piątek, 24 lutego 2012

XXI.

Mam problem. Nie bardzo wiem, jak to wszystko, co dziś usłyszałam, poukładać sobie w głowie. Nasuwa mi się myśl, że Piotr jednak opowiedział komuś o wieczorze, który spędziliśmy wspólnie. Drań. I chyba na swojego spowiednika wybrał Alinę. Ale Iza? Zawsze taka miła dla mnie była.... Nie rozumiałam nic. Chciałam porozmawiać z Moniką, ale wyszła, zanim się spostrzegłam. Miałam wrażenie, że ona też mnie unika. To nie było miłe. 
 - I znów błądzisz myślami nie wiadomo gdzie - odezwał się do mnie Paweł. Właśnie odwoził mnie do domu. 
-  Masz rację. Przepraszam cię. Wydarzyło się ostatnio tyle rzeczy... nie ogarniam wszystkiego . 
- Mówisz o swoim romansie z Piotrem ? 
- Ojej, to ty też wiesz?
- Słyszałem co nie co. To coś poważnego ? - spojrzał się na mnie . Nie byłam pewna, co odpowiedzieć. Nie tylko! Nie wiem, co sama mam o tym wszystkim myśleć!
- Nie. Raczej nie. Nie wiem. Nie jedźmy jeszcze do domu. Pojedzmy nad Wisłę. Taka ładna pogoda. - powiedziałam. Nie chciałam zamykać się w czterech ścianach i dumać nad dzisiejszym dniem.
- Ok. W gruncie rzeczy możemy.  - odparł Paweł. Włączył kierunkowskaz, zawinął i pojechał w przeciwnym kierunku. 
- Jakieś konkretne życzenia masz odnośnie miejsca? 
- Nie. 
Po kilku minutach zatrzymał się na parkingu, wziął mnie za rękę i zeszliśmy na dół, nad wodę. Delikatne promienie słońca przebijały się przez niewielkie chmurki, trawa na wałach już się pięknie zieleniła, śpiewały ptaki. Ruszyliśmy wzdłuż chodnika.  
Teraz to Paweł bujał myślami w obłokach . Lubiłam go. Ale czy to mogło wystarczyć?
Gdy w końcu wokół nas zrobiło się cicho, słychać było tylko szum wody i ćwierkające ptaki, przystanęliśmy. Paweł zaczął puszczać kaczki z kamyków, ja wystawiłam twarz w stronę gasnących promieni.
- Chciałbym wiedzieć, co jest między wami, Marysiu. - podszedł do mnie, opuszkami palców odgarnął włosy z mojej twarzy. - Jeśli nie mam szans u ciebie, powiedz mi o tym teraz.
- Paweł.... - odparłam, myśląc intensywne - ja naprawdę nie wiem, co czuję , co jest między mną i Piotrem. Pewnie nie ma nic. Lubię cię. Jesteś fajnym kumplem, dobrze mi przy tobie, ale nie chcę się wiązać.
- Ze mną? 
- Nie, nie o to chodzi. Przecież, gdyby szef nie nakazał ci zająć się mną, nigdy nie zwróciłbyś na mnie uwagi.
- Mylisz się, Maleńka. Już dawno zwróciłem na ciebie uwagę, tylko nie miałem śmiałości, by znaleźć się bliżej ciebie. Owszem, szef mi trochę pomógł, ułatwił to, co i tak zamierzałem zrobić. 
Wpatrywał się we mnie swoimi kocimi oczami. Muskał wzrokiem moją twarz. Poczułam się dziwnie. Nie chciałam tego i nie miałam ochoty zakończyć. Dotknęłam palcami jego policzka, przesunęłam je na czoło, na nos, włosy. Zamknął oczy. Oparł się o drzewo, które stało tuż za nim, jęknął cicho. Przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować. Jego pocałunki były ostre, kąśliwe. W pierwszej chwili przyszło mi do głowy, że on chce mnie za coś ukarać. Ale nie. On cały był rozpalony, spragniony. Połykał moje usta, drażnił, zajadał się nimi. Poczułam, jak rośnie moje  podniecenie, zaczęłam napierać na niego całym ciałem. Przytulił mnie mocno, nie przestając całować. Jego język drażnił moje migdałki, a dłonie ściskały pośladki. Rozpiął mój płaszcz, wsunął ręce pod niego, objął moje plecy. Gdy naga skóra rąk dotknęła mojej, przeszedł mnie dreszcz. Miał zimne dłonie. Rozpiął stanik, podciągnął bluzkę do góry i zaczął ssać moje brodawki. Ale już po chwili było mu mało. Rozpiął moją spódnicę, rozsunął suwak, opadła na ziemię. Odwrócił mnie. Nie protestowałam, byłam bierna. Bierna i spragniona tak samo, jak on. Czy na pewno jego ? To teraz nie było ważne. Teraz ja opierałam się o drzewo, pośladki wypinałam na świat, a on wtulał w nie swoje lędźwie.  Jego nabrzmiały członek ocierał się o mnie. Mruczał jak kot. Pociągnęłam rajstopy w dół chcąc dać mu do zrozumienia, że chcę więcej, że też nie mogę się już doczekać. Zrozumiał. Zanurzył ręce w moje majtki, ściągnął je w dół. Po chwili on też był wolny. Wszedł we mnie szybko, boleśnie. Ale tylko przez chwilę bolało. Był duży. Bardzo duży. Kochał mnie gwałtownie, wyczuwałam jego siłę, chciałam jej. Pragnęłam. W tym momencie miał mnie na wyłączność. 



***

Płakał. Siedział przy łóżku Marioli i płakał jak dziecko. Jego siostra wyglądała fatalnie. Twarz zmasakrowana, ledwie widoczna pod grubą warstwą bandaża. Była w śpiączce farmakologicznej. Lekarze określali jej stan jako bardzo ciężki. Jednak coś brała. W jej krwi wykryto amfetaminę. Więc nie była tylko alkoholiczką, była też ćpunką. Płakał nad jej stanem, nad jej losem i głupotą. Zawsze sama, niby niezależna. 
Niby dorosła! 
W tym momencie był na nią wściekły. Jak matka może być tak głupia?  Jak może nie  myśleć o kimś, za kogo jest odpowiedzialna? Żałował bardziej Lenki, niż jej. A jednocześnie miał wyrzuty sumienia, że nic nie wiedział, nic nie zauważył. Nie miał doświadczenia. Ponieważ pochodził z rodziny alkoholików bał się, że jak raz spróbuje  to już się nie uwolni. Mariola zawsze była inna. 
Do izolatki wszedł lekarz. Przywitał się z Piotrem, popatrzył na brzęczące i pikające monitory, popoprawiał jakieś rurki i powiedział : 
- Można powiedzieć, że pana siostra miała szczęście. Gdyby nóż trafił kilka centymetrów wyżej, już by nie żyła.
- Ale, panie doktorze, jakie życie ją czeka? Będzie jeszcze kiedyś całkiem zdrowa? 
- Tego nie wiemy, ale proszę pamiętać, że zawsze należy być dobrej myśli. 
Lekarz był już starszym człowiekiem. Przypominał Piotrkowi dziadka z bajek dla dzieci. Siwe włosy, lekki brzuszek. Nabrał do niego zaufania. Miał świadomość, ze siostra znajduje się w dobrych rękach. 
- Panie doktorze. Mam problem i nie wiem, jak sobie z nim poradzić. Muszę wracać do Warszawy, nie mogę być tu dłużej. Muszę zaopiekować się siostrzenicą. Nie chcę tracić kontaktu z siostrą. Jak to wszystko pogodzić? 
- Czy jest ktoś, kto będzie mógł zaopiekować się pana siostrą? Na zasadzie, że przyniesie potrzebne jej rzeczy ? Trzeba pilnować, aby pacjent miał wodę, chusteczki, mydło. Jeśli jest ktoś, kto odwiedzi ją raz w tygodniu może pan spokojnie jechać. Ona i tak będzie potrzebowała czasu, by się pozbierać. Jest młoda, miejmy nadzieję że i silna. Wydam panu kartę informacyjną ze stanem siostry.  Gdy złoży ją pan w opiece społecznej i okaże w szkole czy też przedszkolu nie powinno być problemu z zabraniem dziecka do innej placówki. Poradzi sobie pan. Do nas zawsze można zadzwonić i zapytać o stan zdrowia. Nie możemy przez telefon mówić zbyt wiele, ale to, co najważniejsze zawsze się pan dowie.  I oczywiście proszę zostawić nam numer telefonu do pana.
- Tak, tak. Oczywiście. 
Lekarz uśmiechnął się i wyszedł. Piotr musiał rozwiązać problem osoby, która czasami zajrzy do jego siostry. Tylko jedno imię przychodziło mu do głowy. Wiedział, że będzie go to dużo kosztować, ale musiał zaryzykować. Inni znajomi ze szkolnych lat dawno już o nim zapomnieli albo porozjeżdżali się po całym świecie. Wyciągnął komórkę i wykręcił numer : 
- Słucham. 
- Alina? Muszę z tobą porozmawiać. Znajdziesz dla mnie chwilkę? Najlepiej dziś.
- Masz wymagania. Ty tylko wiecznie coś ode mnie chcesz. A moje pragnienia i życzenia w ogóle się dla ciebie nie liczą!
- Alina, to naprawdę ważne. 
- Koniec świata nadchodzi czy co ? Dobra. W Stodole? 
- Może trochę bardziej ustronne miejsce? 
- No to Kebab za rogiem. Tam jest dużo miejsca. O piętnastej dziesięć. Jak się spóźnisz, możesz o mnie zapomnieć.
- Ok. Będę. Pa
Cała Alina. Jak on nie znosił tej kobiety! Znali się prawie od zawsze. Razem skończyli liceum i studia. Dużo wiedziała o jego rodzinie i wzajemnie. Miała bogatego i wpływowego wujka, ale tak naprawdę niczym nie różniła się od Piotra. Ojciec zamarzł po pijanemu, matka się powiesiła.  Ale z drugiej strony - ona chociaż miała ojca. On swojego nie znał.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz