Nie spałam prawie całą noc. Nie pozwalały mi na to myśli o Piotrze, Janku i jego rozpadającej się rodzinie, a także Paweł. Nie zadzwonił, nie odpisał. Dziwne zachowanie jak na niego. Postanowiłam, że pierwsza nie napiszę i nie zadzwonię. A co !
Wstałam, ogarnęłam pokój i zeszłam na dół. Tam już Martynka z mamą krzątały się po kuchni i szykowały śniadanie. Janka nigdzie nie było widać.
-Cześć dziewczynki. A gdzie męska część naszej rodzinki? - zapytałam.
-Cześć ciociu. Tata poszedł po bułki. Ale chyba strasznie długie kolejki tutaj macie , bo go nie ma i nie ma.
-Może spotkał kogoś znajomego. Zaraz pewnie wróci. Potrzebujecie pomocy ?
-Nie córeczko, wszystko już jest gotowe. Tylko te bułki... - odparła mama.
-To ja pójdę zobaczyć, co zatrzymało Janka w sklepie - odparłam i zaczęłam się ubierać.
Nie zdążyłam wyjść za furtkę, gdy nadszedł.
-Gdzieś ty był? Wszyscy czekamy na ciebie!
-Oj, przepraszam. Andrzeja spotkałem. Wiesz którego? Studiowaliśmy razem. Pamiętasz go na pewno.
-Andrzeja? Zatorskiego ? No, on często zakupy robi w tym samym sklepie co i my.
-No właśnie jego! Wyobraź sobie, że on też jest po rozwodzie. Też go żona zostawiła. I dzieci zabrała. Tylko że jego to takie całkiem małe jeszcze. Siedem i dziewięć lat mają. Zastanawiam się....Jakie macie plany na popołudnie? Może umówiłbym się z nim na piwo? Fajnie byłoby się spotkać i pogadać chwilę dłużej. No i nie koniecznie w sklepie spożywczym. - uśmiechnął się do mnie. Przypominał wtedy mojego ojca.
- Wracaj do sklepu, złap Andrzeja, umówcie się a ja z Martynką zrobię sobie babski wieczór. Mama i tak się z domu nigdzie nie ruszy, więc o nią nie musimy się martwić.
- Myślisz, że tak będzie ok? Jutro wieczorem musimy wracać.
- Będzie w porządku. No idź już, bo ci ucieknie i będziesz wiatru w polu szukał - fuknęłam na niego ze śmiechem, widząc, że się ociąga.
- No dobra. To idę. Weź bułki. Zaraz wracam.
Nareszcie zaczął gadać jak facet. Szkoda mi go było. W końcu Sylwia była miłością jego życia. Przez dwa lata ścieżkę do niej uklepywał, a teraz , jak widać, na niewiele mu się to zdało.
Martynka, zachwycona możliwością spędzenia wieczoru na mieście tylko ze mną zasiadła do laptopa i szukała ciekawego filmu.
Powinnam zadzwonić do Pawła. -myślałam. - Nie wiem jakie ma plany, ale dziś nie bardzo możemy się spotkać. Nie chcę zabierać go ze sobą , bo to przecież ma być damski wieczór. Ale poczekam jeszcze chwilę, może on się odezwie.
Martynka zdecydowała, że wybierzemy się do kina Kultura przy Krakowskim Przedmieściu. Uwielbiała, tak jak i ja, spacery w tym przepięknym miejscu. Miało swój urok szczególnie wieczorem, gdy płonęły lampy i wszystko skrywało się za pomarańczowo-żółtą poświatą.
Paweł nie dzwonił. Widocznie nie planował się dziś ze mną spotkać. Może miał pretensje o to, że wczoraj nie przyprowadziłam go do domu i nie zapoznałam z moim bratem? Nie wiem. Też w końcu nie zadzwoniłam. Trudno.
Nie bardzo natomiast wiedziałam, jak powinnam zachować się w stosunku do Piotra. On przecież nie wiedział nic o tym, co wydarzyło się w moim życiu w przeciągu jednego tylko tygodnia. A było tego wiele! Bardzo wiele! Czy było w nim jeszcze miejsce dla niego? Raczej nie. Ale nie mogłam zachować się jak ostatnia świnia i tak po prostu przemilczeć jego smsy. Tyle było w nich smutku. Co takiego wydarzyło się w jego życiu? I co w końcu łączy go z Aliną? Tysiące pytań. A gdzie odpowiedzi?
Napisałam do niego, że cieszę się z jego przyjazdu.
A tak swoją drogą, jeśli Piotr już wraca, to co teraz będzie ze mną? Przerzucą mnie z powrotem do poprzedniego działu ? Hmm. Do tej pory o tym nie myślałam.
Na miejscu stawiłyśmy się w pełnym rynsztunku, uzbrojone po zęby w popcorn.Po drodze podwiozłyśmy Janka do knajpy, którą zasugerował Andrzej, i oczywiście musiałyśmy zostawić mu tysiące nakazów i zakazów.
- Tato, nie pij za dużo, nie jedz nic, co ci może zaszkodzić. Pamiętaj! - to Martyna. Ja natomiast ostrzegałam go przed podrywaniem wszystkich babek. Nie tylko tych po czterdziestce z cellulitem i syfilisem, tych młodych osiemnastek też. Pokornie przytakiwał głową. Miałyśmy nadzieję, że zostawiamy go w dobrych, Andrzejowych rękach.
Film był całkiem całkiem. Opowiadał historię młodych dziewcząt sprzedających swoje ciało za prezenty. A całość akcji odbywała się właśnie w Warszawie. Po wyjściu z kina inaczej patrzyłam na niektóre kwestie. Chciałam pociągnąć Martynę do auta i sprawdzić we wszystkich centrach handlowych, czy naprawdę jest tak, jak opowiadał film. Zastanawiałam się, jak często przechodziłam obok dziewczyny, która czekała na swą "ofiarę". Do tej pory nie zauważałam tego problemu, bo zawsze się spieszyłam i byłam zajęta głównie sobą.
Na Martynie film nie zrobił większego wrażenia. Stwierdziła tylko, że temat raczej jest jej znany, więc mogła sobie ten film darować i iść na jakiś inny, ale ponieważ oglądała go ze mną , to jak stwierdziła - może być. Ruszyłyśmy wolnym krokiem deptakiem przed siebie. Zatrzymywałyśmy się przed witrynami kawiarenek nie wiedząc, na co powinnyśmy się zdecydować. W końcu puchary lodowe zwyciężyły.
Wchodząc do kawiarenki zwróciłam uwagę na mężczyznę obejmującego wysoką, zgrabną blondynkę w butach na wysokich obcasach. Wyglądali jak zakochana para. Coś w tym facecie przyciągało mój wzrok. Był ubrany bardzo elegancko, tak jak i kobieta, z którą szedł, a jednak....coś w jego sposobie chodzenia, w sylwetce, było mi znajomego. Ta blond czupryna... Na dworze już się ściemniało, widziałam go tylko od tyłu, a jednak po chwili doznałam olśnienia. To Paweł ! Wybiegłam z kawiarenki, spojrzałam za nimi. Tak! To jego samochód! Wsiadali do samochodu mojego kochanka czule się obejmując. Nie znałam jego rejestracji, zresztą, z tej odległości nie była ona widoczna, jednak byłam pewna, ze to on! Wyciągnęłam z torebki komórkę i wybrałam jego numer. Po jednym sygnale odrzucił połączenie. A to sukinkot!
Roztrzęsiona wróciłam do Martyny. Boże, ależ ja mam szczęście do facetów! - przeklinałam swój los w myślach.
Martyna patrząc na mnie zrozumiała, że coś w tych kilku sekundach musiało się wydarzyć, jednak, ponieważ sama nie zaczynałam rozmowy o nic nie pytała. Mądra dziewczynka. Usiadłyśmy przy stoliku. Postanowiłam na moment zapomnieć o tym, co zobaczyłam i zająć się bratanicą. Nie było to łatwe.
***
Po pięciu godzinach jazdy w końcu dotarli na miejsce. Mała była znużona i zmęczona, ale gdy tylko przekroczyła próg mieszkania Piotra, ożywiła się.
-Wujku! Ale ty masz wielkie mieszkanie! I jak tu ładnie! Kino masz w domu?! Takie dla jednej osoby?
-Nie kochanie, to telewizor.
-Taki wielki? Nie widziałam takiego jeszcze.... A Ile masz pokoi? I który może być mój? - mała szczebiotała bez przerwy, zadając tysiące pytań. Gdy zajrzała do łazienki, nie chciała z niej wyjść.
-Wujku! I prysznic, i wanna? Ale przecież ty sam mieszkasz. Po co ci aż tyle? Czy wanna może być moja? Ja tak lubię długo się kąpać i w takiej gorącej wodzie. A będę mogła zostawić tu swoją szczoteczkę do zębów? I szampon? I ubikacja jest osobno? Wujku, ty opływasz w luksusy - mała z radości wybuchnęła śmiechem. -Fajnie musi być tak mieszkać! I mama też będzie mogła tu być, wujku?
-Tak kochanie. Jasne,że będzie mogła. Jak tylko wyzdrowieje. - zasmucił się na myśl,że to może nigdy nie nastąpić.
-Chodź, Lenko, wybierzesz sobie pokój. Ten, tutaj, zaraz obok łazienki albo ten na końcu mieszkania, z balkonem. Który wolisz?
-Poczekaj, muszę je najpierw obejrzeć wujku.
-Ok. Oglądaj maleńka, a ja przyniosę resztę bagażu. Dobrze?
-Mhm.Idź. Ja się porozglądam.
Zachowywała się jak mała dorosła dama. W końcu wybór pokoju to nie byle co, tylko poważna decyzja.
Gdy wdrapał się z powrotem na czwarte piętro zastał swoją siostrzenicę w najbardziej oddalonym pokoju, tym z balkonem. Mała stała przy oknie i patrzyła z góry na miasto.
- Chyba chciałabym, aby to był mój pokój - powiedziała cichutko, tuląc do siebie pluszowego miśka z oberwanym uchem - Jest taki podobny do pokoju, w którym mieszkałam z mamą. Tam tylko nie było balkonu....
Zobaczył łzy w oczach siostrzenicy. Tęskniła.
- Chodź do mnie, kruszynko. - powiedział. Przybiegła i wtuliła się w niego całą siłą swoich pięciu lat.
Wziął ją na ręce, usiadł na niewielkim łóżku. Pokój, który mała sobie wybrała był nieużywany.Trzeba go odświeżyć, kupić normalne łóżko, jakieś biurko, komódkę na ubrania - myślał - kiedy ja to wszystko zrobię? - nie wiedział. Ale na pewno musi sobie poradzić. Dla małej, dla siostry i dla siebie.
Gdy Lena uspokoiła się, poszli do kuchni obejrzeć zapasy, które w domu zostawił przed wyjazdem. Mleko nadawało się już tylko do wylania. Z wody niegazowanej raczej ciężko było ugotować obiad, więc postanowił, że dziś wyjątkowo, jak tylko wszystko zorganizują i porozkładają, zabierze ją na kolację do prawdziwej restauracji.
Założył pościel na łóżko, z którego chwilowo Lena musiała korzystać. Starł kurze i zmył podłogę w jej pokoiku. Oczywiście mała nie siedziała z założonymi rękoma tylko dzielnie mu pomagała rozkładając swoje ubranka i pluszaki. Gdy już się trochę odświeżyli byli gotowi na podbój Warszawy. Lenka była w tym mieście po raz pierwszy i wszystko co widziała, stanowiło dla niej zagadkę i uruchamiała lawinę pytań.
-Wujku, a jakie jest dla ciebie najpiękniejsze miejsce w Warszawie? Bo ja w Poznaniu to bardzo lubię chodzić na Stary Rynek. Czasami, jak mama miała dobry humor, to mnie tam zabierała na lody. One były takie pyszne!
-W Warszawie kochanie też są pyszne lody. Jak będziesz grzeczna i zjesz cały obiadek, zabiorę cię w takie miejsce. Dobrze?
-Tak, tak. Jasne, że zjem. Tylko nie zamawiaj barszczu. Bo z tym mogę mieć problem.
-Masz to jak w banku. Zjemy inną zupkę. Ok?
-Mhm.
Gdy wychodzili z domu, wzięła go za rękę. Miło był poczuć, że jest się komuś potrzebnym. To dla niego było całkiem nowe uczucie.
Po obiedzie, który oboje zjedli z wielkim apetytem, bo z wyjątkiem lekkiego śniadania i hot doga na stacji Orlenu nie mieli nic w ustach, Piotr zabrał Lenkę na Krakowskie Przedmieście. Ju zapadał zmrok, okoliczne knajpki i kawiarenki żyły żółtym światłem, a cały teren wyglądał, jakby był przeniesiony z innego wieku.
-I jak kochanie? Podoba ci się to miejsce? - zapytał siostrzenicę powoli przyzwyczajając się do maleńkiej dłoni wciśniętej w jego dłoń.
-Tak wujku. Jest tu prawie tak samo pięknie jak w Poznaniu.
-A ja myślałem,że ładniej.
-Nieee... Nie wiem.I tu i tam jest pięknie - wybrnęła dyplomatycznie i uśmiechnęła się łobuzersko do niego. - To gdzie zjemy te pyszne lody, wujku ?
-Wybór należy do ciebie, maleńka.
-Ok.To chodźmy....Chodźmy tu! - Lenka wskazała na kawiarenkę, gdzie przez szybę Piotr zobaczył Marię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz