tak dawno mąż mi kwiatów nie dawał... - powiedziała i wyściskała go ze wszystkich stron. Ja ograniczyłam się tylko do cmoknięcia go w policzek. Pewnie moje dzisiejsze poranne wystąpienie dodało mu odwagi . 
- Ok, moje miłe panie, zasłużona przerwa na kawałek ciasta i kawę.
 Z wielką ochotą zaczęłyśmy wcinać ciasto. Paweł  towarzyszył nam rzucając żartami na prawo i lewo. 


***

Piotr z Lenką wzięli się za szykowanie obiadu, a Mariola za sprzątanie. Opornie jej to szło. Pomimo połkniętej garści tabletek bolała ją głowa , drżały ręce. Nastawiła pralkę z pościelą , wypiła kawę,wypaliła kilka papierosów,  próbowała ścierać kurze, ale robiła to bez żadnego zaangażowania. Piotr widział, że ją nosi, a złość wprost wychodzi z niej uszami. Czekał na wybuch. 
Lenka dzielnie pomagała w obraniu warzyw na rosół, ciągle trajkotając do ubijającego kotlety wujka: 
 - Wujku, a jak to jest możliwe, że z takiego małego ziarenka urosła taka wielka pietruszka? Albo marchewka? I dlaczego z tego ziarenka urosła marchewka a nie pietruszka? Albo seler? Ja bardzo lubię taką gotowaną marchewkę. I jeszcze lubię, jak na rosołku jest takie coś zielone. Pani Ewa mówi, że to też jest pietruszka, ale ja nie wiem, jak to jest możliwe, że pietruszka może być biała i zielona. A ty  wujku wiesz? 
- Tak, kochanie. Wiem. To zielone, o to, co mamy tutaj, to jest natka pietruszki. A korzeń pietruszki jest biały i długi.
- I podobny do marchewki. 
- Tak, kochanie. Podobny do marchewki. 
Mariola weszła do kuchni, stanęła przy stole i powiedziała : 
- Większego bałaganu nie mogliście tu narobić?  Lena, dlaczego tak grubo obierasz tą marchewkę?  - fuknęła do dzieciaka.
- Daj jej spokój . Uczy się.
- Tak ! I połowa marchewki do kosza pójdzie ! Zostaw to !
- Mariola ! 
- No co ? ! To moje dziecko i jak nie będę chciała, żeby coś robiła to nie będzie robić !
- Ale mamusiu ....
- Cicho bądź. I wynocha do swojego pokoju !
Piotr spojrzał na małą, której w oczach  zakręciły się łzy.
- Idź kochanie do swojego pokoju, ja porozmawiam z twoją mamą. Dobrze? - przykucnął przy niej i pocałował w nos. 
- Dobrze.. - Lena spojrzała na matkę - ale ty nie musisz na mnie krzyczeć , niczego złego nie zrobiłam ! - krzyknęła i z płaczem pobiegła do siebie. 
Spojrzał na siostrę. Znów trzymała w ręku odpalonego papierosa. 
- I co się tak gapisz ?! - zapytała.
Nie odpowiedział. 
- No co ? O co ci znowu chodzi ? Chcesz mnie gówniarzu pouczać, jak mam dziecko wychowywać? Przecież ty nic o tym nie wiesz !
Nadal milczał . Powrócił do ubijania kotletów.
 - Co ty sobie myślisz, gówniarzu ?  - rzuciła się w jego stronę, w ostatnim momencie złapał ją za dłonie - Puść mnie ! Myślisz, że przyjedziesz tu na kilka chwil, namieszasz małej w głowie i pojedziesz sobie  z powrotem do swojego lepszego życia? Myślisz, że mnie jest łatwo? Nie mam pracy ! Nie mam kasy ! A jedyne co umiem robić, to ... puszczać się....
Cała złość z niej zeszła. Opadła na krzesło i zaczęła płakać. 
 - Myślisz,że nie chciałabym żyć inaczej?  - zawodziła - Ja nie umiem  żyć inaczej....
Obrał warzywa, których Lenka nie mogła skończyć i wrzucił je do gotującego się rosołu. Zaczął obierać ziemniaki. 
- Teraz znów nic nie mówisz.... Co z ciebie za brat ? Żadnej pomocy, żadnej rady nie dasz..
 - O nie ! Mariola ! Teraz to już przesadziłaś ! Wyżyłaś się na bogu ducha winnej Lence ,  a teraz w lament uderzasz? Powiedziałem ci, co zrobię. I zdania nie zmienię. Powinnaś iść i podziękować Ewie, że zajęła się twoją córką i na policję nie poszła. Ale powiedziała, ze to już ostatni raz. Następnym razem nie będzie ciebie żałować, tylko zgłosi Twoje zaniedbania tam , gdzie trzeba !
- A to suka ! - krzyknęła znów Mariola.  - Ja jej pokażę, gdzie jej miejsce jest ! A to małpiszon obsrany ! A to gówno ze wsi ! Jak ona śmie !
 - Uspokój się ! 
 - Nie, nie uspokoję się ! Nie ma mowy ! Będzie mnie tu jakieś babsko policją straszyć ! To ja na nią doniosę ! Nie ona na mnie ! 
- Mariola ! Spokój !
- Milcz, gówniarzu ! Muszę wyjść.....
I zanim Piotr się spostrzegł, już była w korytarzu, już trzymała kurtkę w rękach i zamykała za sobą drzwi. 
Przez chwilę zastanawiał się, czy powinien za nią pobiec. Dał sobie spokój. I tak by jej nie utrzymał siłą, a mała cały czas czekała na obiad. 
 - Lenka? Laluś ? Chodź do mnie - powiedział, wchodząc do jej pokoju. 
Mała leżała na łóżku wtulona w misia, którego już dawno temu dostała od niego na urodziny. 
- Gdzie mama? - zapytała - Wyszła znowu ? 
- Tak, kochanie.
- To dobrze. - wstała, wzięła go za rękę i powiedziała - Chodź wujku, skończymy gotowanie. Jestem już bardzo głodna !


Obiad udał im się znakomicie . Lenka wsunęła dwa talerze rosołku i całego kotleta z ziemniakami i gotowaną marchewką. Po deserze stwierdziła, ze już nic więcej  nie zje, bo będzie wyglądała jak słoń. 
Sprzątnęli naczynia , wyjęli pościel z pralki, wstawili następne pranie , podzielili się sprzątaniem. Lenka pokoje, Piotr kuchnię, korytarz i łazienkę.
Dopiero jak skończyli, a na dworze zaczynała się już noc, przypomniał sobie o telefonie.