piątek, 30 marca 2012

XLIV.

Monika była bardzo spięta. Dawno już nie była w kinie, nie bardzo wiedziała, jak się zachować i czego się po niej spodziewają jej znajomi i nie tylko. Szymon też nie wyglądał na odprężonego. Cała odpowiedzialność za zachowanie konwersacji spadła na ramiona Marysi i Piotra. 
- No to na jaki film się decydujemy ? 
-Bo ja wiem.... - odrzekł Szymon.  A wy co proponujecie? Moniko, na co masz ochotę?
- Ja już tak dawno nie byłam w kinie. Nie wiem.
-Bo pomyślę, że z prowincji jesteście. Mieszkacie w Warszawie i w ogóle nie korzystacie z  przywilejów i przyjemności, jakie daje wam to miasto. Następnym razem idziemy do teatru. Tam pewnie też nie byliście od lat - zagrzmiała Maria swoim donośnym głosem, lekko znużona ich pląsami i brakiem zdecydowania. - Idziemy na "Och  Karol" . Należy wykazywać się patriotyzmem i wspomagać krajowe produkcje. Ok?
- No, niech będzie.
- Mnie też odpowiada.
- A ty, Piotrze? Nie wolałbyś horroru na przykład?
- Nie nie, kochanie. To może być całkiem dobry film. 
Ponieważ do emisji mieli jeszcze około pół godziny czasu, zdecydowali się na mała czarną. Monika jednak zrezygnowała z kawy na koszt wina, tak samo postąpiła Maria. Widziała, że dziewczynie brakuje odwagi i szuka ratunku w niewielkim upojeniu alkoholowym.
- Trafiłeś w dziesiątkę z Szymonem - zwróciła się Maria do Piotra, gdy w końcu Szymonowi udało się wciągnąć Monikę do rozmowy i przestali zwracać uwagę na najbliższe otoczenie koncentrując się na bardziej poważnych sprawach, związanych z urządzaniem mieszkania.
- Też to zauważyłaś? Oni są tak nieśmiali, że wprost idealni - szepnął jej do ucha.
- Monika na co dzień nie jest taka. Przecież ja znasz...
- Nie, wydawało mi się, że ją znam. Tobie też. Płochliwe z niej dziewczę.
- Nie poznaję jej. A Szymon? On chyba zawsze jest taki poważny.
- Nie znam go za dobrze. To tylko mój sąsiad.
- A o czym wy tam tak szepczecie? - zapytała w końcu Monika.
- Nie, nic . Planujemy dalszy wieczór.
- To będzie jakiś ciąg dalszy ? - zapytał zainteresowany Szymon.
- No, chyba nie powinniśmy go kończyć zaraz po kinie. Też napiłbym się lampkę wina w miłym towarzystwie, a teraz nie mogę. Prowadzę. Proponuję zamówić chińszczyznę i napić się czegoś u mnie.
- Ja odpadam. Dziecko czeka - odparła Monika.
- Może już będzie spał - zagaił Szymon.
- No nie wiem... Pewnie będzie czekał. Zazwyczaj nie wychodzę wieczorami. 
- Proponuję, abyś po kinie zadzwoniła do mamy i Mateusza, wtedy wszystkiego się dowiesz. Miło by było , gdybyś jednak zdecydowała się iść z nami. A teraz, to już czas na nas - powiedział Piotr i wszyscy wstali od stolika, by udać się na salę kinową.


***

To było takie miłe móc trzymać Piotra za rękę, pozwalać, by ją pieścił i ściskał. Bardziej niż filmem byłam zainteresowana jego obecnością. Niby mój, a jednak ciągle daleko ode mnie. Nie omawialiśmy jeszcze najbliższej przyszłości ani daty ślubu. Nie chciałam poruszać tego tematu  głównie przez Mariolę. Należało pamiętać o niej i uszanować jej odejście. Wtuliłam głowę w zgłębienie jego szyi i próbowałam skupić się na filmie. Obok mnie Monika z Szymonem ciągle o czymś dyskutowali, omawiali, dochodziły mnie strzępki ich rozmowy. 
- Boże, co za facet! 
-Wielu jest takich jak on. Ale one mu pewnie pokażą.
Uśmiechnęłam się. Może tych dwoje się odnajdzie? Przecież  na co dzień oboje byli bardzo samotni.
Piotr gładził dłonią mój policzek. Film interesował go tak samo jak i mnie. Potrzebowałam go. Pragnęłam. Lenka spała u mamy. Chciałam już być u niego w mieszkaniu, wtulić się w jego pierś i zasnąć czując ukojenie i spokój wewnątrz.
Po filmie wszyscy wylądowaliśmy u Piotra. Mama Moniki kategorycznie zabroniła jej wracać do domu.  Szymon wyglądał na uszczęśliwionego. 
Czekając na kolację, która miała niedługo nadjechać, piliśmy drinki i rozmawialiśmy. Temat filmu został wyczerpany jeszcze w samochodzie, gdyż Szymon i Monika mieli odmienne zdania na jego temat i koniecznie musieli to przedyskutować. My milczeliśmy uśmiechając się do siebie w ciemności.
Piotr puścił starą płytę Smokie. Zaczął delikatnie podrygiwać w miejscu, aż w końcu podszedł do mnie i pociągnął mnie za rękę.
- To nasz pierwszy taniec, kochanie. - powiedział i wtulił mnie w swoje ciało, obejmując mocno. Przez chwilę musiałam walczyć ze wspomnieniami. Z wyjazdem do Zakopanego, z naszą pierwszą łóżkową przygodą, która zakończyła się tak niefortunnie. Z Aliną, Tomaszem. Rozluźniłam się. Pozwoliłam, aby prowadził mnie w tym powolnym, relaksującym tańcu. Już sam fakt, że był tak blisko, powodował, że miałam ochotę zapomnieć o gościach, którzy mieli tak wiele wspólnych tematów do obgadania i pociągnąć go za sobą do sypialni.
 Zadzwonił domofon. Zostaliśmy zmuszeni do przerwania tańca. Nadszedł czas kolacji.
Monika uczyła Szymona jeść ryż pałeczkami. Był przy tym nieporadny jak dziecko. W końcu sama zaczęła go karmić wywołując tym ataki naszego śmiechu.
- Szymonie, a teraz buzia szeroko, szeroko. O tak, grzeczny chłopiec. Dobre, prawda?
- Z twoich rąk wszystko smakuje wyśmienicie.
Byli tacy pocieszni i radośni. Dobrze czuli się w swoim towarzystwie.
- Świetnie to zorganizowałeś - powiedziałam do Piotra dając mu całusa w policzek - zobaczysz, że z tego coś będzie - wyrokowałam.
- Będzie? Już jest. - szeptał mi do ucha - Tylko spójrz, jak oni na siebie patrzą!
Miał rację. Zaiskrzyło.
Godzinę później Szymon z Moniką wyszli. On zaoferował się, że zadzwoni po taksówkę, ale wcześniej koniecznie musi pokazać jej swoje pamiątki z wojaży po całym świecie. Miał ich od groma, gdyż z natury był podróżnikiem i każdy urlop spędzał w innej części świata. Zostaliśmy sami.


***

Przez chwilę oboje czuli się skrępowani. Niby narzeczeni, niby para, która planuje wspólną przyszłość, ale przecież tak naprawdę jeszcze się nie znali. Piotr nie wiedział, co zrobić z rękoma, w końcu zaczął zbierać tekturowe pudełka i wynosić do kuchni. Pomogła mu. W korytarzu wpadli na siebie. 
- Ojej, przepraszam - powiedział Piotr widząc jak resztka sosu spływa po bluzce Marii.  - Trzeba to zaprać.
- Tak ,masz rację - odparła i zaczęła odpinać guziki.
- Poczekaj, pomogę ci.
- Nie trzeba. Poradzę sobie.
- Marysiu. 
-Tak?
- Pozwól mi.
Przymknęła oczy i opuściła dłonie.
Najpierw odpiął ten na samej górze, potem powoli odpinał pozostałe. Patrzył, jak spod bluzki ukazuje się jasnoróżowy staniczek i jej piękne, pełne piersi. Zatrzymał się przy nich na chwilę. Delikatnie pogłaskał opuszkami palców. Przykucnął, aby lepiej widzieć pozostałe guziki. Gdy znalazł się na wysokości pępka, znów się zatrzymał i zanurzył w nim swój język. Pieścił go.
- Piotrze - powiedziała Maria nienaturalnie wysokim głosem.
- Tak?
- Moja bluzka.
- No tak, przepraszam. Zapomniałem o niej.
Puścił ją. Resztę guzików odpięła sama . Zdjęła ją i w różowym staniczku pomaszerowała do łazienki. Polazł za nią jak posłuszny piesek nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić.
-Wiesz, szkoda, że nie masz dziś krawatu do zawiązania - powiedziała nagle, gdy bluzeczka ociekała nad wanną. - łatwiej byłoby nam zacząć.
- Marysiu, czasami jesteś tak bardzo bezpośrednia, że aż mnie zawstydzasz. 
-Piotruś, no co ty. Chcę się z tobą kochać. Bardzo. Ale jak zacząć, gdy oboje jesteśmy tacy stremowani? Czuję się tak, jakby to miał być mój pierwszy raz w życiu.
- Bo to będzie twój pierwszy raz. Pierwszy raz jako przyszłej żony, prawda?
- Tak, kochanie.
- A lekarz? Jak myślisz, nie miałby nic przeciwko?
- Powinniśmy odczekać jeszcze z tydzień, ale czuję się dobrze, nic mnie nie boli, nic mi nie będzie. Pragnę cię.
- Jesteś pewna?
- Tak, Piotrze. Jestem.
Teraz to ona wzięła go za rękę i pociągnęła w stronę sypialni.  Gdy on rozpinał koszulę,  zajęła się jego paskiem od spodni. Miała wielką potrzebę dotykania go. Już chciała go czuć, już chciała mieć. Każda chwila zwłoki była nie do przyjęcia. W końcu stał przed nią nagi i piękny. On. Jej mężczyzna. Na zawsze.  Szybko pozbyli się jej ubrań i położyli na łóżku. Teraz to Maria go pieściła. Językiem zataczała kółka wokół jego sutków i pępka. Dłonią pieściła jego męskość. Góra dół, góra dół. Zaciskała palce , rozluźniała i przyglądała się jego twarzy. Miał zamknięte oczy, zaciśnięte powieki. Grymas przyjemności ukazujący się na jego obliczu przyprawiał ją o szybsze bicie serca. Pochyliła się nad nim, zaczęła pieścić językiem i ustami. Nie wytrzymał długo. Podciągnął ją pod siebie i wszedł. Jednym szybkim ruchem sprawił, że zaczęła rozpływać się w jego ramionach  wykrzykując jego imię.
- Kocham cię. - powiedział po tym, jak oboje szczytowali i leżeli wtuleni w siebie.
- Myślisz, że nasze uczucie przetrwa? Że będziemy potrafili kochać się i szanować zawsze?
- Mhm. Jestem tego pewien. 
- Skąd masz w sobie tyle pewności? Przecież nie da się z góry przewidzieć, jak będzie naprawdę.
Spojrzał na nią. Ucałował jej oczęta, teraz wpatrujące się w niego z wyczekiwaniem.
- Marysiu, jesteś pierwszą kobietą w moim życiu, której wyznałem miłość. Mam do ciebie zaufanie i wiem, że będziesz świetną żoną i matką. Zresztą, ja przecież nigdy się nie mylę!
 - Och ty.... - odparła i w odpowiedzi zaczęła okładać go poduszkami.
To była bardzo długa noc.

czwartek, 29 marca 2012

XLIII.

W sobotę już o dziesiątej byłam u Piotra. Przywitał mnie wielkim buziakiem, wykorzystał fakt, że Lenka siedziała w łazience i popieścił tam, gdzie mu się udało.
-Łapy precz!- zażartowałam.
-O nie, moja maleńka. Teraz mogę robić z tobą co chcę.... - groził mrucząc przyjemnie.
-Ojej, a ci znowu się całują... - skwitowała Lenka wychodząc z łazienki - Dobrze, że już jesteś, Marysiu. Bałam się, że możesz zaspać albo stać w korku.
- Kochanie, mamy jeszcze bardzo dużo czasu. Już wiesz, w co chcesz się ubrać na urodziny do Mateusza?
- No właśnie nie i dlatego potrzebujemy dużo czasu. Ja będę się przebierać a wy powiecie mi, w czym wyglądam najlepiej, dobrze? Na zdanie samego wujka nie mogę liczyć, bo to facet jest przecież, a oni wcale się nie znają na modzie.
-A dla kogo chce się wystroić moja królewna? - zapytał Piotr.
-No jak to dla kogo. Dla siebie.- Odparła jakby zrażona posądzeniem, że może z jakiegoś innego powodu.
-No chodźcie, chodźcie.
-A zjadłaś już śniadanko? - zapytałam.
-Tak, tak. Nie traćmy czasu.
Wzięła nas za ręce i zaciągnęła do swojego pokoju. Choć zapewnialiśmy ją, że w każdym z ubrań, które przymierzyła, wygląda wspaniale, znów nie była usatysfakcjonowana.
- Ja nie mam w czym iść na urodziny. Nie pójdę!
-Ależ jak to nie masz? A ta niebieska spódniczka i bluzeczka z falbankami? To naprawdę super zestaw. - przekonywał Piotr.
- No, niby tak, ale przecież na urodziny powinno chodzić się elegancko ubranym i najlepiej w sukience. Jak były urodziny Klaudii, tej z przedszkola, to dziewczynki potem opowiadały że miały takie piękne różowe, albo żółte sukieneczki do kolan, takie, że jak tańczyły , to im się tak ładnie kręciły.Tylko Klaudia była w spodniach, bo ona w ogóle nie znosi sukienek. A jak u Mateusza będziemy tańczyć, to żadna z moich sukienek nie będzie się  kręcić. A ja chciałabym, żeby się kręciła. 
Była taka smutna. 
- Ubieraj się. Jedziemy. Ty Marysiu też. - rzucił Piotr przez ramię wychodząc z pokoju. - Szybko, dziewczyny. Nie mamy całego dnia.
-Gdzie jedziemy?
- No jak to gdzie. Po piękną zakręconą sukienkę dla mojej siostrzenicy.
Oczy Lenki zaświeciły z radości. 
W sklepie poleciało jak z płatka. Pierwsza dojrzana przez Lenkę sukieneczka została zaakceptowana i kupiona. Ponieważ była czerwona z białymi dodatkami, dokupiliśmy śliczne pantofelki, kokardki i cienkie rajstopki. Takie jak dla kobietki - stwierdził Piotr. Po powrocie do domu czasu starczyło nam już tylko na przebranie. Lenka w swoich nowych ubrankach wyglądała cudnie. Jak mała księżniczka. Ucieszyła się z komplementów, jakimi zarzucił ją Piotr.
- No to co, dziewczyny? Jedziemy?
- Tak, jedziemy! -krzyknęła podekscytowana Lenka.
-Nie zapomnij o prezencie! - przypomniałam jej.
-O, no własnie! - musiała wrócić się po niego do swojego pokoju. 
Piotr podwiózł nas pod blok, w którym mieszkała Monika. Nie chciał iść z nami, więc wrócił się do domu.
Monika mieszkała raczej skromnie z synkiem i mamą. Ich dwupokojowe mieszkanie znajdowało się na siódmym piętrze wieżowca. Oprócz Lenki były jeszcze trzy dziewczynki i czterech chłopców. Większy pokój był przeznaczony dla nich, my uciekłyśmy do mniejszego. Z rodziców zaproszona byłam tylko ja. Inne dzieciaki mieszkały w pobliżu, więc matki miały przyjść je odebrać około dziewiętnastej. Babcia czuwała nad całą imprezą. 
Na początku Lenka była lekko onieśmielona i nie bardzo wiedziała, jak dołączyć do grupy dzieciaków, które znają się i bawią wspólnie od dawna. Stała lekko z boku, zaciekawiona i wystraszona. Na szczęście dziewczynki zainteresowały się nią i wciągnęły do zabawy.  Zachwycały się jej piękną czerwoną sukieneczką, chociaż same miały bardzo podobne. Zawiązałam jej na kucykach wielkie czerwone kokardy i każda z nich chciała mieć takie same. Teraz praktyczniejsze są kolorowe gumki z gadżetami, ale moja mama, która próbowała codziennie poskromić moje włosy i zawiązywała mi je niestrudzenie dzień w dzień, sprawiła, że pokochałam je i uważałam za bardzo eleganckie.  Lenka od dziś pewnie też będzie tak uważać.
Popijając kawę i kosztując pysznego ciasta wdałam się z Moniką w rozmowę. 
- Twój synek ma wiele przyjaciół - powiedziałam.
-Tak. Mateusz jest bardzo lubiany. Mamy tutaj takie zamknięte środowisko. Dzieciaki znają się z przedszkola, ich rodzice radzą sobie czasami lepiej, czasami gorzej. Wiesz, jak to jest w dzisiejszych czasach. Często pomagamy sobie wzajemnie, nie mogę narzekać.
- Długo jesteś sama?  - wyrwało mi się.
- Długo? Sama? Cały czas jestem sama. Nie wyszłam za mąż za ojca Mateusza. To... to nie był odpowiedni facet.
- Przeprasza, nie powinnam pytać - zmieszałam się. Nie do końca wiedziałam, jak powinnam traktować Monikę. Byłam jej bardzo wdzięczna za to, że kiedyś wstawiła się za mną. Lubiłam ją, ale nie do końca rozumiałam. Była tak bardzo zamknięta w sobie.
-Nie nie. Bardzo dobrze, że pytasz, Marysiu. W końcu to żadna tajemnica. Ojcem Mateusza jest facet, którego ty też znasz. Łajdak i tyle. Wykorzystał i zostawił. Młoda byłam , naiwna. Dałam się.
- Znam? Ktoś od nas z pracy? - nie miałyśmy innych wspólnych znajomych.
- Mhm. Paweł.
-Paweł? Aż tak długo się znacie?
-Tak. Ponieważ miał kłopoty w znalezieniu pracy, a przez to ciągle opóźniał wpłatę alimentów, trochę mu pomogłam. W pracy nikt nie wie, że mamy wspólną przeszłość. Na początku było mi bardzo ciężko. A z drugiej strony, miałam okazję poznać go trochę lepiej i wtedy przekonałam się o słuszności swojej decyzji. Miałam nawet taki moment w swoim życiu, że chciałam przestrzec cię przed nim, ale sama sobie dałaś radę.
- No a dlaczego nie ma go tu dzisiaj? Przecież są urodziny jego syna.
- Heh. Nie jestem pewna czy on w ogóle wie, kiedy mały się urodził. Widział go raptem może ze cztery razy w życiu....
-Ojej..To przykre.
-Nie. Teraz już nie.
Widziałam, że choć Monika miała ochotę się wygadać, ta rozmowa sprawiała jej trudność. A jednak ją drążyła:
- Przyzwyczaiłam się, przywykłam. W momencie, gdy moja mama zachorowała, to był jakieś cztery lata temu, skupiłam się głównie na niej i na małym. Było ciężko. Czasami nawet bardzo. Miała raka piersi. Usunęli jej. Nie dawała sobie rady, nie czuła się kobietą.....Po śmierci ojca bardzo cierpiała. Ale teraz jest już ok. Wygania mnie z domu, chce , żebym sobie zaczęła w końcu życie układać. Ciągle przypomina mi o tym, że Mateusz potrzebuje ojca. Ale ja chyba już nie chcę. Nauczyłam się żyć sama ze sobą i jest mi tak dobrze.
- To chyba nie jest najlepszy sposób na życie, wiesz? Też go kiedyś wypróbowywałam, całkiem niedawno zresztą.... chyba już chcę czegoś innego... Może i na ciebie przyjdzie pora.
Zaśmiałyśmy się.
Spojrzałam na swoją dłoń i na pierścionek, który od kilku dni tkwił na moim palcu. Takie małe cacko, świecidełko, a dawało mi poczucie pewności i bezpieczeństwa.
-Zaręczynowy ? - zapytała Monika.
-Tak. Jeszcze nie przyzwyczaiłam się do niego.
- Przyjmuj moje gratulacje. Piotr to bardzo porządny facet. Nie zwracaj uwagi na to, co mówią nasze pseudo koleżanki. Izka już powoli godzi się ze swoją porażką. Zresztą, zauważyłam, że ostatnio dużo czasu spędza z Pawłem. Uważam, że kto jak kto, ale oni są siebie warci.
Pokiwałam głową. Podzielałam jej zdanie.
Dzieciaki bawiły się w ciuciubabkę.  Gdy Mateusz zdmuchnął świeczki na swoim torcie urodzinowym, zaczęła się zabawa polegająca na otwieraniu prezentów. Wszystkie od razu musiały zostać wypróbowane. Monika poczęstowała mnie lampką wina. Było bardzo przyjemnie. Gromadka rozbawionych dzieciaków i trzy kobiety. Miło było tak móc odsapnąć, odpocząć chwilkę. Popatrzeć na wesołe, rozbawione twarze. Monika też była szczęśliwa. A w takiej chwili jak ta można było z czystym sumieniem nazwać ją piękną. Gdyby tylko otworzyła się trochę na ludzi!
-Mam pomysł! - zawołałam nagle, zadziwiona  swoją impulsywnością.
-Jaki? - zapytała Monika
-Idziemy do kina.
-Do kina? Kiedy?
-Jak to kiedy. Dzisiaj.
-Nie, nie mogę. Urodziny Mateuszka... Nie , nie
-Ależ tak! - wtrąciła się do rozmowy mama Moniki.
-Pani Marysia ma rację. Idziecie do kina. A ty, córeczko, w szczególności. Nie możesz tylko w domu siedzieć i nami się zajmować. Damy sobie radę z Mateuszkiem. Prawda, smyku?
-Tak, mamuś. Możesz iść. Ja zostanę z babcią. - odpowiedział chłopiec przysłuchujący się rozmowie w trakcie zabawy.
- Nie. Nie wydaje mi się to najlepszym pomysłem.
-Ojej. Monika. Nie możesz mi odmówić. Dzwonię do Piotra. Musisz się trochę rozerwać. - Nim coś odpowiedziała, już rozmawiałam z Piotrem. Ucieszył się z mojego pomysłu. Potem telefon do mamy, czy może zaopiekować się Lenką i wszystko zostało ustalone. Monika już nie mogła się wycofać.



***


Piotr przez chwilę zastanawiał się, czy nie popełnił jakiegoś błędu oświadczając się Marysi. Znaleźć wolnego kolegę w przeciągu pół godziny w sobotni wieczór? Czy ona czasem z krzesła nie spadła? Powiedział, że się postara i teraz czy chciał, czy też nie, obdzwaniał wszystkich znajomych z Warszawy. Nie było ich znowu tak wielu. Tych z pracy postanowił zostawić w spokoju. Grzesiek nie, Marian też już miał zaplanowany wieczór, Tadeusz, kolega z siłowni miał inne plany.... Co powinien zrobić, aby sprostać wymaganiom swojej kobiety? Oj, będzie musiała mu słono za to intensywne myślenie zapłacić. Rafał, Sylwek zajęci. Gdzie jeszcze może zadzwonić? Przeglądał numery w swoim telefonie, jednak już wszystkie opcje sprawdził. Przecież żonatych nie będzie zabierał na podwójną randkę. Nagle wśród absolutnej ciszy usłyszał bicie zegara u sąsiada. Zazwyczaj nie zwracał na to uwagi, teraz przypomniał sobie, że sąsiad jest wdowcem i choć rzadko zdarzało im się razem rozmawiać, wiedział, że jest raczej samotnym człowiekiem. Owdowiał młodo. Wydawało mu się, że może być nawet młodszy od niego. 
- Co mi szkodzi spróbować - powiedział sam do siebie i wyszedł na klatkę, aby zastukać do jego drzwi. Miał tylko godzinę na rozwiązanie problemu. 
- Witaj. Szymon.
- Witam, sąsiedzie. Co cię do mnie sprowadza? Proszę, wejdź.
- Hmm. Mam bardzo nietypową prośbę. Mam nadzieję, że mi nie odmówisz. Bo widzisz, moja narzeczona jest właśnie na urodzinach synka swojej przyjaciółki i wymyśliła sobie wycieczkę do kina. Wszystko niby ok. Do kina mam ochotę iść, ale mam mały problem. Marysia, moja narzeczona, chce, żebym w przeciągu godziny znalazł kolegę, stanu wolnego oczywiście, który miałby ochotę iść z nami.  I teraz wszystko zależy od ciebie.  Zaryzykujesz i pójdziesz z nami? Monika to bardzo miła kobieta.
Szymon przyglądał mu się przez chwilę. Widać było, że głęboko zastanawia się nad propozycją sąsiada.
- A wiesz, że już nie pamiętam, kiedy byłem w kinie? Co grają?
- Stary, nie wiem. Nawet nie miałem czasu spojrzeć w repertuar. A na co miałbyś ochotę? 
- Bo ja wiem? Dobra komedia albo sensacja. 
- To znaczy, że idziesz? - ucieszył się Piotr.
- No, niech będzie. Sąsiadowi się nie odmawia.
- Super!Nie pożałujesz,stary. Podwieziemy tylko moją siostrzenicę do przyszłej teściowej i ruszamy! Zbiórka za pół godziny.
- Ok. To do zobaczenia.
Piotr jak na skrzydłach wrócił do mieszkania. Zdziwiony, ale i uradowany oddzwonił do Marii i zaczął się szykować do wyjścia.




wtorek, 27 marca 2012

XLII.

Wykończyła mnie. Bieganie za Lenką po sklepach i szukanie sama nie wiem czego okazało się trudniejsze niż zakup ubrań dla całej rodziny. Ta zabawka nie bo, tamta nie bo. Niebo. Nie bo i już! Tłumaczenie, zachęcanie, uświadamianie, uśmiechanie na nic. Lenka wiedziała swoje i nikt nie był w stanie jej przetłumaczyć, że Mateusz na pewno ucieszy się z nowych klocków Lego, zestawu żołnierzyków lub samochodu z napędem. Ona szukała czegoś innego, zabawki, która nie tylko mu się spodoba, ale na pewno też go zaskoczy. Bo Lenka też kiedyś chciałaby taką zabawkę dostać. Oboje z Piotrem mieliśmy już serdecznie dość. Zdecydowaliśmy, że nie będziemy biegać za nią po sklepie, poczekamy przy kasie, a ona niech wybierze sama.
Podpierając futrynę obserwowałam Piotra. Był taki przystojny. I męski. I mój.
W końcu nadbiegła. Trzymała w ręku prostokątne pudełko a uśmiech na jej twarzy świadczył o tym, że w końcu znalazła to, czego szukała. Nareszcie.
-Mam, mam! -krzyczała biegnąc ku nam - Zobaczcie, znalazłam! To będzie na pewno super prezent dla Mateusza!
-Hmm. Super, że ci się udało - Piotr złapał ją w swoje objęcia. Aż była czerwona z przejęcia i szczęścia.
- Klocki dla majsterkowicza. Tu są tysiące elementów. I śrubokręty i śrubki i jakieś nożyczki...On chce coś majstrować jak dorośnie, więc już teraz będzie mógł zacząć. Nie musi czekać tyle lat!
Spojrzeliśmy krytycznym okiem na prezent, który wywołał taką euforię u Lenki i oboje przyznaliśmy jej rację. Fajna rzecz!
Zasłużyliśmy na filiżankę kawy. Lenka na ciacho. Tuż obok była kawiarenka, wolne stoliki, więc wstąpiliśmy. Gdy zajęliśmy miejsce rozejrzałam się po sali. Moją uwagę przykuła blondynka z długimi, rozpuszczonymi włosami w krwistoczerwonej kusej sukieneczce i jej partner. Paweł. Gdy blondynka delikatnie odwróciła głowę w stronę lady rozpoznałam ją. To była Alina
Piotr chyba wyczuł, że komuś się przyglądam, bo spojrzał w tym samym kierunku. Widziałam, że zaczęło się w nim gotować. Ścięgna na jego szyi niebezpiecznie się napinały. 
- Piotrze, może zmienimy miejsce? - zapytałam. Nie chciałam żadnych burd ani awantur, nie chciałam też towarzystwa Aliny. Jeszcze nas nie spostrzegli, mogliśmy się wycofać.
- Nie. - odpowiedź Piotra była krótka i rzeczowa.
-Może jednak?
- Nie kochanie, nie widzę najmniejszego powodu, dla którego powinniśmy stąd uciekać.
-Ale nie zrobisz głupstwa? 
- Ja? Nie. A powinienem?
-Nie. Ale tak pytam, na wszelki wypadek. 
-Bądź spokojna. Oni idealnie do siebie pasują - stwierdził i uśmiechnął się do mnie. Chyba też trochę się uspokoił.
Nie było mi łatwo udawać, że ich obecność nie przeszkadza mi. Byłam spięta i skrępowana. Już nas zauważyli. Przywitali się skinieniem głowy, a potem spoglądając w naszą stronę szemrali sobie coś do uszu i zaśmiewali po cichu. To było dla mnie przykre. 
- Chodźmy już stąd. - powiedziałam, gdy Lenka skończyła swoją szarlotkę. Źle się czuję w tym miejscu. Spojrzał się na mnie przeciągle. Miałam wrażenie, że jego myśli skupiły się na czymś konkretnym. Chwila zastanowienia....No tak!
- Chodzi mi o Alinę, nie o jej towarzysza - odparłam domyślając się tematu, wokół którego krążą jego myśli - z tym palantem nic mnie nie łączy.
- To dobrze - Piotr wziął moją dłoń i ucałował końcówki palców. - Tak więc, czy moje kobiety są gotowe do wyjścia? -  zapytał żartobliwie.
Byłyśmy.



***


Miał nadzieję że Marysia nie wyczuła jego zdenerwowania. Najchętniej zabiłby ich oboje! Zasługiwali na to. Nie mógł. Nie mógł pozwolić sobie na ośmieszenie i burdę w takim miejscu. Czort jeden wie, ilu tu jeszcze jego znajomych się kręci. Może mimo wszystko przez chwilę poczuł żal do Aliny, ale zaraz się otrząsnął. Nie mogła wybrać sobie innego faceta? Kariera tego sukinsyna i tak już dobiegała końca. Mieli poważne podejrzenia co do jego osoby, czekali na ostateczny ruch. Niestety, tymi informacjami nie mógł podzielić się z Marią.
Odetchnął z ulgą, gdy oddalili się od kawiarni.
- To teraz jedziemy do ciebie? - zapytał Piotr
-Tak! Tak! Jedziemy do babci! - rozkrzyczała się Lenka.
Wzruszyłam ramionami. Nic nie było do dodania.
Po drodze Piotr zatrzymał się na chwilę przy kwiaciarni. Wyszedł z niej z wielkim czarnym workiem i schował go do bagażnika.
- Co tam masz? - zapytała Marysia.
-No? Ja też chcę wiedzieć - kontynuowała Lenka
-Spokój, kobietki. Dowiecie się w odpowiednim czasie.
Przy obiedzie Lena opowiadała pani Krysi o prezencie dla Mateusza. Nagle odwróciła się w naszą stronę i zapytała.
- A jak będą moje urodzinki to też będę mogła zaprosić koleżanki i Mateusza?  I też będę miała wielki tort taki jak...
-A pro po tortu ! - przerwał jej Piotr - zaraz wracam! - powiedział trzymając palec na ustach aby powstrzymać gadatliwość  Lenki, ale gdyby nie matka Marysi na niewiele by się to zdało.
- Jak będą twoje urodzinki, kochanie, to babcia upiecze ci wielki i pyszny torcik w kształcie serca. Taki z brzoskwiniami i prawdziwą śmietaną. I oczywiście ze świeczkami.
- Naprawdę? Upieczesz mi babciu taki tort? Będę bardzo szczęśliwa - odparła zachwycona i jak zawsze w takich momentach rzuciła się pani Krystynie na szyję. Marysia zdążyła jeszcze pomyśleć, że plecy jej matki mogą nie unieść  takiego ciężaru gdy nagle przed nią stanął Piotr. Był jakiś inny. Bardziej odświętny, choć tak samo ubrany jak kilka chwil temu. Bardziej...poważny? W dłoniach trzymał wielki bukiet róż.
- Pani Krystynko, Lenko, mogę was tu poprosić na chwilę?
- Coś się stało, wujku ?
-Tak.
-Co takiego ? - Krystyna wpadła do pokoju ze ścierką w rękach. Widząc Piotra z kwiatami zatrzymała się na progu. Patrzyła na Marysię i na niego. Nic nie rozumiała.
- Pani Krystyno - zaczął bardzo oficjalnie - Mam wielki zaszczyt poprosić panią o rękę jej córki. Czy wyraża pani zgodę?
Spojrzał na Marię.
-A ty, Marysiu, czy zechcesz zostać moją żoną?  - zapytał cicho i z kieszeni marynarki wydobył pudełeczko. Otworzył je. W środku był śliczny pierścionek z białego złota z zielonym szafirem. Symbolem szczerości i wierności.
Obie stały jak skamieniałe. A jednak. Zrobił to. Krystynie szczęka zaczęła drżeć, Lenka patrzyła na nią z niepokojem w oczach. Jak to, to babcie też płaczą?
- Piotrze, to najszczęśliwsza chwila mojego życia! Jasne, że się zgadzam! Cóż to za pytanie w ogóle?! Marysiu? Wyjdziesz za Piotra? No, powiedz coś......
Spojrzała po ich twarzach. Na chwilę przymknęła oczy, aby uspokoić bicie własnego, nagle rozszalałego serca. Zaczerpnęła w końcu powietrze całą piersią i odrzekła:
-Tak Piotrze. Wyjdę za ciebie. Będę twoją żoną....
Włożył pierścionek na serdeczny palec jej prawej ręki. Spojrzała na niego. Pasował idealnie.
Wpadli sobie w objęcia. Lenka zabrała kwiaty, by nie upadły na podłogę. Bukietów było trzy. Jeden dała Pani Krystynie, największy przytrzymała dla Marii, która teraz była zajęta całowaniem jej wujka, a najmniejszy przytuliła do siebie. Tak pięknie pachniały i wcale nie kuły.


poniedziałek, 26 marca 2012

XLI.

To nie była łatwa decyzja. Potrzebowałam go. Nie mogłam już tak dłużej żyć. Niepewność zabijała mnie od środka. W którą stronę zmierzamy? Gdzie idziemy? Nie miałam ochoty jechać do Piotra o tej godzinie, ale zdawałam sobie sprawę, że on nie może. Nie był przecież sam. Nie mógł zostawić siostrzenicy. W końcu zebrałam się w sobie i gdy podjechała taksówka, byłam gotowa, by do niej wsiąść i pojechać do mężczyzny, którego kochałam i uczuć którego w ogóle nie rozumiałam. W taxi sączyła się muzyka z radia, kierowca był sympatyczny, ale mało rozmowny. Wyjątkowo w ten wieczór droga strasznie mi się wydłużała, było to pewnie spowodowane nietypowym zakorkowaniem ulic. Podobno gdzieś był wypadek i policja kierowała samochody właśnie na trasę, którą zmierzaliśmy. Złośliwość losu.  Droga, która normalnie zajmowała do dwudziestu minut już zajęła nam pięćdziesiąt. 
Z duszą na ramieniu dzwoniłam do drzwi Piotra. Otworzył po kilku sygnałach.
- Jednak przyjechałaś...
-Tak. Ale nie jestem pewna, czy powinnam.
-Powinnaś. Wskakuj - otworzył przede mną drzwi na całą szerokość - nie będziemy przecież rozmawiać w progu.
- Tak, tak. Masz rację - odparłam i wślizgnęłam się do środka. Byłam dziwie skrępowana jego bliskością. Chyba to wyczuł, bo wziął mnie za rękę i zaprowadził do salonu, po drodze pomagając mi zdjąć kurtkę.
- Rozgość się, siadaj. Co chcesz do picia? Może wino?
- Niech będzie.  - rzuciłam przez ramię mając nadzieję że pomoże mi się ono rozluźnić. 
Po chwili Piotr usiadł na przeciwko mnie. Patrzyłam na jego twarz, wpatrywałam się w jego niebieskie oczy, miałam ochotę poprawić kosmyk włosów zsunięty z czoła i zasłaniający mi widok. Był nieogolony. Jego dwu, trzydniowy zarost sprawiał, że był bardziej męski. Miałam ochotę rzucić się na niego, by poczuć jego ciepło. 
Milczeliśmy przez chwilę wpatrując się w siebie nawzajem. 
-Marysiu...
-Piotrze..
Zaczęliśmy równocześnie.
-No dobra, ty pierwszy...
-Zaczynaj..
Śmiech pozwolił nam trochę rozładować atmosferę.
-Mówię ja - krzyknęłam w końcu po chwili przypominając sobie o tym, że w pokoju obok śpi dziecko - Piotrze, ja pierwsza..... - przez chwilę zastanawiałam się, od czego powinnam zacząć. Miałam wrażenie, że wszystkie pytania, które ostatnio mnie nurtowały odbiegły w siną dal. Musiałam je odnaleźć w pamięci. - A więc....Hmm..Wydaje mi się, że na początek powinniśmy ustalić, co nas tak naprawdę łączy i czy w ogóle coś między nami jest....bo wcale nie jestem tego pewna. Zanim odpowiesz chciałabym abyś wiedział, że to, co mi się przytrafiło w żaden sposób nie łączy cię ze mną, więc nie musisz czuć się zobowiązany. Ale ja naprawdę muszę wiedzieć...
- Marysiu....Wydaje mi się, że zanim odpowiem ci na to pytanie, ty powinnaś udzielić mi odpowiedzi na inne. Wiem, że ostatnio dziwnie to między nami wygląda, że tak naprawdę jeszcze nic się nie zaczęło, a już związaliśmy się ze sobą w ...inny sposób. I już niestety, kochanie, nie jestem sam....
-To wiem, Piotrze. - odparłam szybko bojąc się, że powie coś za dużo, że mnie odrzuci, że nagle okaże się, że przyjaciółka to ze mnie fajna, ale nic poza tym.
-Uff. Masz tą świadomość, że biorąc mnie bierzesz też i Lenkę?
- Ależ, to przecież jest oczywiste! Piotrze! - zbulwersowałam się jego pytaniem.
- No co - zrobił jedną z tych swoich śmiesznych, dziecięcych min - musiałem się upewnić...
Wybuchnęłam śmiechem. I jak tu nie kochać takiego faceta?
-Piotrusiu, czy ty myślałeś, że teraz, jak was jest dwoje, to ja już cię nie chcę?
- Muszę ci się przyznać, że przemknęło mi to przez myśl....
-Powinnam się na ciebie obrazić! Za kogo ty mnie masz? Powinieneś wziąć pod uwagę także ten fakt, że moja mama jest babcią dla twojej siostrzenicy! Może nie formalną, ale jednak - uśmiechnęłam się na widok jego wielkich, dziwnie zamglonych oczu. Już dłużej nie mogłam. Przykucnęłam obok i przytuliłam się do niego.
-Tak bardzo mi ciebie brakuje, Marysiu - wyszeptał tuląc moją twarz do swojej. - Też już dłużej tak nie mogę. Tęsknię do ciebie, potrzebuję Cię. Chcę być z tobą. I to, co się wydarzyło, i twoja niepewność nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia. Nie byłem fair w stosunku do ciebie. Jak ci opowiem teraz o braku zasięgu i internetu, o braku ładowarki do telefonu w momencie, gdy wziąłem urlop i pojechałem do Poznania pewnie mi nie uwierzysz. Też bym nie wierzył. Pewnie też czułbym się odrzucony, ale Mario - zapomnijmy o tym co było, zacznijmy od nowa....Dajmy sobie szansę.
Spojrzałam w te moje kochane oczęta. Przez chwilę zastanawiałam się, gdzie podziały się te wszystkie pytania, na które potrzebowałam odpowiedzi. Ale, czy w ogóle były jakieś pytania? 
-Piotrze, czy ktoś ci już kiedyś mówił, że śmiesznie wyglądasz w pidżamie?
-Słucham ? - chyba nie spodziewał się takiego pytania. - Aaaaaaaa. Tak. Lenka. Że wyglądam jak dziadzio Smerf. Nie papa. Dziadzio! To prezent od Marioli. Ostatni.... Niebieska pidżama. Tylko ona mogła wpaść na coś takiego...Kocham cię.
Śmiejąc się nie dosłyszałam. Po chwili dotarło do mnie.
- Co powiedziałeś? - zapytałam
- Nic. Kocham cię.
- Kochasz mnie? Wiesz co, to się bardzo dobrze składa, bo ja ciebie też.
Nie, nie kochaliśmy się. Ale to i tak była wspaniała noc. Mężczyzna, który był moim światełkem w tunelu wyznał mi miłość.


Rankiem nakryła nas Lenka. Byliśmy grzeczni, Piotr spał w swojej smerfowej pidżamie, ja w jego podkoszulku. Gdy zorientowała się, że jej wujek nie jest sam rozpłakała się i wybiegła z pokoju. Pobiegł za nią. Słowa, które wyrzuciła z siebie pomiędzy potokiem łez i szlochu zatrzymały moje serce na chwilę:
- Już mnie nie potrzebujesz......nie chcesz mnie za swoją córeczkę? Będziesz miał inne dzieci? Nic tu po mnie?!! Gdzie mam iść? Do kogo? Przecież mojej mamusi już nie ma....
Żal w jej głosie zabijał. Stanęłam w drzwiach, spojrzałam na Piotra. Próbował ja przytulić, ale wyrywała się z jego ramion.
-Króliczku....
-Nie jestem już twoim króliczkiem - jej wielkie oczka tonęły we łzach. Malutkimi piąstkami próbowała je zakryć.
 -Jesteś. Zawsze będziesz. - odparł cicho, bezbronnie i popatrzył na mnie.
-Lenko, myszko. To nie jest tak, jak myślisz. - powiedziałam spokojnie i podeszłam do niej, ale nie próbowałam jej przytulić na siłę.- Pamiętasz swoją koleżankę Olę? Ona miała mamusię i tatusia. Na pewno masz też inne koleżanki, które mają oboje rodziców. Ty zawsze byłaś tylko z mamą, bo czasami tak się właśnie zdarza. Mateusz, synek pani Moniki też ma tylko mamusię. A my chcielibyśmy, żebyś ty miała i tatusia i drugą mamusię. - słuchała mnie uważnie, już nie szlochała tak bardzo. Zbliżyłam się do niej, posadziłam ja na kolanach. - Bo widzisz, króliczku. Twój wujek kocha ciebie, a ja kocham twojego wujka. Myślisz, że możemy się nim trochę podzielić i dasz mi kawałek jego ? Tak na niby. Kawałek jego serduszka, żeby mnie też troszkę kochał? Bo on ciebie nigdy nie zostawi i ty zawsze będziesz dla niego najważniejsza. I dla mnie też. Bo ja też cię kocham, wiesz? I moja mama cię kocha. Zobacz, dla ilu ludzi jesteś ważna osóbką. Nie możesz myśleć, że dla nikogo nie jesteś ważna i nikomu nie potrzebna, bo to nie prawda. I Mateusz też bardzo cię lubi i zaprosił cię na swoje urodzinki. Pójdziesz ze mną do niego ? - z tego wszystkiego całkiem o tym zapomniałam.
-A kiedy ? - zapytała Lenka wycierając twarz rękawkiem od koszulki nocnej.
-W sobotę.
-Nie wiem, czy mogę. Ale chciałabym. I chciałabym sama kupić mu prezent. A czy to znaczy, że teraz się zaręczycie a potem będzie ślub?
- Jeśli się zgodzisz, to tak - odparł Piotr i uśmiech rozjaśnił jego twarz.
-Lubię śluby. I będę mogła nieść kwiaty tak jak taka dziewczynka w filmie?  I będę miała różyczki we włosach? I suknię piękną jak twoja?
-Jasne, króliczku.
-Hmm. I będzie taki wielki tort?
- Mhm.
-No, to chyba się zgodzę. - Zastanawiała się przez chwilkę wiercąc palcem dziurę w głowie. - Ok. Możecie to zrobić. - odparła w końcu.
Wycałowaliśmy ja wspólnie ze wszystkich stron i poszliśmy szykować śniadanie. Był już najwyższy czas, by zacząć szykować się do pracy i przedszkola. 

sobota, 24 marca 2012

XL.

***

Miał tak wiele spraw do przemyślenia i załatwienia. Nie mógł spać myśląc o tym, że jego ukochana siostrzenica jest sierotą. Nigdy nie udało mu się porozmawiać z Mariolą na temat ojca Lenki. Zawsze zbywała go słowami że to idiota i nawet nie wie, że jest ojcem. Czy się z nim kontaktowała? Czy podała jego nazwisko po urodzeniu małej? Dlaczego nigdy wcześniej nie przyszło mu do głowy, by dokładnie się o to wypytać? Poprosił znajomą prawniczkę, która znalazła mu odpowiedniego człowieka. On wszystko załatwi, pomoże. Ok. Ale ilość dokumentów, które powinien przygotować zwaliła go z nóg. Nie ruszą z niczym, dopóki nie dostarczy aktu urodzenia małej. Powinien jechać znów do Poznania. Znów musi wziąć dzień wolny, znów musi poprosić Marysię, aby została z Lenką. Jednak posiadanie dzieciaka to wcale nie jest łatwa i prosta sprawa. Coraz częściej dostrzegał błędy, jakich dopuszczał się przy wychowywaniu siostrzenicy. Nie sprzątała po sobie, nie słuchała go, gdy nakazywał jej iść spać czy też zjeść kolację. A u pani Krysi zachowywała się jak najgrzeczniejszy aniołek. Już można było dostrzec w niej cechy prawdziwej kobiety! Na dodatek ciągle nie mógł pogodzić się ze śmiercią swojej siostry. Odnosił wrażenie, że życie jest do dupy. Żadna z kobiet, które istniały w jego życiu nie ułatwiały mu i nie miały wpływu na zmianę jego zdania w tym temacie. 
I jeszcze jakby tego było mało Alina znów zagięła na niego parol i nie chciała odpuścić. Zaraz po pogrzebie przybiegła do niego, rzuciła mu się na szyję ze łzami w oczach i rozpaczała nad jego stratą. Przytulała Lenkę, choć ta nie miała na to najmniejszej ochoty. Narzucała się, ciągle dzwoniła i na siłę próbowała go uszczęśliwiać. Gdyby Lenki nie było w pobliżu, pewnie już dawno zaciągnęłaby go do łóżka siłą. I jeszcze na dodatek cała ta afera z szefem. Odważyła się pójść do niego na skargę. Bo Piotr wybrał inną, a na nią nawet nie raczył spojrzeć. Oj, nasłuchał się od szefa. Wykład, jak należy traktować kobiety trwał dobre czterdzieści minut. Co on mógł poradzić na to, że widzi w Alinie tylko koleżankę ze szkolnych lat? Przecież nie zwiąże się z nią tylko dlatego, że tak byłoby wygodnie dla innych. Zresztą, to nie była kobieta w jego typie. Zbyt wulgarna, zbyt zapatrzona w siebie. Co się z tą kobietą dzieje? Nigdy nie była całkiem normalna, w zależności co i kto przez to rozumie, ale teraz czuł się całkiem przez nią przytłoczony. I Maria na dodatek. Zrobiła się płochliwa jak łania. Ok, może kilkakrotnie przesadził z emocjami,może zdarzyło się ze dwa razy, że mogła poczuć się przez niego odrzucona, ale chyba powinna zrozumieć, że on nie jest bez uczuć, a przecież teraz, w tak krótkim czasie po stracie ciąży nie mogą sobie na nic pozwolić. A pragnął ją tak bardzo! Na samą myśl o niej dostawał gęsiej skórki. Chciałby wtulić się w jej ciało, pieścić ja od środka, czuć jej głębię i jednocześnie chciałby ją ukarać. Ukarać za to, że nie była mu wierna, za to, że tak szybko znalazła się w ramionach innego mężczyzny. Być może gdyby nie wiedział, kto go zastąpił, byłoby mu łatwiej. Dobrze, że Paweł schodził mu z drogi i go unikał. Nie mógł ręczyć za siebie w przypadku konfrontacji. 

Lenka już spała. Nalał sobie drinka i gapiąc się w TV rozmyślał nad swoim życiem. Niby wiedział, co teraz powinien zrobić, miał jasność sytuacji, czego od życia może oczekiwać i na czym mu zależy, ale nie bardzo wiedział, jak się za to wszystko zabrać. Brakowało mu kogoś, z kim mógłby porozmawiać. Maria. Czy miał prawo wciągać ja w swoje życie? Czy ona była pewna, że wolałaby jego a nie Pawła? Czy nie naciskał na nią za bardzo ? I on już nie jest sam. Niedługo będzie ojcem dla swej siostrzenicy. Czy wtedy Maria nadal będzie go chciała? Jego rozmyślania przerwał dzwonek telefonu. Spojrzał na wyświetlacz i odebrał.
- Witaj. Skąd wiedziałaś, że właśnie o tobie myślałem? -zapytał.
- Hej. Nie wiedziałam. A myślałeś?
- Jasne. Prawie cały czas...
-Prawie? To o kim myślisz, jeśli nie o mnie?
- Chciałabyś wiedzieć?
- No pewnie - odparła.
- Czasami, ale rzadko ostatnio, myślę o pracy, trochę częściej o tym małym potworku, który już na szczęście śpi. I o tobie.
-I o nikim więcej?
- O nikim. Czasami jeszcze, tak przynajmniej raz dziennie, o twojej mamie. No i oczywiście o tym, co dobrego znów nam przygotuje.
- Tak też myślałam. Piotruś - bardzo rzadko zwracała się do niego w ten sposób - jest kilka kwestii, które nie dają mi spokoju i chciałabym je z tobą omówić. Nie możemy zrobić tego przy Lence, przy mojej mamie też nie. A teraz nigdy nie jesteśmy sami. Ciągle jest ktoś w pobliżu. A ja już tak dłużej nie mogę....
Dosłyszał, że łamie jej się głos i ciężko zrobiło mu się na sercu.
- Co się dzieje, myszko?
-Myszko ! Nigdy tak do mnie nie mówiłeś! - krzyknęła do telefonu odzyskując cała utraconą przed chwilą werwę. W końcu dzwoniła w konkretnym celu i nie powinna się rozklejać!
- Nie? No tak. Tak zwracam się do Lenki. Przepraszam. To zmęczenie.
Już miała przed oczami postać Piotra i innej kobiety, do której zwracał się poufale właśnie w ten sposób. Ale to przecież ona zaczęła tak pieszczotliwie nazywać Lenkę. Może naprawdę pospieszyła się z tym krzykiem? 
-Dobra. Nie ważne. Musimy porozmawiać. O wielu rzeczach. Na przykład o tobie.
-O mnie?
-Tak. I o tym, dlaczego nie powiedziałeś mi o całej aferze z Aliną.
- Już wiesz?
- Myślałeś, że ominie mnie ta przyjemność? Zdajesz sobie sprawę, jak podle się czułam, gdy Grażyna mnie dziś o wszystkim i to na dodatek przez przypadek poinformowała? Piotrze, ja nawet nie wiem, jak nazwać to, co dzieje się między nami a muszę brać udział w dysputach dotyczących skarg szanownej Alinki! Chyba mam tego dość!
-Marysiu!
- Marysiu? Teraz to Marysiu! Przecież wiedziałeś, że idę dziś do pracy, że będę miała nieprzyjemności, że...że.... Wiem, moja wina, to ja straciłam dziecko i to jest powód, dla którego wszyscy mogą się teraz ze mnie nabijać i kpić! Wszystkiemu jestem winna ja! A przecież to mogło być twoje dziecko! - rozpłakała się i rozłączyła. Słyszał rozpacz w jej głosie, jej ból. Taka silna była do tej pory. Nie wiedział, co teraz powinien zrobić. Ciągle wykręcał jej numer, ale nie odbierała. Nie mógł jej zostawić samej, nie mógł pojechać do niej i nie zatroszczyć się o Lenkę. Była dwudziesta pierwsza trzydzieści. Kto może mu pomóc? Kto przypilnuje śpiącego dzieciaka? Gdzie, do jasnej cholery, powinien szukać pomocy ? Przez chwilę przyszła mu na myśl Alina, ale szybko ją odrzucił. Gdyby się Maria dowiedziała! Co robić....Co robić?

Marysiu, nie mogę zostawić Lenki samej. Musze cię zobaczyć. Przyjedź, porozmawiamy. Za dziesięć minut będziesz miała taksówkę pod domem. To jest dla mnie bardzo ważne. Nie odmawiaj. Proszę.


Wysłał smsa i zadzwonił na numer Taxi. Nie pozostało mu nic innego, jak tylko czekać. Był już w pidżamie, w której zaczął sypiać jak tylko młoda dama wprowadziła się do jego domu, ale teraz wcale o tym nie myślał. Wpatrywał się w telefon licząc na to, że Maria odpisze, że zaraz będzie. Ale milczała. Po czterdziestu minutach zaczął tracić nadzieję. 

piątek, 23 marca 2012

XXXIX.

Próbowaliśmy powoli wracać do normalnego życia. Piotr i Lenka, choć widywaliśmy się codziennie,   bardzo zamknęli się w sobie. Cierpieli. To było ich wspólne cierpienie, do którego nie byłam dopuszczona. I choć niejednokrotnie próbowałam, w momencie, gdy przekraczałam niewidzialną granicę, czułam, jak Piotr mnie odtrąca. Od momentu, gdy straciłam dziecko aż do tej pory czułam się potrzebna, zauważana, czasami może nawet i kochana. Teraz coś się zmieniło. Znów. Piotr to jedna wielka zagadka, której rozwiązania nie znam. Nawet nie zapytał, co usłyszałam w gabinecie, gdy poszłam na kontrolną wizytę. 
Mama, gdy opadły emocje związane z moją niedonoszoną ciążą i pogrzebem Marioli próbowała wyciągnąć ode mnie informacje. Ale czym miałam się z nią podzielić? Miałam rodzonej matce przyznać się do tego, że w krótkim czasie uprawiałam seks z dwoma mężczyznami i że ojcem mojego dziecka wcale nie musiał być Piotr? Zabiłabym ją. Lepiej, niech już myśli, co chce. 
Była szczęśliwa, gdy Lenka rzucała jej się na szyję i z apetytem wcinała specjalnie dla niej przygotowaną zupkę albo pierś z kurczaka. To było jej ulubione danie, któremu nigdy nie umiała odmówić. Dobrze, że oprócz kurczaka mama smażyła także inne kotlety. Stało się już zwyczajem, że gdy Piotr odbierał Lenkę z przedszkola przyjeżdżali do nas na obiad. Gdy nie mogli, mama chodziła naburmuszona. Koniecznie powinnam postarać się o wnuka dla niej. Miałaby chociaż kim się zająć.
Ale jeszcze nie teraz. I to nie dlatego, że nie powinnam. Nie miałam konkretnego faceta na potencjalnego ojca. Kochałam Piotra. Ale co czuł do mnie on?


Pierwszy dzień w pracy był totalną porażką. W jakiś sposób Iza dowiedziała się, dlaczego byłam w szpitalu i teraz w firmie aż huczało od domysłów i plotek. Przechodząc korytarzem czułam na sobie  ironiczny wzrok, odkręcałam głowę na widok półuśmiechów i jawnych kpin na mój temat. 
-Grażynko, to jest nie do zniesienia! - krzyknęłam wchodząc do biura z kawą w dłoniach.
-Przejdzie im, nie przywiązuj wagi do ich złośliwości. W tej firmie dawno już nie było żadnego skandalu.
-Oooo, dziękuję, że po imieniu nazwałaś to, co mnie się przytrafiło....
- Nie przesadzaj, Marysiu. Dobrze wiesz, co mam na myśli - odparła Grażyna uśmiechając sie w moją stronę.
-No, dobra, wiem, ale bycie w centrum uwagi nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy. I to jeszcze z takiego powodu! Paweł też się ze mnie nabija, a przecież... - zatkałam ręką usta. Kurcze, wygadałam się.
-Paweł? A ja myślałam, że to...
-Piotr?
-Mhm.
-Hmm. Grażynko, pewnie zmienisz swoje zdanie o mnie, ale ja w końcu muszę to komuś powiedzieć. Nie wiem, który z nich był ojcem mojego nienarodzonego dziecka. Spałam z oboma.
Grażyna delikatnie zmarszczyła brwi. Już szykowałam się na przyjęcie jej ataku, gdy powiedziała:
- I ty nie wiesz, kto stoi za tymi wszystkimi świństwami które ostatnio cię spotykają? Za tymi dziwnymi zamówieniami, zdjęciami i donosami? - aż wstała z krzesła i podeszła do mnie.
-Marysiu, naprawdę nie domyślasz się, kto może mieć ci za złe takie zachowanie?
- Grażynko, przecież dobrze wiesz, że nie. Zresztą szef i informatycy też jeszcze nic nie wiedzą.
- I nie będą wiedzieć. Osoba, która miesza w twoim komputerze to nikt inny, jak tylko nasz informatyk. Przecież wiesz, że Paweł oprócz pracy w innym dziale ma u nas dodatkowy etat informatyka. A on nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać. Przy nim Izka to pikuś. Uwierz.
-Kurcze. Paweł? Nie pomyślałabym...
- A powinnaś zacząć od niego.
- Pewnie masz rację. Chyba powinnam powiedzieć o tym szefowi.
- Nie. Nie ma takiej potrzeby. Gdy ciebie nie było, był spokój. Teraz wróciłaś, musimy poczekać na rozwój wypadków. Po prostu bądź czujna i ostrożna. 
-Przyłapiemy go na gorącym uczynku? 
-Coś w tym stylu - odparła tajemniczo Grażyna. Ktoś zapukał do drzwi. Ukazała się w nich Monika.
- Przepraszam, kobietki, że wam przeszkadzam, ale ja tylko na chwilę. - powiedziała wchodząc.
-Cześć, Moniko. Nie krępuj się. - powitałam ją.
-Dzięki. Marysiu. Przyszłam do ciebie, zapytać jak się czujesz. Przepraszam, że nie odwiedziłam cię w szpitalu. Nie bardzo miałam jak. No a potem cała ta sytuacja z siostrą Piotra.... nie wypadało....
- Poczekaj! Poczekaj....poczekaj..... - zastanowiłam się przez chwilę nad tym, co usłyszałam. - Czy wy mi chcecie powiedzieć, że wszyscy wiedzą o tym, że spotykam się z Piotrem? - zaczerwieniłam się na samą myśl o tym, że właśnie tak może być.
- Mhm. - odparły równocześnie kiwając głowami.
-O jej.... Uffff.... I co teraz?... Przecież jak szef się dowie, to polecę z pracy!
- Marysiu. Nie panikuj.I nie denerwuj się. Szef wie. Ja mu o tym powiedziałam - odparła Grażyna.
- Ty?! - jej szczera odpowiedź zwaliła mnie z nóg. -Chcesz się mnie pozbyć? Przecież wiesz, czym kończą się romanse w tej firmie.
- Powinnam teraz powiedzieć - było pomyśleć wcześniej - odparła niczym nie zrażona Grażyna - ale, na szczęście, udało mi się uzyskać dla was dyspensę u szefa. To wszystko przez Alinę. 
- Przez Alinę? Grażyno, jestem w pracy od pięciu godzin, a ty nawet słowem nie zdradziłaś się w tym temacie... - czułam, jak siły mnie opuszczają i zbiera mi się na płacz.
- A po co? Czy twoja wiedza na ten temat coś by zmieniła?
- Nie wiem. Może nie, ale nie czułabym się oszukana przez ciebie. - odparłam ze łzami w oczach - Nie przypuszczałam, że możesz mi to zrobić! - krzyknęłam szukając chusteczek w torebce, bo już nie umiałam zapanować nad łzami.
-Ależ Mario! Ty mnie nie słuchasz! Przecież powiedziałam ci, że to wszystko przez Alinę! Po pogrzebie spotkała się z szefem, to jej wuj przecież, i naopowiadała mu o tobie dziwne i wymyślone historie. Gdy się dzielił nimi ze mną, nie wiedziałam, czy się śmiać, czy też płakać. To było szokujące doświadczenie i nie będę ci tu przytaczać słowo w słowo, pociesz się tylko informacją, że powiedziałam szefowi, że tak, spotykasz się z Piotrem i że kto jak kto, ale właśnie nasz szef powinien się cieszyć , że w tak przykrym momencie życia Piotr ma przy sobie kogoś, kto go wspiera! Przyznał mi rację.
Patrzyłam się na nie oczami, które nic nie widziały. Bardzo powoli dochodziły do mnie usłyszane nowiny. Czyli - już wszyscy wiedzą. Czyli - Piotr też już wie, że szef wie. Może dlatego tak bardzo odsunął się ode mnie? Może fakt, że tak nagle stracił zainteresowanie moją osobą, a odwiedzał nas głównie ze względu na Lenkę, jest powiązany z tym, co właśnie usłyszałam? Może moja ciąża nie ma z tym nic wspólnego ? Ja już nie wiedziałam nic. Ja chciałabym się tylko na chwilę do niego przytulić. Poczuć jego bliskość, jego zapach. Poczuć przez chwilkę, że jestem dla niego ważna.
- Chyba za bardzo się pospieszyłyście - odparłam po chwili. - Piotr ma mnie w nosie. 
Obie spojrzały na mnie ze zdziwieniem.
- Jesteś pewna? - zapytała Monika.
- Raczej tak. Stracił zainteresowanie moją osobą.
- Nie wierzę. - odparła Grażyna kręcąc głową.
-A powinnaś -odparłam tylko. Nie było się nad czym rozwodzić.
-Kurcze, a ja przyszłam do ciebie z zaproszeniem na urodziny dla Lenki. Mój synek tak bardzo ją polubił, że bez niej nie chce żadnej imprezy.
- Piotr pewnie nie będzie miał nic przeciwko, żeby poszła.
-Ale ja liczyłam na to, że w czasie gdy dzieciaki będą się bawić, my poplotkujemy - odparła Monika.
Zrobiło mi się jej żal. Nie miała z kim pogadać. Tak jak i ja. 
- Coś wymyślę - uśmiechnęłam się pod nosem - Najwyżej porwę Lenkę na kilka godzin. 

wtorek, 20 marca 2012

XXXVIII.

Szybka decyzja. Piotr zajął się konkretami. Firma pogrzebowa z Warszawy, przewóz ciała. Przecież nie zostawi siostry tutaj, gdzie nikomu na niej nie zależy. W Warszawie będzie miał większą możliwość odwiedzenia grobu, Lenka też częściej będzie mogła odwiedzać mamę. Wraz z odejściem jego siostry miałam wrażenie, że się zmienił. Krótko, konkretnie i na temat. Nie pozwalał sobie na słabość, na chwile zwątpienia, na powrót do przeszłości. Nie chciał myśleć o policji, która teraz już będzie szukać zabójców, nie sprawców pobicia. Nie miał czasu ani też umiejętności, by samemu się tym zająć. Powoli zaczynał godzić się z faktem, że zabójcy jego siostry nadal pozostają na wolności. Powrót do Warszawy przebiegał w ciszy. Nie rozmawialiśmy. Wszystko już zostało ustalone. Nie czułam się najlepiej, odczuwałam ból w okolicy podbrzusza, ale teraz nie chciałam o tym myśleć i martwić się na zapas. W poniedziałek i tak miałam stawić się na wizytę kontrolną. 
-Piotrze, może teraz ja poprowadzę? - zagadnęłam widząc, że zmęczenie bierze nad nim górę.
-Nie, Marysiu. Zmęczona jesteś.
-Nie bardziej, niż ty - odparłam patrząc w okno. Daj sobie pomóc - odwróciłam się twarzą do niego.- Przecież padasz już na twarz. Druga noc nie przespana. Przed nami prosta droga. Zatrzymajmy się na kawę, a potem cię zmienię. Ok?
-Ok. Niech będzie. Ale najpierw kawa.
Po paru minutach skręciliśmy na stację benzynową. Pobiegłam do łazienki, a Piotr jak zwykle udał się  do baru po kawę. Przez chwilę miałam okazję przyglądać się mu. Byłam mile zdziwiona jego poświęceniem dla siostry. Ok, miałam brata, kochałam go, ale czy umiałabym tak się nim zająć i pomóc mu w potrzebie? Piotr bezinteresownie zajął się swoją siostrzenicą, poświęcał jej swój czas. A ja? Co wiedziałam o Janku? Jego nieudanym małżeństwie? Czy miałam prawo oceniać Sylwię? Przecież tak naprawdę wcale jej nie znałam. A Martynka? Tomasz? Kochałam ich. A ilu rzeczy o nich nie wiedziałam? Dlaczego dopiero taki moment jak ten - odejście osoby nawet mi nie znanej, ale powodującej cierpienie u kogoś bliskiego, przybliża takie myśli? Czas jest taki zgubny. Niby jest. Ale ile mamy go naprawdę? Dla najbliższych? Moje refleksje miały przykry wpływ na mnie o piątej nad ranem. Otrząsnęłam się i podeszłam do Piotra. 
Cmoknęłam go w policzek. Lubiłam takie szczenięce oznaki uczucia. Czy on wie, jak bardzo go kocham? 
- Jedziemy? - zapytał.
-Jasne. Wsiadaj. 



***

Kolejne dni były koszmarem. Załatwiane, sprawdzanie, wybór trumny, ubrań dla zmarłej... Nikt przy zdrowych zmysłach nie potrafił podejść do tych zadań bez emocji. Oczy Piotra były czerwone od potoku łez, który ciągnął się nieprzerwanie. Lenka, dzięki pani Krysi, była na tyle spokojna, że sprawiała wrażenie osoby patrzącej na wszystko z boku. Tak, jakby to nie o jej mamę chodziło.
- Bo moja mama jest teraz wśród aniołków i ciągle pilnuje, aby nic mi się nie stało. - mawiała.
Dzień pogrzebu przywitał ich strumieniami deszczu. Nad grobem była bardzo niewielka gromadka. Ksiądz, Piotr z Lenką, Maria z matką, Grażyna i Alina.
- Lepiej, gdyby jej tu nie było - szepnął Piotr do Marii. - Będę musiał z nią porozmawiać.
- Nie dziś, Piotrze - powstrzymywała go. - Na to jeszcze będziesz miał czas.
-Nie mogę pozwalać, aby ciągle ci ubliżała i szantażowała.
- Ciiiii, nie teraz - spojrzała w jego wielkie, błękitne oczy pragnąc spojrzeniem dodać mu otuchy. - Ten dzień jest dniem twojej siostry. Nie psuj go.
-Masz rację - odparł po chwili, ale nadal był wzburzony.
Lenka stała trzymając panią Krysię za rękę. Nie płakała. Patrzyła tylko ze smutkiem na dębową trumnę, w której ukryta była jej matka. Gdy spuszczano trumnę do grobu, krzyknęła:
- Kocham cię , mamusiu !Nie zapomnij o mnie!
Wszyscy dookoła, nawet wredna Alina, wybuchnęli szlochem. Piotr już sobie nie radził z emocjami. Przykląkł przy trumnie i zaczął szlochać na głos.
-Mariolko, dlaczego!!! Tyle jeszcze życia miałaś prze sobą...Dlaczego!?
Chciała mu pomóc, chciała zabrać od niego jego cierpienie. Jednak stała jak sparaliżowana. Bolało ją, bo to był jego ból. Lena przyklękła przy nim, wtuliła się w jego ramiona i też zaczęła szlochać.
-Wujku, wujku.... kto teraz będzie moją mamusią? Ja tak bardzo chciałabym się do niej przytulić.
- Kochanie - pani Krysia pomimo wzruszenia była czujna - teraz masz babcię, możesz wtulić się w moje ramiona.  - szepnęła i przygarnęła małą do siebie.
Maria pomogła Piotrowi wstać z kolan. Alina trzymała się lekko na uboczu. Mariola spoczywała w ziemi, wiązanki na świeżej mogile płakały deszczem pochmurnego dnia.




poniedziałek, 19 marca 2012

XXXVII.

Pojechaliśmy do mieszkania Marioli. Piotr chciał zabrać z domu rzeczy, które mogły przydać się Lence. Najbardziej zależało mu na zdjęciach. Jedna z niewielu pamiątek, jakie jego siostrzenica zachowa po swojej matce.
Oczywiście nie obyło się bez odwiedzin u sąsiadki, Ewy. Przyjęła nas ochoczo, częstując kawą i ciastem własnego wypieku. Chwilę pogawędziliśmy, opowiadała nam o swoich wizytach w szpitalu, widać było, że bardzo przeżywa pogorszenie stanu Marioli.
- Takie nieszczęście - powtarzała w kółko.
Tak. To naprawdę przykre, że młoda kobieta, matka, w taki przykry sposób żegnała się  z życiem. Nie chciałam jej oceniać, uważam, że nawet jeżeli ktoś wybierze drogę, która niekoniecznie jest tą właściwą, powinien mieć czas i szansę na to, by się otrząsnąć i zawrócić. Nie twierdzę też, że Piotr powinien bardziej się starać i więcej jej pomagać. Była młoda, Lenka już całkiem duża, mogła pokierować swoim życiem inaczej....A z drugiej strony - skąd miałam wziąć pewność, że ja na jej miejscu nie postąpiłabym tak samo ? Przecież zaledwie kilka dni temu straciłam dziecko. Nie rozpaczałam, starałam się żyć tak jak wcześniej. Może gdybym nie popełniła swoich błędów i nie oddała się tak szybko mężczyznom, którzy tak nagle pojawili się w moim życiu, dziś wyglądałoby ono inaczej ? Gdybym tylko więcej wiedziała o Piotrze i nie chciała swoich smutków utopić w ramionach Pawła.... Gdybym miała świadomość, że dziecko, które noszę pod sercem, jest Piotra, rozpaczałabym. Zakochałam się w tym cudacznym, pełnym uczuć i niepewności facecie. Wiedziałam o tym już od jakiegoś czasu, ale właśnie teraz, patrząc na jego pochylone plecy i skupioną twarz pozwoliłam sobie, nie , odważyłam się dopuścić do siebie te myśli. Kochałam. Czułam się potrzebna i on był potrzebny mnie.
Podeszłam do niego, przykucnęłam tuż obok. Podniósł głowę znad szuflady, w której znajdowały się zdjęcia i z uśmiechem na twarzy cmoknął mnie w czubek nosa.
- Spójrz, jaka ona była maleńka.... -powiedział wskazując na zdjęcie kilkudniowej Lenki trzymanej przez uśmiechniętą Mariolę - Obie takie piękne....Albo spójrz na to. Pierwsze kroki Lenki. Miała taki pocieszny chód. Bujała się z nogi na nogę jak kaczka...Albo to - ja z nią na placu zabaw. To były czasy... - wzdychał - moja siostra już nie przytuli do siebie swojego maleństwa....
Przytuliłam się do niego. Wiedziałam, czym to się zaraz może skończyć. Już nie chciałam widzieć jego łez. Nie.
Objął mnie, wtulił swoją twarz w moje włosy i wyszeptał mi do ucha: 
- Ciebie, Marysiu, nie mogę stracić. Jesteś dla mnie bardzo ważna. Nie wyobrażam sobie, że mogłabyś mnie odtrącić i zniknąć z mojego życia. 
W odpowiedzi tylko przytuliłam się mocniej do niego. Tak bardzo tego potrzebowałam.
- Piotrze, ale przecież ja nie jestem w porządku w stosunku do ciebie. Wiesz o tym?
- Nie mów tak. Gdybym wtedy nie wyjechał, nie czułabyś się samotna i wykorzystana przeze mnie. Nie rzuciłabyś się w ramiona innego. No i Alina. Ona też mi daje nieźle popalić. Mam dość tej kobiety! Z jej strony raczej na pewno możemy spodziewać się jeszcze kłopotów....
-Spotkałam ją dziś..... - zaczęłam.
-Dziś? Gdzie? - zapytał zdziwiony.
-W knajpce, gdzie mnie zaprowadziłeś. Zderzyłam się z nią w drzwiach. Na początku starała się być miła, ale gdy domyśliła się, że przyjechałam tu z tobą, zaczęła się odgrażać i mnie straszyć...Piotrze....Mam takie dziwne wrażenie, że z nią nie wszystko jest w porządku...
-Ja też. Ostatnio udało jej się mnie opić i ....wybacz mi....ale nie wiem, co ze mną robiła. Uciekłem w środku nocy..... - patrzył czekając na moją reakcję. Cóż miałam powiedzieć? Jak się poczuć? Przecież nie mogłam mu nie wierzyć. Zamiast odpowiedzi znów wtuliłam się w jego ramiona. To było miejsce dla mnie.
W trakcie, gdy Piotr na spokojnie segregował dokumenty, zdjęcia i rachunki zadzwoniłam do mamy. Już powiedziała Lence. Mała, jakby przeczuwając, przyjęła wiadomość o stanie swojej matki dość spokojnie. 
Pojechaliśmy do hotelu. Właśnie wtulałam się w niego, aby nieznacznie zmienić pozycję w trakcie snu, gdy zadzwonił telefon. Szpital. Mariola zmarła.

niedziela, 18 marca 2012

XXXVI.

Widziałam ulgę na jego twarzy, gdy znaleźliśmy się w izolatce Marioli. Wyglądała fatalnie. Nie miałam okazji jej poznać, ale kiedyś musiała być piękną kobietą. Teraz jej twarz była wychudzona, w jej szyi umieszczona była rurka trecheotomijna. Usta miała szeroko otwarte, oczy przymknięte. Spojrzałam na monitor umieszczony nad jej głową. Nie znałam się na tych wszystkich dziwnych wykresach, udało mi się jedynie odczytać bardzo niskie ciśnienie i wysoką temperaturę. Poszukałam dłoni Piotra. On też z niepokojem spoglądał na monitor. 
- Mariolko, dlaczego nie walczysz? - szepnął.- Lenka czeka na ciebie. Nie zostawiaj nas. Proszę.... - po jego policzkach spływały łzy. Podszedł do niej, nachylił się nad nią. Była taka gorąca. Pocałował w czoło, palcem pieścił jej wychudły policzek. Nawet nie drgnęła. Wzięłam dłoń Marioli w swoje ręce. Była nabrzmiała, opuchnięta, ciężka i bezwładna. Delikatnie ją głaskałam. Po jej czole spływał pot. Musiała bardzo się męczyć. Nagle zaczęła kasłać. Przez otwór w rurce tracheotomijnej zaczęła wydobywać się flegma. Wyglądało to przerażająco. Nie mogła odkaszlnąć, wszystko gotowało się w jej krtani. Byliśmy oboje przerażeni. Coś zaczęło pikać. Wpadła pielęgniarka i wyprosiła nas za drzwi. Przez szybę widzieliśmy jak podłącza jakieś urządzenie i odsysa. Po chwili wszystko wróciło do normy. Mogliśmy z powrotem do niej wejść.
-Mariolko, jeśli masz się tak męczyć, to może lepiej odejdź - przemawiał Piotr do swej chorej siostry, tuląc swoją twarz do jej napuchniętej dłoni. - Jeśli wierzysz, że dam radę odpowiednio wychować twoją córeczką, nie męcz się dłużej. Mam nadzieję, że wierzysz we mnie i że dam sobie radę. Nie mogę ze spokojem patrzeć na twoje cierpienie. Nie jestem już sam. Marysia jest ze mną, też kocha twoją małą, na pewno mi pomoże - mówił, a po jego policzkach spływały łzy. Też płakałam, stojąc z boku i słuchając jego słów. Nie byliśmy lekarzami, ale widzieliśmy, że Mariola nie ma szans. Znów zaczęła kasłać. Nie było to dla niej łatwe. Będąc w śpiączce nie potrafiła odpowiednio odkaszlnąć. Po chwili się uspokoiła. Widząc rozpacz na twarzy Piotra i jego wzrok utkwiony w zamkniętych oczach siostry postanowiłam zostawić ich samych. A jeśli jest coś, o czym chce jej powiedzieć bez świadków? Wyszłam na korytarz. Nie byłam pewna, czy on to zauważył. Przez szybę obserwowałam emocje na jego twarzy. Ciągle coś do niej mówił i ocierał dłonią łzy ze swojej twarzy. To był bardzo przykry widok. Dopiero po chwili zorientowałam się, że ja też płaczę. 
- Witam panią - odezwał się do mnie nagle czyjś męski głos. Odwróciłam głowę i ujrzałam starszego pana przypominającego dziadka z bajek w białym fartuchu.
-Witam doktorze.
-Pani z rodziny ? - zapytał głową wskazując na pacjentkę.
-Jeszcze nie. Brat Marioli jest moim ...chłopcem.. - dziwnie to zabrzmiało. Nie byliśmy już przecież nastolatkami. 
-Niestety, nie mam dla pani chłopaka optymistycznych wieści. Wejdźmy może do środka. Dobrze? 
-Tak, jasne.
Piotr słysząc otwierające się drzwi odwrócił głowę w naszą stronę.Zdążył się już trochę uspokoić. 
-Witam, panie Piotrze.
-Dzień dobry, panu. 
-Niestety, panie Piotrze, jest tak, jak informowałem pana przez telefon. Pani Mariola ma ciężkie zapalenie płuc. Jest niewydolna oddechowo i krążeniowo. Nie jesteśmy w stanie zrobić nic więcej dla niej. Wyniki jej badań są fatalne.Tomograf mózgu wskazuje na liczne uszkodzenia i ciągle powstające krwiaki. Jest mi niezmiernie przykro z tego powodu. Zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy. Jednak pańska siostra powoli odchodzi. Muszą się państwo z tym pogodzić.
Po twarzy Piotra widziałam, jak pytania ciskają mu się na usta. Jednak odpuścił sobie. Cóż jeszcze mógł usłyszeć? Przecież Mariola leżała w jednym z najlepszych szpitali w mieście. Jeśli nie ten człowiek w białym fartuchu mógł jej pomóc, to kto ? Bóg, zabierając ją do siebie? 

Milcząc opuściliśmy szpital. Miałam świadomość, że muszę poważnie porozmawiać z Piotrem. Był zbyt rozbity, by prowadzić. Usiadłam na siedzeniu kierowcy. Zapytałam, gdzie moglibyśmy coś zjeść.
- Wybacz Marysiu, ale ja nie przełknę nawet kęsa. 
- Ty może nie. Ale ja muszę coś zjeść - odparłam z wyrzutem. Już zapomniał, że powinien dbać też i o mnie? 
- Przepraszam, nie pomyślałem.  - spojrzał na mnie z prośbą o wybaczenie w oczach. - Może podjedziemy pod budynek policji. Tam obok jest całkiem miła knajpka. Ty zjesz, a ja porozmawiam ze śledczym. Może dowiedział się czegoś o napadzie na Mariolę. Już minęło tyle miesięcy. Powinien coś mieć.
- Ok. Kieruj. - odparłam tylko. 
Nie dziwiłam mu się, że był mało rozmowny i pogrążony we własnych myślach. Bardziej zastanawiałam się, jak mogę go z tego stanu wyciągnąć, jak mogę mu pomóc.
Po kilkunastu minutach byliśmy przed posterunkiem policji. Ja poszłam w jedną stronę, Piotr w drugą. Nie miałam najmniejszej ochoty na jedzenie, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mi że nie mogę sobie teraz pozwolić na słabość. Wystarczy, że Piotr nie myślał racjonalnie. Wchodząc do knajpki zderzyłam się w drzwiach z jakąś kobietą. Długie blond włosy uderzyły mnie w twarz, gdy próbowała się do mnie odwrócić.
- O przepra... - zaczęła - To ty? To naprawdę ty ? - zapytała zdziwiona.
-Alina? - odparłam zaskoczona. Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie jej. Nie. Nie tak. W końcu ona mieszka w tym mieście. Bardziej liczyłam na to, że w tak dużym mieście nie będę miała problemu z niespotkaniem jej, a tu masz. To była ostatnia osoba, jaką miałam ochotę oglądać. 
-Co ty tu robisz? - zapytała z zaciekawieniem.
-Muszę ci się tłumaczyć? - zapytałam zimno pamiętając jej telefoniczne komentarze.
-Nie, nie. Jasne, że nie musisz. Tak tylko zapytałam.... Idziesz na kawę? Mogę się przysiąść? 
-Chyba nie mam ochoty z tobą rozmawiać - odparłam.
-No nie przesadzaj, wiem, przyjaźni między nami nie ma, ale po co zaraz ta wrogość - wzięła mnie pod ramię i zaciągnęła w głąb sali. - Przecież znamy się, przyjechałaś do mojego miasta, nie mogę cię zostawić od tak, samej samotniej. Nie uważasz? Mogę się założyć, że gdybym ja potrzebowała pomocy w Warszawie nie odmówiłabyś mi jej - ciągnęła. 
Zajęłyśmy jeden z wielu pustych stolików, po chwili przyszedł kelner z menu. Zaczęłam je przeglądać prawie w ogóle nie zwracając uwagi na wdzięczącą się Alinę.
- No, opowiadaj! - zaczęła.
-Ale o czym ? - zapytałam ze zdziwieniem.
-No, powiedz mi chociaż co cię ściągnęło do Poznania. I to jeszcze w sobotę.- zachowywała się jak stara dobra przyjaciółka. Nie dość że nie miałam ochoty na jedzenie, to teraz na dodatek odeszła mnie ochota od zmuszania się do jedzenia. 
-Alina. Nie wydaje mi się, aby moje osobiste sprawy mogły cię interesować. Jestem tu, bo to wolny kraj i każdy może poruszać się po nim tak, jak zechce. 
-Przyjechałaś z Piotrem ? Prawda? - drążyła.
-A co ci do tego ? 
-Nie pamiętasz? Ostrzegałam cię - teraz już nie była przyjaciółką. Jad wylewał się na jej piękną buźkę przy tych słowach. - Nie słuchasz. Oj, nie ładnie. Chcesz sprowadzić na siebie kłopoty? Czy tak ciężko jest ci zrozumieć tych kilka słów? Masz go zostawić w spokoju - sączyła przez zaciśnięte zęby - Nie waż się do niego zbliżać! Nigdy nie uda ci się go mnie zabrać! Zapamiętaj, mały móżdżku! Nigdy !
Patrzyłam ze zdziwieniem na jej twarz. Złość szpeciła ja okropnie. Ona jednak zdecydowanie nie była całkiem zdrowa. Miała obsesję na jego punkcie.
- Zaręczyliśmy się - odparłam delikatnie, z uśmiechem na twarzy. To nic, że może trochę rozmijałam się z prawdą tym wyznaniem. 
Najpierw spurpurowiała, potem zbladła trawiąc usłyszaną nowinę, aż w końcu wybuchła.
-Ty suko....ty zdziro....ty przeklęty babsztylu! - odruchowo cofnęłam się razem z krzesłem do tyłu. Jej pięknie wymalowane tipsy niebezpiecznie migały przed moją twarzą - zniszczę cię, szujo! Zobaczysz! A on i tak będzie mój! Zawsze będzie mój! Tak jak był ostatnio, gdy ty niańczyłaś jego siostrzenicę, a on baraszkował ze mną w łóżku! Nie oddam ci go! O nie! Na to, zdziro, nie masz co liczyć! - odpaliła na koniec i już jej nie było.
O co w tym wszystkim chodzi ? - zaczęłam się zastanawiać. Nie sądziłam, aby Piotr pałał jakimkolwiek uczuciem do niej. Przecież nie zawracałby mi głowy. Nie miał powodu by udawać, że jest mną na poważnie zainteresowany. Nie wiedziałam, jak się do tego ustosunkować, co o tym myśleć. Przyszedł kelner. Pewnie słyszał naszą rozmowę, ale udał, że nic nie wie. I chwała mu za to. W końcu w tym lokalu oprócz mnie i jego nie było teraz nikogo. 
- Poproszę kawę. I może szarlotkę - odparłam lekko rozkojarzona na jego pytanie. Powinnam zjeść jakiś obiad, ale nie miałam na niego ochoty. 
Dopijałam kawę, gdy pojawił się Piotr. Zanim usiadł, pocałował mnie w czoło.
-Już jestem, kochanie. Wybacz, że tak długo mi zeszło. Policja stoi w martwym punkcie. Jak to jest możliwe, że przez tyle miesięcy zdołali uzbierać tylko jakieś nic nie wnoszące dowody? Mają same poszlaki, żadnych konkretów. Moja siostra umiera, a oni mają to głęboko gdzieś. 
Przemilczałam spotkanie z Aliną. To nie była odpowiednia pora.







XXXV.

Usiadł. Jego twarz zbladła, a ręce drżały.
- Muszę się spieszyć...muszę wyjechać jeszcze dziś....To pewnie jej ostatnie chwile....Powinienem być z nią! - emocje nie pozwoliły mu normalnie mówić.
- Jadę z tobą - odparłam.
- Nie, nie mogę ci na to pozwolić. Nie, nie. Dopiero co opuściłaś szpital. To nie jest dobry pomysł.
-Piotrze, nie przesadzaj. Nie puszczę cię samego! - odparłam i zaczęłam szykować się do podróży. - Porozmawiam z mamą, na pewno zostanie z Lenką. Nie powinnyśmy zabierać jej ze sobą. Lepiej będzie, jak zapamięta matkę taką, jaka była przed wypadkiem.
- O Boże! Jakie to trudne!
Odparł tylko i widocznie pogodził się z moimi decyzjami, bo nie stawiał sprzeciwu.
Mama z Lenką właśnie oglądały dobranockę. Poprosiłam, aby przyszła do mnie do kuchni. Koniecznie musiałam z nią porozmawiać.
- Mamo, jadę z Piotrem do Poznania. Z Mariolą jest bardzo źle. Nie ma pewności, że przeżyje tą noc. Zostaniesz z Lenką?
-Jasne, córciu, że zostanę. Ale dla ciebie to nie będzie za bardzo stresujące? 
- Nie mogę go zostawić samego.
-Tak, nie możesz....Masz rację. Ale dbaj o siebie.
-Będę. Obiecuję ci to. Czy, czy będziesz mogła porozmawiać z Lenką? Jakoś ją przygotować? Ona wie tylko tyle, że mama jest chora.
-Postaram się - powiedziała wzdychając. - To nie będzie łatwe zadanie.
- Wiem, mamo. Ale też wiem, że ty to zrobisz najlepiej. 
W drzwiach , opierając się o futrynę, stał Piotr. Przysłuchiwał się naszej rozmowie. Miał łzy w oczach.
- Co ja bym bez was zrobił? 
Podszedł i przytulił mnie. 
-Dziękuję pani... - powiedział do mojej mamy.
-Chodźmy, nie mamy czasu do stracenia - odparłam, by przerwać tą tkliwą scenę. Musiałam myśleć racjonalnie. Ciągnąc Piotra za rękę podeszłam do Lenki wpatrzonej w ekran telewizora i tulącej do siebie Mrusię. 
-Kochanie, musimy powiedzieć ci coś bardzo ważnego. Twoja mamusia nie czuje się najlepiej, musimy do niej jechać. Ty zostaniesz z babcią Krysią. Dobrze?
-A nie mogę jechać z wami? Chciałabym zobaczyć moją mamusię.... - odparło dziecko.
Wzięłam ją na kolana i powiedziałam:
-Wiesz, że mamusia jest na takim oddziale, gdzie nie wolno wchodzić dzieciom?
- No wiem, ale bardzo bym chciała.
-Ale kochanie lekarze nie pozwolą ci do niej wejść. Nie mogą łamać przepisów, które ich obowiązują.
-Ale, ale ja tak bardzo chcę! - w jej oczkach zakręciły się łzy. Piotr, gdy to zobaczył, też zaczął płakać. Pomogła moja mama:
- I zostawicie mnie tutaj samą? - zaczęła - Na mnie to już nikomu nie zależy? Przecież będę się czuła bardzo samotna! - powiedziała ze smutkiem na twarzy.
Lenka przyglądając się jej odparła w końcu.
- No dobrze babciu. Ja z tobą zostanę. Ale ucałujecie ode mnie moją mamę? 
-Jasne króliczku, że ucałujemy - odparł Piotr i przytulił ja do siebie. 


Pół godziny później już mknęliśmy w stronę Poznania. 
Zadzwoniłam do Grażyny z prośbą, aby wytłumaczyła jutro nieobecność Piotra w pracy. Ruch na drodze był niewielki. Czasami musiałam sprowadzać Piotra na ziemię, bo gnał jak szalony. Zatopił się w swoich myślach, nie chciałam mu przeszkadzać. Czasami tylko szukał mojej dłoni jakby chciał się upewnić , że jestem z nim. Wiedziałam, jak bardzo zależy mu na tym, aby zdążył się z nią jeszcze pożegnać. Miałam wyrzuty sumienia. Gdyby nie został ze mną w zeszłym tygodniu i pojechał do niej tak jak planował, teraz byłby spokojniejszy.
Gdy byliśmy już niedaleko Poznania, musiałam skorzystać z łazienki. Jemu też przydałaby się kilkuminutowa przerwa.
- Piotrze, zatrzymajmy się na stacji na chwilę.
- Musimy?
- Tak. Potrzebuję iść do łazienki. Napijemy się kawy. Dobrze?
- Uff. Przepraszam. W ogóle nie myślę o tobie. Masz rację, zaraz powinien być zjazd.
Po kilku minutach biegłam do łazienki, a Piotr poszedł po kawę.
Gdy wróciłam, stał oparty o samochód, ze wzrokiem utkwionym gdzieś daleko .
-Piotrze..
-Tak, kochanie. Jak się czujesz? Nie przesadziłem z tą jazdą?
- Nie nie. Dobrze będzie. Wiesz o tym? Nawet jeśli twoja siostra odejdzie, ty dasz sobie radę.... - odparłam, sama nie bardzo wiedząc, co chcę tym stwierdzeniem uzyskać. Jego potwierdzenie, że jest na tyle silny, by to wszystko udźwignąć?
-Marysiu - odparł i spojrzał się na mnie. Jego dłoń gładziła mój policzek, jego oczy były pełne łez - Jest mi tak bardzo trudno! Tak wiele mogłem dla niej zrobić, a nie zrobiłem nic! Wiedziałem, że jest słaba, że lubi wypić, a wcale się nią nie zająłem.
- Nie chciała cię słuchać. Nie uważała się za osobę uzależnioną. Nie powinieneś robić sobie teraz wyrzutów.
- To jest takie trudne, Marysiu.
-Wiem, Piotrze. Wiem.
Przytuliłam go do siebie. Był taki dorosły i tak bardzo bezbronny.

Do szpitala zajechaliśmy późno w nocy. Oczywiście nikt nie chciał nas wpuścić na oddział. Udzielono nam tylko informacji, że stan Marioli jest bardzo ciężki i kazano wrócić rano. Bezduszne procedury!
Noc spędziliśmy w pobliskim hotelu.

sobota, 17 marca 2012

XXXIV.

Trzy dni spędzone w szpitalu odbiły się na moim samopoczuciu. Z jednej strony było mi niezmiernie żal z powodu dziecka, które straciłam, z drugiej natomiast.... może tak jest lepiej? I tak nie wiedziałam, kto mógłby być jego ojcem. A gdyby okazało się, że to dziecko  Pawła? Czy potrafiłabym je kochać z taką samą siłą, jak dziecko Piotra? Przecież czułam się przez niego wykorzystana i skrzywdzona. To nie było w porządku. 
Kobiety, z którymi dzieliłam salę miały różne dolegliwości związane z ciążą. A to za mały płód, za wczesne skurcze, kłopoty z ciśnieniem. Nie chciałabym już tam wracać. Chwilowo cieszyłam się  z radości, jaką dawał mi Piotr i Lenka. Oboje bardzo przejęli się moim losem. Lenka obawiała się, że może być ze mną tak, jak z jej mamą. Taka mała, a już takimi dorosłymi problemami żyła.
Mama na mój widok niezmiernie się ucieszyła. Przygotowała wystawny obiad, podawała mi co lepsze kąski.
- Jak mogłaś mi córuś nie powiedzieć, że w ciąży jesteś? Zaopiekowałabym się tobą inaczej... - powtarzała w kółko.
Było mi przykro z jej powodu. Nie zasłużyła sobie na cały ten strach i obawy, które jej niechcący zgotowałam.Widziałam, że cierpi. Postanowiłam, że wynagrodzę jej ten ból w inny sposób.
Piotr natomiast rozkwitał. Kwiaty, które od niego dostałam, zastawiały najpierw całą szpitalną salę, a teraz dom. Były wszędzie.
-Marysiu, ty musisz teraz zadbać o siebie bardziej, niż wcześniej - powtarzał ciągle - zjedz tego grejpfruta, on ma dużo witamin.
Gdy kaprysiłam, przemawiał do mnie jak do dziecka. To było zabawne i rozbrajające. I takie mi potrzebne.
Ponieważ byłam na zwolnieniu lekarskim, nie musiałam przez całe dwa tygodnie spotykać się z ludźmi, którzy otaczali mnie w pracy i w końcu mogłam odpocząć. Czasami tylko Grażyna dzwoniła do mnie z zapytaniem jak się czuję i co powinna zrobić, aby nie przesadzić z zamówieniami. 
Miło było posiedzieć w przydomowym ogródku, powygłupiać się z Lenką, popatrzeć w tęskniące oczy Piotra. 
Już nie ukrywał uczuć do mnie. Miał je wypisane na twarzy. I ja i moja mama nie miałyśmy żadnych złudzeń patrząc na niego. Był przesadnie ostrożny i przewrażliwiony. Przy każdym moim gwałtowniejszym ruchu patrzył na mnie z troską, widać było, że się martwi. Trochę mnie to bawiło i   jednocześnie podbudowywało. Czyżbym w końcu znalazła mężczyznę, który będzie żyć dla mnie i ze mną? Czasami gdzieś przez myśl przebiegała mi Alina, ale starałam się nie zwracać na to uwagi. Ja potrzebowałam jego, Lenka potrzebowała mnie i mojej mamy. 
- Babciu, nawet nie wiesz, jak się cieszę,że ciebie mam - mawiała i rzucała jej się na szyję. A mama  wtulała jej niewielkie ciałko w siebie i promieniowała radością. 
Aż w końcu w czwartek Piotr otrzymał wiadomość ze szpitala:
- Pańska siostra odchodzi. Proszę przyjechać.

niedziela, 11 marca 2012

XXXIII.


Kolejny dzień. Powinnam już zacząć szykować się do pracy, ale nie miałam na to najmniejszej ochoty. Bałam się. Czułam się fatalnie. Bolał mnie brzuch. Przypuszczałam, że jest to efekt stresu, jaki przeżyłam dzień wcześniej. Czy ktoś miałby ochotę wracać do miejsca, gdzie czuł się skrzywdzony i wykorzystany? Całą noc myślałam o osobie, która tak bardzo pragnie mi zaszkodzić. Jeśli nie Iza, to kto? W końcu to ona najbardziej dawała mi odczuć, że ma do mnie żal i pretensje związane z moim awansem. Żałowałam, że do tego wszystkiego doszło. Poprzednie miejsce pracy też dawało mi satysfakcję, a nie było takie stresujące. I nikomu na tamtym krześle nie przeszkadzałam!
W końcu nadszedł czas, gdy już dłużej nie mogłam zwlekać, podniosłam się z pościeli, szybko umyłam, ubrałam i wyszłam bez śniadania. Nie miałam na nic ochoty. Lekki makijaż przy samochodowym lusterku dla rozluźnienia i podróż. Prosto w paszczę lwa. Co mój wróg zrobi dziś, by mi zaszkodzić? 
Grażynka, jak zawsze, przywitała mnie z  uśmiechem na twarzy. 
- Marysiu, nie wyglądasz dziś kwitnąco. Czy coś się stało?
-Nie, Grażynko. Nie czuję się tylko najlepiej. Mam jakieś boleści. - odparłam
-I blada jesteś. Jak ściana. Może powinnaś pomyśleć o wizycie u lekarza? Ostatnio coś dziwnego się z tobą dzieje....
-Nie, nie. To tylko stres. Przecież wiesz, że nie jest mi tu łatwo.
-No tak! Masz rację! Ale nie możesz się tak poddawać! To się przecież wcześniej czy później wyjaśni!
-Obyś miała rację - odparłam zrezygnowana.
Było mi ciężko usiedzieć przy biurku. Odczuwałam boleści brzucha, kręgosłup też sobie nagle o mnie przypomniał. Na dodatek, na jadalni, podczas przerwy, doszło między mną a Pawłem do przykrego incydentu. 
- Witaj, kochana - zawołał na mój widok. - Jak się ma twój nowy mężczyzna?
-Cześć. Nic ci do tego - odrzekłam zgodnie z prawdą. 
-Ojej! Marysiu! Nie traktuj mnie tak zimno! Przecież doskonale wiem, jaka potrafisz być gorąca! - odparł śliniąc się i oblizując wargi.
Wszyscy wokół nas słuchali. Najpierw po sali poszedł cichy szmer, a potem większość wybuchnęła śmiechem. Byłam tuż obok niego. Odruchowo podniosłam rękę i wymierzyłam mu siarczysty policzek.
- Szkoda tylko, że ty nigdy nie mogłeś mi dorównać! - odparowałam i wyszłam. Przeszła mnie ochota na cokolwiek. 
Kątem oka zauważyłam, że podchodzi cały rozpromieniony do stolika, gdzie siedziała Iza. Żałowałam, że stać mnie był tylko na jeden policzek. Powinnam go zabić!
Wczoraj stres, dzisiaj wstyd. Fajnie. 
Wróciłam do biura. Nie czułam się na siłach robić cokolwiek. Już miałam zamiar iść do szefa i poprosić go o zwolnienie z tych kilku godzin co pozostały, gdy poczułam bardzo silny, ostry ból z prawej strony podbrzusza. To było nie do wytrzymania.Zaczęłam silnie krwawić. Zwinęłam się w pół na podłodze. Płacząc szukałam telefonu. Musiałam wezwać pomoc. Czułam się tak, jakby coś rozsadzało mnie od środka.
Uratowała mnie Grażyna. Chyba straciłam przytomność. 


***


Jechał jak wariat. Kilkakrotnie nagiął przepisy, raz tylko cudem uniknął zderzenia z ciężarówką. Zatrzymał się najbliżej jak mógł, wysiadł z samochodu i już po chwili pytał o nią na izbie przyjęć.
- Maria Gawron! Proszę pani. Przywiozła ja karetka.
-Proszę się uspokoić. Szukam. 
Nie mógł. Nie chciał. W myśli cały czas sobie powtarzał : Oby nic jej nie było. Oby nic jej nie było.
-Mam - pani w białym fartuchu w końcu spojrzała na niego - jest na bloku operacyjnym. Trzecie piętro. 
-Dziękuję - rzucił przez ramię i już go nie było. 
W końcu znalazł. To był jedyny blok na tym piętrze. Nad szerokimi, dwuskrzydłowymi drzwiami świeciło się czerwone światełko : nie wchodzić!, a nad nim widniał napis : Blok Operacyjny Oddziału Ginekologiczno - Położniczego.
Zatrzymał się. Przeczytał napis jeszcze raz. Ginekologia? - myślał - co Maria może tu robić? 
Usiadł na podłodze pod ścianą. Krzeseł ani ławek nie było w pobliżu. 
Czyżby była w ciąży? Czy to jego dziecko? A może Pawła. I dlaczego ją operują? Od Grażyny dowiedział się tylko tyle, że zasłabła i zabrało ją pogotowie. 
Źle się czuł w tym miejscu. Zielone ściany przypominały mu inny szpital. Miejsce, gdzie o życie walczyła jego siostra. A raczej już nie walczyła. Powoli się poddawała. Jutro miał do niej jechać. Być może już ostatni raz. Był rozdarty. Czekanie nie było jego mocną stroną. Przez chwilę pomyślał o pani Krystynie, matce Marii, ale doszedł do wniosku, że jeszcze nie musi jej denerwować. Poczeka. Zobaczy, co powiedzą mu lekarze. 
Po dwóch godzinach w końcu drzwi sali się otworzyły i wyszedł doktor w zielonym fartuchu i spodniach.
-Czy, czy ja mógłbym dowiedzieć się czegoś o stanie Marii Gawron?
-A kim pan dla niej jest ? - zapytał.
-Jestem jej narzeczonym - odparł bez zastanowienia Piotr.
Lekarz popatrzył na niego i chyba mu uwierzył, bo odpowiedział.
-Witam. Andrzej Jasiński. - przedstawił się  - Właśnie skończyłem operować pana narzeczoną. Niestety, dziecka nie udało nam się uratować. Przykro mi.
Piotr spochmurniał. A jednak.
-Proszę się nie martwić. Pańska narzeczona młoda jest i może urodzić jeszcze nie jedno dziecko. Pomoc nadeszła szybko, jej życiu nic nie zagraża. Tak to już czasami jest, że ciąża zagnieżdża się tam, gdzie nie powinna. Obawialiśmy się pęknięcia jajowodu, ale na szczęście do tego nie doszło. Głowa do góry. Za dwa dni będzie pan miał swoją kobietę w domu.
Odetchnął. Ale czuł się przez Marię oszukany. Nic mu nie powiedziała. Widział,że ostatnio była  nieswoja. Nie chciała się spotykać, unikała go.  Czy to było jego dziecko?
Gdy zobaczył ją w białej pościeli, taką umęczoną i nieszczęśliwą, wszystko inne przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Podszedł do jej łóżka.
-Witaj, kochanie.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi.
Cmoknął ja w czoło, przytulił do twarzy jej rękę.
-Mario. Bardzo się martwiłem o ciebie....dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Dlaczego nie pozwoliłaś się sobą zaopiekować? 
-Ciiiii - odparła tylko i przymknęła oczy. Na powiekach pojawiły się łzy. - Bałam się....bałam się, ze to może nie być twoje dziecko.....
-A jakie to ma znaczenie? Kochałbym jak swoje.
Zaczęła płakać. Pielęgniarka wyrzuciła go za drzwi.
-Widział to kto, żeby tak kobietę zaraz po zabiegu molestować. Idź pan! Wróć jutro!
Uśmiechnęli się wszyscy troje.
-Moja mama - szepnęła Maria , gdy wychodził.
-O nic się nie martw. Zaopiekuję się nią. I tobą też!