Kolejny tydzień upływał w miarę spokojnie. Tylko czułam, że ze mną jest coś nie tak. Bolały mnie piersi, były takie napięte i jakby nie moje. Codziennie miałam mdłości. Nie tylko rankiem. Czasami cały dzień. Kilkakrotnie zatrzymywałam się obok apteki, by zakupić test ciążowy, jednak nie miałam w sobie na tyle odwagi, by to uczynić. Niech się dzieje, co chce. Przecież jak poczekam tydzień czy dwa to i tak świata nie zmienię. Czas miesiączki dawano już minął, a u mnie nic. Czy naprawdę potrzebowałam jeszcze jakiś utwierdzeń? Raczej nie. Powinnam wybrać się do lekarza i tyle. Ale na to miałam jeszcze czas. Wizyty u ginekologa nie należą do przyjemnych. Prawda? Wiem, nie powinnam zwlekać, ale... no cóż. Strach był silniejszy ode mnie. Może jutro?
W czwartek wszystko diametralnie się zmieniło. Najpierw rozmowa z szefem.
-Mario, zwrócili twoje wstępne zamówienia z centrali. Nie pospieszyłaś się za bardzo? Przecież masz jeszcze dwa dni ! Odnoszę wrażenie,że przestałaś przykładać się do pracy! To co tu powypisywałaś, jest bezsensu! Bzdura!
-Panie Mirku, ja jeszcze nie puściłam swoich propozycji.... Nie mogli ich zwrócić....
-Jak to nie puściłaś?! A co to jest ? I z czyjego maila puszczone? - wymachiwał mi przed oczami listą zamówień produktów promocyjnych. Gdy w końcu udało mi się je wyrwać z jego rąk, siadłam na krześle jak rażona piorunem. Co to było? Nigdy nie zdecydowałabym się na takie zamówienia! Przecież to był jakieś nieporozumienie! Ja tego nie zamawiałam!
-Czy ty rozumiesz powagę sytuacji ?! Ile razy popełniłaś już tego rodzaju błąd? Chcesz nas zrujnować? Przy takich ilościach produktów krótkoterminowych popłyniemy w pół roku ! Za darmo ludzie tego nie wezmą! A mrożenie pieniędzy przez Twoje lenistwo ?! Byłem pewien że ty wiesz, co robisz. I jeszcze do tego wszystkiego poparł cię Piotr! Czy w tej firmie na nikogo już nie można liczyć ? Dobrze że w centrum ktoś czuwa..... Nawet nie chcę myśleć co by było, gdyby to zaakceptowali !
Wiedziałam, że jeśli nie zacznę się bronić, stracę pracę. Szef miał prawo się zdenerwować. Nie wiedziałam tylko jak wytłumaczyć mu, że pomimo faktu iż to zamówienie poszło z mojego konta nie ja byłam jego autorem. Jeszcze je tworzyłam, jeszcze się konsultowałam z innymi pracownikami.
- Szefie, proszę mi dać chwilę. Zaraz wrócę do Pana.... - powiedziałam spokojnie. - Mam wrażenie, że to zamówienie jest kontynuacją anonimów. Jestem w stanie panu udowodnić, że to nie ja...
-Jak? Dziewczyno, jak mi to udowodnisz? No? Jak?
-Ok. Jeśli nie udowodnię, to na pewno zachwieję pana pewnością, że to moja sprawka. Mogę wyjść?
-A idź! Zejdź mi z oczu!
Takiego szefa jeszcze nie znałam.
Intensywnie myślałam, jak mogę się wybronić z tej durnej sytuacji. I kto mi takiego śledzia podłożył? I dlaczego ? Zbyt małą wagę przykładałam do anonimów?
Trzęsącymi się rękoma otworzyłam na swoim komputerze tworzone przeze mnie wykresy wraz z zamówieniami. Wszystko było jeszcze w excelu, nie wyeksportowane. Wydrukowałam i pobiegłam do szefa. Grażyna była bardzo zdziwiona moim zachowaniem. Zdążyłam tylko krzyknąć do niej, że mam kłopoty.
Przedstawiając szefowi swoją pracę na temat następnego okresu promocyjnego starałam się mówić spokojnie i rzeczowo, pomimo tego, że wszystko się we mnie gotowało. Wziął od mnie wydruki, zaczął je przeglądać, porównywać z tymi, które otrzymał w skrzynce zwrotnej, zastanawiać się.
-Coś mi tu śmierdzi. - stwierdził w końcu. - Te dwa zestawienia są od siebie tak diametralnie różne....Wytłumacz mi to, Mario.
-Nie wiem, czy dam radę panie Mirku.... Mogę tylko się postarać... Jeśli ktoś puścił maila z mojej skrzynki, ta wiadomość powinna zostać zapisana w folderze wysłanych...W ten sposób dowiemy się, kiedy została puszczona. Poznamy dzień. I.. i jeszcze jedno. Ja nie otrzymałam tego maila. Nie mam u siebie w skrzynce pliku do poprawy.... Chyba że ktoś też odebrał je jako totalny absurd i postanowił odpisać tylko do pana.
-Tak zrobił. I jeszcze dopisał, czy jestem pewien kompetencji swoich pracowników. - odparł zmęczonym głosem. Komuś bardzo zależało na tym, bym tu nie pracowała.
-Mogę? - zapytałam, wskazując ręką komputer. - Zaloguję się na swoje konto.
-Ok. Proszę.
Po chwili byłam w folderze wysłanych, przeglądałam wiadomości. Znalazłam ją.
-Jest tu. - powiedziałam.- Wtorek, wiadomość pomiędzy informacją zwrotną do Torunia a sprawozdaniem z poprzedniego okresu..... Info do Torunia puściłam przed przerwą! A dopiero ze dwie godziny potem wysłałam sprawozdanie! Ktoś włamał się do mojego konta! - wykrzyknęłam wzburzona. - Jakim prawem!
Byłam zdezorientowana. Każdy z nas używał specjalnego kodu, którego mieliśmy się nauczyć na pamięć i pilnować bardziej niż oka w głowie! Nigdzie go nie zapisywałam, nikt nie mógł go ode mnie wyciągnąć. Gdy szłyśmy na stołówkę, drzwi od biura zawsze były zamykane na klucz. Przecież Grażyna nie zrobiłaby mi takiego świństwa! Wtorek.... wtorek...Jadłyśmy placki po węgiersku. Ja, Grażyna i Monika. Grażyna na sto procent miała przy sobie klucz. Jak to wszystko mogło się wydarzyć? Kto złamał mój kod? I dlaczego mój?
-Potrzebujemy pomocy informatyków, szefie. Może będą mogli dowiedzieć się, na którym komputerze w tym czasie byłam zalogowana? Nie, pewnie będą mogli sprawdzić, z jakiego IP została puszczona ta trefna wiadomość!
-Ok, Mario. Widzę, że to jednak nie ty. I cieszę się z tego bardzo. Ale musisz mi powiedzieć, komu w tej firmie przeszkadzasz. Dziś znów otrzymałem specjalną pocztę . Oczywiście na twój temat. Twój i Piotra. Nie będę ci tu strzelał wykładu, że łamiecie zasady przyjęte w tej firmie. Moglibyście jednak pewne rzeczy załatwiać bardziej potajemnie. Nie w miejscach publicznych.
Spojrzałam na niego dziwnie. O co mu chodzi?
Pokazał mi zdjęcia. Z niedzieli. Pocałował mnie tylko na do widzenia! To był ułamek sekundy. Jednak komuś wystarczył, by właśnie w tym momencie zrobić nam zdjęcie. Wyglądaliśmy na nim na bardzo w sobie zakochanych... Ok, chciałam wykorzystać jego bliskość i przytuliłam się na chwilkę. Ale od razu zdjęcie i info do szefa? To już było przegięcie.
-Szefie...Chyba już brakuje mi sił. Ja nie wiem kto to może być. Tyle osób mnie teraz nie lubi, że ciężko jest mi jednoznacznie wskazać kto to...
- Wiem, Mario. Wiem. Izabelę możemy z tego kręgu wykluczyć. Obserwowałem ją ostatnio. Nie jest na tyle mądra i inteligentna, by wykazać się aż taką wiedzą i umiejętnościami. Nie zauważyłaś nikogo znajomego pod twoim domem, tam, gdzie zostało zrobione zdjęcie?
No właśnie. Nie pomyślałam o tym do tej pory. Ktoś wyraźnie mnie śledził!
- Niestety nie....Ale to może być wynajęta osoba...
-Być może. Choć nie przypuszczam. Takie usługi wiążą się z dużymi kosztami.
-Informatyk, szefie. Może on moją skórę uratuje!
- Bartek? Paweł? Nie, wezwę któregoś z centrali. Niech przejrzy twój komputer. I poproszę o zmianę hasła dla ciebie. Pewnie ze trzy dni zejdzie im z akceptacją, ale trudno, musimy poczekać. Do tego czasu pozwalam ci korzystać z mojego komputera. Nie wysyłaj żadnych informacji ze swojego konta. Ok?
- Jasne szefie. Dziękuję.
-Mario, cieszę się, że nie pozwoliłaś mi wierzyć, że to ty...
-Ja też szefie. Ja też...
W skrócie opowiedziałam Grażynie o przykrości, jaka mnie spotkała. Nie mogła w to uwierzyć. Zaczęła przeglądać swoją pocztę, ale u niej wszystko było ok.
Dyskutowałyśmy, kto może chcieć się mnie pozbyć. Na pierwszą myśl przychodziła nam Alina. Ale czy ona miała aż takie umiejętności? Chyba,że kogoś poprosiła o pomoc. A może to nie konto tylko klucz? Może ktoś dorobił sobie klucz do naszego zamka i użył go w trakcie, gdy byłyśmy na obiedzie?
Do domu wróciłam wykończona. Przywitałam się z mamą i uciekłam do siebie. Dobrze, że była zajęta pracą w ogrodzie to nie suszyła mi głowy, że nie jem, gdy ona tak wiele serca wkłada w to, co gotuje.
Chciałam porozmawiać z Piotrem o tym, co dziś się wydarzyło. Chciałam i nie chciałam. A jeśli to on maczał w tym palce? Nie, to już zalatywało paranoją.
W końcu to on zadzwonił. Późnym wieczorem, gdy próbowałam zasnąć. Ucieszyłam się słysząc jego głos. Nie musiałam mu o niczym mówić, wszystko już wiedział od szefa. I najprawdopodobniej byli na tropie winnego. Czy potrzebowałam lepszych informacji ? Raczej nie. Jeszcze tylko ta ciąża.....Nie wiedząc, czyje dziecko w sobie noszę, Piotra czy Pawła, nie chciałam myśleć o niej. Nie chciałam....Ale myśl, że noszę w sobie nowe życie była cudna. Z myślą, że ono będzie tylko moje, zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz