sobota, 18 lutego 2012

XVII.

Dobrze pracowało mi się z Grażyną. Całkiem nieźle też radziłam sobie ze wszystkimi zadaniami do wykonania. Zasada była taka sama, jak w dziale chemii, gdzie pracowałam jeszcze w zeszłym tygodniu. Zmieniły się głównie cyferki i wzrosła odpowiedzialność. Musiałam co prawda nawiązać nowe kontakty telefoniczne z osobami z innych filii firmy, ale to nie stanowiło dla mnie problemu. Po dwóch dniach rozróżniałam już niektóre głosy . W planowaniu kolejnej promocji na następny okres pomagała mi moja miła sąsiadka, ale czyniła to bardziej z obowiązku niż z konieczności, o czym oczywiście mnie poinformowała. Byłam jej wdzięczna za pochwałę. 
Zadzwonił telefon.
- Dział planowania , słucham - powiedziałam do słuchawki.
- Dzień dobry. Dzwonię z Poznania. Czy to nie jest numer Piotra ? 
- Witam, tak, to jest numer Piotra. Zastępuję go, w czym mogę pomóc? 
- A z kim mam przyjemność ? 
- Maria Gawron. To w czym mogę pomóc ? 
W słuchawce zapanowała cisza. Już zaczęłam zastanawiać się, czy czasem połączenie nie zostało przerwane, gdy usłyszałam:
 - Ty zdziro ! 
I sygnał zakończonego połączenia. 
Zdumiona patrzyłam się na trzymaną w ręku słuchawkę. Zdziro ? Kto miał powód, by tak mi ubliżać? Z wyświetlacza spisałam numer spod którego dzwoniono. Podeszłam do biurka Grażyny , która przyglądała mi się ze zdziwieniem.
 - Znasz ten numer ? 
- Poznań. Ten sam dział, co my. A co się stało ? 
- Nie wiem. Nie rozumiem. Zadzwoniła jakaś kobieta, chyba chciała rozmawiać z Piotrem. Jak się przedstawiłam, to mnie wyzwała.
- To pewnie Alina. Ona zawsze trzymała Piotra na telefonie. Dziwne, że jeszcze nie miałaś okazji z nią rozmawiać.
 - No nie. Pierwszy raz zadzwoniła. Mówisz, że to Alina? Poznałam ją na spotkaniu w Zakopanem....Ciekawe, dlaczego uważa mnie za zdzirę.  Chyba powinnam do niej oddzwonić. 
Alina. Czy wydarzyło się coś , o czym nie wiem?  Czy Piotr powiedział jej o tym, co wydarzyło się między nami ? I dlaczego dzwoni tutaj, jeśli Piotr jest w Poznaniu ? Gubiłam się w tym wszystkim.
 - Daj sobie spokój z tą rozmową. - powiedziała do mnie Grażyna.  - Widocznie nie miała nic pilnego do załatwienia. To bardzo dziwna kobieta jest, lepiej jej się nie narażać. Siostrzenica szefa. 
- No tak ! Jakaż ja głupia jestem ! Że też wcześniej nie skojarzyłam.... To przez nią były te roszady w firmie i tyle osób poleciało na bruk ! Ale.... Co ją łączy z Piotrem ? 
Ups. Pytanie padło, zanim pomyślałam.
Grażyna zdjęła okulary z nosa, potarła opuszkami palców zmęczone oczy, spojrzała na mnie i powiedziała :
- Nie wiem, co ich łączy, ale jak dla mnie Piotr jest dla niej zdecydowanie zbyt miły. Ta dziewczyna to pustak, jakich mało. Niewiele orientuje się w pracy , którą ma tylko dzięki wujkowi postawionemu wysoko w firmie. Ciągle dzwoni do Piotra  z prośbą o rady..... Nigdy jej nie odmówił pomocy, ale z drugiej strony znasz Piotra - zawsze miły i uczynny. Według mnie to ktoś w końcu powinien powiedzieć szefowi prawdę o niej ! Ale, pamiętaj, ja nic takiego nie mówiłam . Dzieci mam. 
Uśmiechnęła się do mnie, wciągnęła okulary na nos i wróciła do pracy .
Niewiele mi pomogła.  Nadal nie wiedziałam, o co w tym wszystkim chodzi. Alina, Iza - obie ziały jadem w moim kierunku. Tylko , dlaczego ? 
Ktoś zapukał  do drzwi. 
 - Proszę ! -powiedziałyśmy równocześnie. 
Gdy drzwi zaczęły się powoli otwierać  naszym oczom ukazał się Paweł z różami w zębach i tacą , na której miał ciasto tiramisu i kawę w dzbanku. Podszedł do biurka, odłożył tackę i wyjął kwiaty z ust.
- Uff, myślałem, że nie dam rady . Kobiety, po kwiecie dla was ! - uśmiechnął się i wyciągnął w nasze strony ręce z różami. Komicznie to wyglądało.
Rzuciłyśmy się na róże śmiejąc się w głos. 
- Ojej ! - zapiszczała Grażyna. - Pewnie to zasługa Marysi, ale i tak jestem ci wdzięczna Pawle. Już tak dawno mąż mi kwiatów nie dawał... - powiedziała i wyściskała go ze wszystkich stron. Ja ograniczyłam się tylko do cmoknięcia go w policzek. Pewnie moje dzisiejsze poranne wystąpienie dodało mu odwagi . 
- Ok, moje miłe panie, zasłużona przerwa na kawałek ciasta i kawę.
 Z wielką ochotą zaczęłyśmy wcinać ciasto. Paweł  towarzyszył nam rzucając żartami na prawo i lewo. 


***

Piotr z Lenką wzięli się za szykowanie obiadu, a Mariola za sprzątanie. Opornie jej to szło. Pomimo połkniętej garści tabletek bolała ją głowa , drżały ręce. Nastawiła pralkę z pościelą , wypiła kawę,wypaliła kilka papierosów,  próbowała ścierać kurze, ale robiła to bez żadnego zaangażowania. Piotr widział, że ją nosi, a złość wprost wychodzi z niej uszami. Czekał na wybuch. 
Lenka dzielnie pomagała w obraniu warzyw na rosół, ciągle trajkotając do ubijającego kotlety wujka: 
 - Wujku, a jak to jest możliwe, że z takiego małego ziarenka urosła taka wielka pietruszka? Albo marchewka? I dlaczego z tego ziarenka urosła marchewka a nie pietruszka? Albo seler? Ja bardzo lubię taką gotowaną marchewkę. I jeszcze lubię, jak na rosołku jest takie coś zielone. Pani Ewa mówi, że to też jest pietruszka, ale ja nie wiem, jak to jest możliwe, że pietruszka może być biała i zielona. A ty  wujku wiesz? 
- Tak, kochanie. Wiem. To zielone, o to, co mamy tutaj, to jest natka pietruszki. A korzeń pietruszki jest biały i długi.
- I podobny do marchewki. 
- Tak, kochanie. Podobny do marchewki. 
Mariola weszła do kuchni, stanęła przy stole i powiedziała : 
- Większego bałaganu nie mogliście tu narobić?  Lena, dlaczego tak grubo obierasz tą marchewkę?  - fuknęła do dzieciaka.
- Daj jej spokój . Uczy się.
- Tak ! I połowa marchewki do kosza pójdzie ! Zostaw to !
- Mariola ! 
- No co ? ! To moje dziecko i jak nie będę chciała, żeby coś robiła to nie będzie robić !
- Ale mamusiu ....
- Cicho bądź. I wynocha do swojego pokoju !
Piotr spojrzał na małą, której w oczach  zakręciły się łzy.
- Idź kochanie do swojego pokoju, ja porozmawiam z twoją mamą. Dobrze? - przykucnął przy niej i pocałował w nos. 
- Dobrze.. - Lena spojrzała na matkę - ale ty nie musisz na mnie krzyczeć , niczego złego nie zrobiłam ! - krzyknęła i z płaczem pobiegła do siebie. 
Spojrzał na siostrę. Znów trzymała w ręku odpalonego papierosa. 
- I co się tak gapisz ?! - zapytała.
Nie odpowiedział. 
- No co ? O co ci znowu chodzi ? Chcesz mnie gówniarzu pouczać, jak mam dziecko wychowywać? Przecież ty nic o tym nie wiesz !
Nadal milczał . Powrócił do ubijania kotletów.
 - Co ty sobie myślisz, gówniarzu ?  - rzuciła się w jego stronę, w ostatnim momencie złapał ją za dłonie - Puść mnie ! Myślisz, że przyjedziesz tu na kilka chwil, namieszasz małej w głowie i pojedziesz sobie  z powrotem do swojego lepszego życia? Myślisz, że mnie jest łatwo? Nie mam pracy ! Nie mam kasy ! A jedyne co umiem robić, to ... puszczać się....
Cała złość z niej zeszła. Opadła na krzesło i zaczęła płakać. 
 - Myślisz,że nie chciałabym żyć inaczej?  - zawodziła - Ja nie umiem  żyć inaczej....
Obrał warzywa, których Lenka nie mogła skończyć i wrzucił je do gotującego się rosołu. Zaczął obierać ziemniaki. 
- Teraz znów nic nie mówisz.... Co z ciebie za brat ? Żadnej pomocy, żadnej rady nie dasz..
 - O nie ! Mariola ! Teraz to już przesadziłaś ! Wyżyłaś się na bogu ducha winnej Lence ,  a teraz w lament uderzasz? Powiedziałem ci, co zrobię. I zdania nie zmienię. Powinnaś iść i podziękować Ewie, że zajęła się twoją córką i na policję nie poszła. Ale powiedziała, ze to już ostatni raz. Następnym razem nie będzie ciebie żałować, tylko zgłosi Twoje zaniedbania tam , gdzie trzeba !
- A to suka ! - krzyknęła znów Mariola.  - Ja jej pokażę, gdzie jej miejsce jest ! A to małpiszon obsrany ! A to gówno ze wsi ! Jak ona śmie !
 - Uspokój się ! 
 - Nie, nie uspokoję się ! Nie ma mowy ! Będzie mnie tu jakieś babsko policją straszyć ! To ja na nią doniosę ! Nie ona na mnie ! 
- Mariola ! Spokój !
- Milcz, gówniarzu ! Muszę wyjść.....
I zanim Piotr się spostrzegł, już była w korytarzu, już trzymała kurtkę w rękach i zamykała za sobą drzwi. 
Przez chwilę zastanawiał się, czy powinien za nią pobiec. Dał sobie spokój. I tak by jej nie utrzymał siłą, a mała cały czas czekała na obiad. 
 - Lenka? Laluś ? Chodź do mnie - powiedział, wchodząc do jej pokoju. 
Mała leżała na łóżku wtulona w misia, którego już dawno temu dostała od niego na urodziny. 
- Gdzie mama? - zapytała - Wyszła znowu ? 
- Tak, kochanie.
- To dobrze. - wstała, wzięła go za rękę i powiedziała - Chodź wujku, skończymy gotowanie. Jestem już bardzo głodna !


Obiad udał im się znakomicie . Lenka wsunęła dwa talerze rosołku i całego kotleta z ziemniakami i gotowaną marchewką. Po deserze stwierdziła, ze już nic więcej  nie zje, bo będzie wyglądała jak słoń. 
Sprzątnęli naczynia , wyjęli pościel z pralki, wstawili następne pranie , podzielili się sprzątaniem. Lenka pokoje, Piotr kuchnię, korytarz i łazienkę.
Dopiero jak skończyli, a na dworze zaczynała się już noc, przypomniał sobie o telefonie. 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz