- To chyba nie powinno tak wyglądać - powiedziałam do Pawła , gdy już nasze oddechy wyrównały się. Zaczęłam rozglądać się dookoła. Chyba trochę za późno, ale na szczęście z wyjątkiem nas nikogo nie dojrzałam. Miejsce było raczej ustronne, choć w pobliżu znajdowała się trasa szybkiego ruchu. Kilka drzew i krzewów skutecznie chroniło nas przed ciekawskimi oczami.
Paweł uśmiechał się kącikami ust. Poprawił mi włosy, zapiął płaszcz.
- Cudowna jesteś, wiesz? Masz rację. Na ten pierwszy raz powinno być łoże z baldachimem, pościel koniecznie różowa i muzyka Mozarta w tle. I róże. Bardzo dużo róż. Zasługujesz na wszystkie płatki świata ! - Podniósł mnie do góry i zaczął obracać dookoła.
- Przestań wariacie ! - krzyczałam przez śmiech.- Postaw mnie na ziemi ! Wywrócimy się !
- Oj tam oj tam - odrzekł i znów mnie pocałował. Tym razem delikatnie, z namaszczeniem.
- Wracamy ! - zadecydowałam - Jeśli zaraz nie skończymy , znów zechcesz mnie wykorzystać w lesie !
- A mogę ? Pozwolisz?
Zaśmiałam się i pacnęłam go w ucho.
- Wolne żarty ! Dorosła ale grzeczna ze mnie dziewczynka! Raz na dzień wystarczy !
- Ok. Zapamiętam.
Do samochodu wracaliśmy przytuleni do siebie. Dobrze było mi w jego ramionach. Miałam wrażenie, że zaczynam odzyskiwać wewnętrzny spokój, że w końcu poczułam pod stopami ścieżkę, którą mogę podążać w przyszłość.
Mama oczywiście bardzo uradowała się na widok Pawła. Zachowywała się przy nim jak zakochana nastolatka. Panie Pawełku a może to, a może tamto... On oczywiście nie był jej dłużny i wychwalał pod niebiosa barszcz czerwony, który dziś zaserwowała na obiad. Dorzuciła kilka kawałków ciasta, które zdążyła upiec na cześć jutrzejszego przyjazdu Janka. Całkiem zapomniałam o tym, że ma nas odwiedzić. Przez chwilę zastanawiałam się, czym spowodowany jest jego przyjazd, bo przecież święta już za nami, a on wcale nie był skory do przyjazdu w rodzinne strony.
- Marysieńko ! Jeden cent za twoje myśli - powiedział Paweł gdy zauważył moją zadumę.
- Oj, chyba więcej są warte - zażartowałam. Miał takie piękne, zielone oczy ! Zawsze wydawało mi się, że facet z niebieskimi oczami pobudza najbardziej. Chyba powoli zaczynałam zmieniać zdanie.
Gdy mama swoim zwyczajem razem z kotem wybrała się na fotel przed telewizorem, Paweł podłożył do pieca i udaliśmy się na piętro do moich pokoi. Jeszcze nie zdążyłam zamknąć za nami drzwi, a już byłam w jego objęciach. Znów mnie całował, znów pieścił moje ciało. Byłam skrępowana. Świadomość, że mama jest na dole i może nas nakryć paraliżowała mnie lekko.
- Uspokój się! Przestań ! No, Paweł ! Proszęęęę !
Moje wołania jednak nie zostały wysłuchane. Po chwili znalazłam się na dywanie a on nade mną. Zachowywał się jak pies spuszczony ze smyczy. Całował mnie , przytulał, pieścił i powoli rozbierał.
- Serial trwa dwadzieścia minut. Mamy jeszcze przynajmniej piętnaście dla siebie.
- Ale Paweł, to mnie krępuje !
- Ale co, kochanie ? Moje pieszczoty ? Jak zamknę oczy będzie lepiej ?
- Paweł ! Dobrze wiesz, o co mi chodzi.
- Nie kochanie, nie wiem. Powiedz mi....
Jedną ręką pieścił moją pierś, do drugiej dossał się ustami. Wiedział już, co mnie pobudza i jak wyłączyć moje myślenie. Gdy moje brodawki wyglądały jak dwie wieże Eiffla , strzeliste i lekko wygięte, zajął się moim kroczem. Pieścił, ssał, wpychał we mnie palce, całował. Moje ciało wyginało się w łuk, prężyło, poddawało jego pieszczotom. Wybuchło.
- No, dobra. Ślicznotko. Starczy na dziś. - stwierdził nagle i przestał mnie pieścić.
-Ale, ale co ty robisz? - zapytałam zachrypniętym głosem.
- Czas minął kochanie. Nie możemy dopuścić , aby twoja mama nakryła nas już pierwszego dnia. Wstawaj. Ubierz się.
Ledwie zdążyłam się ogarnąć, mama zapukała do drzwi.
- Herbatkę wam dzieci przyniosłam. Zostawiliście w kuchni. No i kilka ciasteczek do schrupania.
Spojrzałam na nich oboje spod byka. Zmówili się czy co ?
Moje ciało nadal domagało się pieszczot. Paweł pozostał niewzruszony.
Podejrzewałam, że to plan taktyki - jak mnie zmiękczyć, żeby posiąść. Jak na razie szło mu całkiem nieźle.
***
Lenka bardzo ucieszyła się na jego widok. Wpadła w ramiona i nie pozwalała postawić się na ziemi.
- Jesteś wujku. A ja tak bardzo martwiłam się ,że do mnie nie wrócisz !
- Przecież ci obiecałem, kochanie. A jak obiecałem, że wrócę, to musiałem wrócić na czas. Prawda?
- No niby tak ....Ale mama też zawsze obiecała, a nie wracała.
Przerażało go postępowanie Marioli. Jak mogła krzywdzić świadomie takie maleństwo?
- Kochanie, już nigdy cię nie zostawię. Pojedziesz ze mną do Warszawy. Dobrze?
- A mama? Może jechać z nami ?
- Nie Lenko. Przykro mi, ale twoja mamusia musi zostać tutaj , w Poznaniu.
-Nie chcę jechać bez niej. Będę za nią tęsknić.
-Wiem, ale teraz nie możemy postąpić inaczej. Przykro mi.
- Ale mamie będzie smutno, jak zostanie sama. Kto jej zrobi kawę, jak będzie ją głowa bolała?
- Poprosimy panią Ewę. Dobrze?
- Ale pani Ewa nie lubi mamy. Mówi, że to latawica jest. A co ten wyraz oznacza wujku ?
Spojrzał na sąsiadkę. Wyrazem twarzy próbowała przeprosić.
- Raz mi się wypsnęło. -powiedziała cichutko.
Jemu nie raz i nie dwa. Nie dziwił się jej wcale. W końcu jego siostra nie była najlepszą matką.
- Jak ją ładnie poprosimy, to na pewno przygotuje kawę dla twojej mamusi. Zobaczysz. Prawda, pani Ewo? - sąsiadka kiwnęła głową.
- Oczywiście, że przygotuję.
Gdy Lenka wróciła do przerwanej zabawy z Olą, córką sąsiadki, usiedli w kuchni. Opowiedział jej pokrótce o stanie Marioli, o tym, że ma nikłe szanse na całkowite wyzdrowienie.
Przejęła się jej historią. Tylko informację o amfetaminie w jej ciele zachował dla siebie.
Punktualnie o piętnastej zjawił się w restauracji, gdzie umówił się z Aliną.
Popijając wodę czekał na jej przyjście. Dwadzieścia minut później nie wytrzymał i wykręcił jej numer.
- Witaj. Gdzie jesteś? Za ile będziesz?
-Ale gdzie? - odparła zdziwiona.
-Zapomniałaś? Przecież byliśmy umówieni .
- I ty naprawdę wierzyłeś, ze przyjdę? Ty ? Po tym, co mi zrobiłeś?
- Boże, a cóż to takiego znowu było ? Przecież nie jesteśmy parą ! Nie masz prawa mnie oskarżać o coś, za co nie czuję się winny !
- Nie jesteśmy parą? To po jasną cholerę zawracałeś mi znów głowę? Mogłam mieć tam każdego! Każdego, rozumiesz!
- Alina, przecież my nigdy nie byliśmy ze sobą. I to ty przykleiłaś się do mnie na spotkaniu. Nie pamiętasz? O co ci kobieto chodzi ? Nie jesteś z tych kobiet, które mnie pociągają. Przecież wiesz o tym ! Mówiłem ci to nie raz i nie dwa. Wystawiłaś mnie?
- Nie. Odwdzięczyłam ci się. A teraz wybacz, idę uprawiać seks z facetem, który wie, do czego służy to coś, co majta mu się między nogami !
Rozłączyła się. Był w kropce. Ta kobieta od zawsze potrafiła wyprowadzić go z równowagi. Że jest lekko niezrównoważona, wiedział od dawna. Ale że aż tak z nią źle? No cóż. Nie pozostało mu nic innego, jak znaleźć inny sposób, inną osobę do opieki nad Mariolą.
Zrezygnowany wrócił do pani Ewy po Lenkę. Już nie bała się tak bardzo, jak rano. Ewa, widząc jego zatroskaną minę, zapytała, czy może stan Marioli się pogorszył.
- Nie, pani Ewo. Mam inny problem. Potrzebuję kogoś, kto zajrzy do niej raz na kilka dni. Zakupi środki czystości, wodę , pampersy. Nie wiem, jak to zrobić. Chciałem poprosić koleżankę, ale nie może. Innych znajomych tutaj nie mam. Chyba że, chyba że pani się zgodzi. Oczywiście za opłatą ! Że też nie pomyślałem o tym wcześniej ! To jak pani Ewo? Da pani radę dwa razy w tygodniu do niej pojechać na kilka minut ? Szpital jest niedaleko.
- Musiałabym się chwilę nad tym zastanowić, panie Piotrze. Chociaż z drugiej strony, jak nie ma pan nikogo, to jak mogłabym odmówić? Tym bardziej , że Lenka jest prawie jak moja córka. Dobrze panie Piotrze. Zajmę się pana siostrą.
Piotrowi kamień z serca spadł. Z radości przytulił do siebie starszą kobietę.
- Proszę mi tylko obiecać, że zajmie się pan Lenką jak własną córką !
- Przecież pani wie, że dokładnie tak będzie. Nie pozwolę już nikomu jej skrzywdzić.
Resztę popołudnia spędził w szpitalu u Marioli, czuwając przy jej łóżku i na policji, gdzie chciał się dowiedzieć, czy złapano już winnego stanu jego siostry. Niestety, policja nie miała dla niego żadnych nowych informacji. Badania DNA znalezionego na ciele siostry i nie należącego do niej nadal trwało.
Wracając do mieszkania wstąpił do cukierni, kupił kilka ptysiów, eklerki i rurki z kremem dla sąsiadki i dzieciaków. Wieczorem, gdy Lenka już smacznie spała, a on w końcu miał chwilę dla siebie zaczął myśleć o powrocie do Warszawy, o czekających go nowych wyzwaniach. I o Marii. Wierzył, że ona też na niego czeka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz