środa, 7 marca 2012

XXXI.

Przebudził się. Coś go obudziło. Przez chwilę zastanawiał się, o co chodzi. Miał problem z odbiorem rzeczywistości. Gdzie ja jestem? Co ja robię? - myślał. - Dlaczego, dlaczego jest mi tak ciepło i co rusza się....O w mordę ! A co to rusza się między moimi nogami ! - aż poskoczył, gdy poczuł, że coś zaciska się na jego członku. Odrzucił koc, którym był przykryty, na bok i zobaczył Alinę. Musiała zdjąć mu spodnie i bokserki, bo był nagi, a ona kucała pomiędzy jego nogami z jego osobistym członkiem w dłoniach. Językiem pieściła jego czubek. 
- Co...co ty wyprawiasz?! - wykrzyknął.
-Ależ Piotrusiu..... Przecież chcesz tego tak samo jak i ja...
-Czego chcę?! Puść mnie! Wypuść mnie! Wypuść mojego wacka za swoich rąk! - zaczął krzyczeć. Ściskała go z całej siły. O ile wcześniej był twardy i gotowy, tak nagle zaczął słabnąć i oklapł. Sam się wyśliznął. Piotr skulił się w sobie, przykrył kocem.
- Kobieto, co ty ze mną robisz? Na co ty sobie pozwalasz? - zapytał spokojniej. Wczorajszy wieczór zaczął mu się powoli przypominać.
Była naga. Stanęła przed nim wyprostowana. Na wysokości jego oczu znajdował się kłębek równo przystrzyżonych włosów łonowych. I chyba kolczyk. Ale tego nie był pewien. Coś małego okrągłego zaciskało się na jej wargach ? A może łechtaczce? 
- Piortusiu.... Tak bardzo pragnę się z tobą kochać.... Nie odmówisz mi, prawda? Już od tak dawna szaleję za tobą.... pragnę cię..... - zaczęła niebezpiecznie przybliżać się do niego. Czuł jej oddech na swojej twarzy. Prawą ręką pieściła swoje krocze, lewa natomiast ściskała prawy sutek. Oparła prawą nogę o sofę, na której siedział, ukazując mu w ten sposób całe swoje wnętrze.  Mógł podziwiać w przyciemnionym świetle jej łechtaczkę. To jednak na niej był kolczyk.
-Alina....Za dużo wypiłaś. Zdecydowanie! - odparł.
-Nie Piotrusiu. Nie....Jestem taka rozpalona! Jestem gotowa, by cię przyjąć....spójrz na moją cipkę.. - rozwarła palcami wargi - jestem taka mokra.....dla ciebie jest mokra.....chodź do mnie.... wejdź we mnie..... - pochyliła się nad nim tak, że jej sterczące sutki ocierały się o jego koszulę. - nie zostawisz mnie takiej rozpalonej, prawda? - zanurzyła swoją dłoń w jego włosach chcąc przyciągnąć jego głowę do swoich piersi - pieść mnie.... proszę.... ssij mnie....pieprz mnie! - krzyknęła.
To pozwoliło powrócić mu do rzeczywistości. Nie chciał jej. Nie chciał w nią wchodzić, nie chciał jej dotykać. Złapał ją za ramiona i odsunął na bok. Wstał. Czuł, że już jest całkiem przytomny i trzeźwy. Spojrzał w jej twarz. Malowało się na niej zdziwienie.
-Piotrze..... - zapiszczała.
-Alino, lepiej będzie, gdy zapomnimy o tym, co się tu teraz stało - stwierdził rozglądając się za swoimi spodniami. Leżały na fotelu. Bokserek nie mógł zlokalizować, więc wciągnął na siebie spodnie, buty i podchodząc do drzwi, rzekł:
-To była najgłupsza rzecz, jaką mogłaś wymyślić...
-Zapłacisz mi za to chamie! Zobaczysz!Nie puszczę ci tego płazem!  - usłyszał zbiegając po schodach. Wsiadł do samochodu. Spojrzał na zegarek. Podjął decyzję. Pojedzie prosto do Warszawy. Tu i tak nie ma czego szukać.



***

Przeciągnęłam się. Słońce świeciło mi w twarz. Zamiast Lenki pod pachą miałam jej starego wiernego misia. Pewnie już mała gwiazda wstała. - pomyślałam i postanowiłam zrobić to samo. Gdy tak nagle zerwałam się z łóżka, znów poczułam skurcz w żołądku i naszła mnie ochota na spędzenie chwili sam na sam z muszlą. O nie! - pomyślałam - Nie dam się tak łatwo. Zwalczę ten odruch - nie na wiele się to zdało gdyż już po chwili obejmowałam ją ramionami. Co za czort! Gdy tylko poczułam się odrobinkę lepiej ubrałam się i zeszłam na dół. W kuchni nikogo nie było. W pokojach na dole też. Jednak przez otwarte okno usłyszałam śmiech dochodzący z ogrodu. 
To Lenka z moją mamą wąchały kwiaty i odganiały osy. Przez chwilę popatrzyłam na ten cudowny obrazek. Obie uśmiechnięte, szczęśliwe. Lenka wisząca na mojej mamie, całująca ją po twarzy. Obie potrzebowały siebie na wzajem. Ja też ich potrzebowałam. Wyszłam na dwór. Gdy mała mnie dojrzała, podbiegła i zaczęła mówić: 
-Marysiu, twoja mama jest taka kochana! Pozwoliła mi mówić na siebie babciu, wiesz? Bo ja przecież nie mam żadnej babci. I dziadka też nie mam. Ale teraz już mam babcię! To bardzo miłe uczucie, wiesz? Ja mam babcię! - krzyknęła i odtańczyła taniec radości na trawie. Uśmiechnęłam się do mamy, podeszłam do niej i ucałowałam.
- Dziękuję, mamusiu.
-Ale za co, córeczko? Ona tyle radości przynosi.
-Tak. Masz rację. Jest bardzo szczęśliwym dzieciakiem.....
Przed drugą nadjechał Piotr. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Jednak na widok uśmiechniętej i radosnej Lenki jego twarz także pojaśniała. Oczywiście najpierw musiał wysłuchać jej sprawozdania, dopiero później miał czas na to, by przywitać się z nami. Wyczułam na sobie jego tęskny wzrok. Tak bardzo chciałam móc odwdzięczyć mu się tym samym. Ale nie mogłam. Coś się ze mną działo. Chyba byłam w ciąży. Czy z nim? Nie wiem. I to mnie przerażało najbardziej. Może tylko strułam się czymś i przez to miałam takie objawy - starałam się myśleć racjonalnie. Powinnam zrobić test - pomyślałam - to rozwieje moje wszelkie podejrzenia i da mi pewność, co się ze mną dzieje.
Piotr oczywiście został u nas na obiedzie. Nie mogło być inaczej. Moja mama - teraz babcia dla Lenki- nie chciała go wypuścić. Taka możliwość nawet nie przychodziła jej do głowy. Gdy już wszyscy mieliśmy pełne brzuchy i potrzebowaliśmy chwili odpoczynku, aby móc przetrawić wszystkie pyszności, które dla nas przygotowała, wygoniła nas na leżaki do ogrodu.
Lenka wzięła ze sobą książeczkę do kolorowania, ale po paru chwilach umęczona zasnęła. Przyniosłam kocyk z domu, by ją okryć, bo pomimo tego, że było ciepło, słońce nie grzało tak mocno, żebym mogła być o nią spokojna i w końcu mieliśmy chwilę, by porozmawiać.
-Jak się ma twoja siostra? - zapytałam
-Nie najlepiej - odparł Piotr i spojrzał na mnie - Mario, mam wrażenie, że ona powoli odchodzi, tylko nikt nie chce mi tego powiedzieć. Jest podłączona do respiratora, nie odzyskuje przytomności.... te maszyny dookoła niej.... pikają, jęczą, szeleszczą...To jest..... to jest przerażające - spojrzał na mnie, w oczach miał łzy - Ja...ja nie wiem, jak to dalej będzie. Ja... ja powinienem powiedzieć Lence, że z jej mamą jest bardzo źle, ale, uwierz, nie mam na to odwagi. Nie dam rady! Boże, dlaczego ? 
Oparł twarz na dłoniach. Nie mogłam się powstrzymać i podeszłam do niego.
-Piotrze - powiedziałam, podnosząc jego głowę ku słońcu - ty nie jesteś tu nic winien, ani też na nic nie masz wpływu, nie zadręczaj się, proszę - przykucnęłam przy nim.Nasze głowy ocierały się o siebie. Trzymałam dłoń na jego szyi pragnąc w ten sposób dać mu do zrozumienia, że jestem z nim. 
-Wiem, Marysiu...Ale, ale to jest takie....takie trudne. Ciężko jest mi pogodzić się z tym wszystkim.  - odparł. Po jego twarzy spływały łzy. Wielkie łzy załamanego człowieka. Zaczęłam je ścierać. Najpierw delikatnie opuszkami palców, potem ustami.... Płakaliśmy oboje....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz