piątek, 2 marca 2012

XXVI.

Przy śniadaniu, które Janek z przyczyn technicznych sobie darował, opowiedziałam mamie i Martynce o Piotrze i Lance ,a także o jego siostrze. Martynka była zszokowana, mama zamyślona. Dużo czasu zajęło im przemyślenie całej sytuacji. Bo jakże to  tak? Matka piła jak dziecko w domu było i to małe? - to mama. Martyna natomiast zastanawiała się skąd się taki facet wziął, że dobrowolnie dzieckiem się zajął i na dodatek tak na poważnie. Pocieszająca jest myśl, że tacy panowie jeszcze na tym świecie są.
- O mój Boże, co się na tym świecie dzieje - mama w typowy dla siebie sposób uderzyła w lament - żeby taka kruszynka bez matki musiała się wychowywać! Żeby człowiek po świecie spokojnie chodzić nie mógł bo zaczepią, obiją albo zabiją! Przecież to się w głowie nie mieści! A weź żesz ty, córuchno, na obiad ich do nas zaproś. Toż to w końcu niedziela, dzień pański jest, a ten pan to pewnie nie bardzo sobie z gotowaniem radzi. Kotlecików i marcheweczki dla tego maleństwa naszykuję, a i dla nas przy okazji starczy. Ciasto jeszcze z wczoraj zostało, ucieszy się maleństwo, jak brzuszek najedzony będzie miała.
Cała moja mama! Serce wielkie jak studnia i tak samo głębokie . Nawet nie mruknęła na temat zakupów, na które chcę się z nimi dziś wybrać. 
Zadzwoniłam do Piotra. Słychać było, że pomysł mojej mamy przypadł mu do gustu, choć na początku krygował się i chciał odmówić. Głupio mu się zrobiło. W końcu całkiem obcy dla siebie jesteśmy, a moja mama z taką serdecznością i troską nagle wyskoczyła.
- Musiałam Piotrze moją chęć wypadu na zakupy wytłumaczyć przed mamą, bo ona nie toleruje zakupów w niedzielę. Żadnej innej pracy poza gotowaniem też. Ma już swoje lata i muszę to uszanować. 
-Przepraszam cię Marysiu..Nie pomyślałem, że taki kłopot ci sprawię.
-Piotrze to nie jest kłopot. Teraz, żeby nie urazić mojej mamy nie pozostaje ci nic innego, jak tylko tyłek zapakować i do mnie przyjechać. Na trzynastą bądźcie. Dobrze?
-Podziękuj swojej mamie w moim imieniu. Tobie też dziękuję.
-Sam podziękujesz jak przyjedziesz. Czekamy na was.

Wybrałam numer Pawła. Chciałam z nim porozmawiać. Może będzie umiał mi w jakiś sposób wytłumaczyć to, co wczoraj zobaczyłam. Nie odbierał. Po jakimś czasie przyszedł sms:

Wybacz mi kochanie nie mogę teraz rozmawiać, jestem bardzo zajęty. Zadzwonię wieczorem. Buziaczki.

Wieczorem? A co, jeśli ja chciałabym spędzić ten wieczór razem z nim ? Coś mi tu śmierdziało. I to bardzo. 
Przez kilka dni taki kochający, zapatrzony we mnie . Świata poza mną nie widział. A teraz ?
Ma mnie w nosie ! Już ja mu pokarzę !
Tylko...jak mam się bronić przed Piotrem? On gdzieś ciągle we mnie jest. Namieszałam w swoim życiu. Sama i na własne życzenie.
Mama zawołała mnie do kuchni. Musiałam pomóc jej z szykowaniem obiadu, bo późno - mówiła - a wiele do zrobienia zostało. Widziałam,że bardzo jej zależy na tym, żeby przed Piotrem wypaść jak najlepiej.
W chwili, gdy zostałyśmy same, bo Martynka do ojca z sokiem pomidorowym poleciała, przysiadła przy mnie i zapytała:
- Córciu, a co na to Paweł ? 
- Ale na co, mamo?
- No na to, że ty innemu chłopcu pomagasz, zajmować się nim chcesz?
-Mamo! Piotr jest moim kolegą, Paweł też. 
-No nie wiem, córko. Nie wiem. Nie wydaje mi się.
- Uwierz  proszę w to, co mówię. Tak jest.
Nie dała się do końca przekonać, widziałam to po jej minie. Ona już widziała mnie w ramionach Pawła. Zresztą, nawet opowiadała o nim Jankowi i Marysi.
Około południa Janek w końcu postanowił zwlec się z łóżka. Wyglądał fatalnie. Biały jak ściana, z wielkimi sińcami pod oczami, z głową uniesioną wysoko, bo jeszcze mu się w niej kręciło, chodził.
-Ciekawe, czy twój kolega wygląda tak samo jak ty...- zapytałam ze śmiechem na ustach.
-Marysiu, ciszej, proszę. Głowa mi pęka.
-To nie wiedziałeś braciszku, jaki są skutki upijania się do nieprzytomności ?
-Oj, nie . Nie pamiętam, czy kiedykolwiek byłem tak pijany. Chyba że na studiach. Ale nie, raczej nie. 
Zaśmiałam się, co znów wywołało u niego okropny ból głowy i dałam mu kefir z lodówki. 
-Sok pomidorowy nie działa, może to ci pomoże.
Wziął go posłusznie ode mnie i odchodząc powiedział:
- Nie będę wam przeszkadzać. Wrócę do siebie.
Mama tylko z politowaniem popatrzyła na swego syna.


Najpierw ukazał się ogromny bukiet kwiatów, później Piotr i na końcu Lenka.
-Panie Piotrze, ależ po co taki kłopot pan sobie robił z tymi kwiatami, nie trzeba było. Naprawdę !  - mama została  przytłoczona bukietem wielkim jak ona sama.
-O nie, pani Krystyno. Zasługuje pani na jeszcze większe bukiety. - odparł Piotr ze śmiechem. - Nawet pani nie wie, jak wielki kłopot zdjęła dziś z moich pleców. Zdecydowanie wolę obiad ugotowany przez kobietę niż mój własny.
Lenka, która do tej pory stała nie zauważona, bo zasłaniał ją i bukiet i mama, a także Piotr, odparła:
-Proszę go nie słuchać, proszę pani. Mój wujek umie zrobić doskonały rosołek i kurczak tez mu wychodzi całkiem całkiem.
Mama oddała otrzymany bukiet w moje ręce, a sama przykucnęła przy małej, aby ją sobie lepiej obejrzeć.
-Pokaż no mi się tu kruszynko, muszę zobaczyć , czy wujek nie zagłodził cię czasem an amen.
-Nie proszę pani. On bardzo o mnie dba i kupuje mi płatki na śniadanie i mleko i ciągle każe mi jeść - opowiadała zdejmując z siebie kurtkę i buty.
- A, to dobrze. Bo ty musisz teraz dużo jeść i zdrowo, bo rośniesz.
-Wiem, proszę pani.
Mama wzięła małą za rękę, pociągnęła ją ze sobą do kuchni.
- Chodź, powiesz mi czy rosół jest dobrze przyprawiony, bo zależy mi, żeby ci smakował.A ty, Marysiu, zajmij się panem Piotrem.
Cóż było czynić? Martyna pobiegła za swoją babcią i Lenką do kuchni, a ja z Piotrem poszliśmy do pokoju.
- Jak się czuje twój brat?- zapytał.
-Nie najlepiej - zaśmiałam się  - kaca ma potwornego. Przesunęli dzisiejszy powrót do domu na jutro, bo on nie nadaje się do jazdy. Andrzej, ten kolega z którym wybrał się na piwo czuje się znacznie lepiej. Widocznie przyzwyczajony. Janek zawsze miał słabą głowę do picia - mówiłam trzy po trzy, bo czułam się skrępowana jego obecnością. Czułam na sobie jego wzrok, po pokoju rozchodził się zapach fahrenheita.
Zaproponowałam mu kawę , ale nie chciał. Sama też nie miałam na nią ochoty.
Zapytałam:
-A jak ma się twoja siostra?
-Nadal bez zmian. Lekarze podjęli decyzje o powolnym wybudzaniu jej ze śpiączki farmakologicznej, obrzęk mózgu powoli, ale ustępuje.  - mówił to nie patrząc na mnie, wzrok utkwił gdzieś przed sobą. Zamyślił się. Nie przeszkadzałam mu. Po chwili kontynuował:
-Wiesz, Marysiu, nie bardzo umiem pogodzić się z jej chorobą.... nawet myślenie o tym sprawia mi ból. Lenka ciągle pyta się o mamę, chce ją odwiedzić w szpitalu.  - wstał.  - Gdybym dorwał tych drani ! - zacisnął dłonie w pięści. Podeszłam do niego, poklepałam po plecach.
-Piotrze, co się stało, to się nie odstanie. Teraz ważne jest, abyś odpowiednio zajął się Lenką, a o twoją siostrę zatroszczą się lekarze.
Widziałam ból w jego oczach. Było mi bardzo ciężko powstrzymać w sobie chęć przytulenia go.
- Wiem, Marysiu. Ale mam tak wiele sobie do zarzucenia....Nigdy nie zająłem się Mariolą tak, jak powinienem. Pozwoliłem, aby wpakowała się w kłopoty, zaniedbała córkę. Nie było mnie przy niej wtedy, gdy mnie potrzebowała, nie zatrzymałem jej, gdy wyszła z domu po raz ostatni. A gdybym na siłę ściągnął ją z powrotem, nie leżałaby teraz tam pod tysiącem rurek , z maszyną oddychającą za nią.
-Piotrze! Przestań! - to w moich oczach zakręciły się łzy, to mnie zaczęła przerastać jego rzeczywistość. tak bardzo chciałam go do siebie przytulić !
Na szczęście do pokoju wpadła Lenka, która już zawiązała silną komitywę z moją rodzicielką i zawołała nas do stołu.
-Już idziemy, kochanie - powiedziałam do niej i spojrzałam na Piotra.
-Możemy ? - zapytałam
- Tak, chodźmy.
Oboje przywołaliśmy uśmiechy na twarze i dołączyliśmy do reszty.
Lenka usadowiła się obok mojej mamy, cała w skowronkach . Przez większą część obiadu buzie im się nie zamykały. Spojrzałam na Martynkę, przyglądała im się z uśmiechem.
- Ciociu, chyba już najwyższy czas postarać się o kolejne wnuki dla babci. Zobacz, jaka ona jest szczęśliwa przy tej małej - powiedziała. Musiałam przyznać jej rację. Tylko gdzie ojciec dla tych wnuków?

Obiad oczywiście wszystkim smakował, ale to zasługa tylko i wyłącznie mojej mamy, która na kuchni znała się jak mało kto. Uwielbiała, gdy porcje znikały z talerzy. Janek znów się poddał, nie chciał jeść. Wypił szklankę rosołu, przeprosił i udał się do swojego pokoju zbierać siły. Byłam pewna, że już nigdy więcej nie wypije aż tyle.

Gdy zaczęliśmy się zbierać do wyjazdu na zakupy, mało brakowało, a moja mama pojechałaby z nami. Tak przypadła Lence do gustu, że mała nie chciała jej zostawiać.
-Ale proszę pani, może pani też sobie kupi jakąś chustkę albo co ? Bo ja to wcale tych ciuchów nie potrzebuję. Mam jeszcze jakieś spódniczki, ale wujek się uparł no i muszę.
- Tak kruszynko. Wujka trzeba słuchać. Ale ja nie pojadę z wami. Pojedzie Maria i Martynka. One na pewno wam pomogą.
-Ale one nie są aż takie fajne, jak pani...
-Lenka! - zawołał Piotr.
Wybuchnęłyśmy śmiechem.



***


To był cudowny dzień - myślał Piotr leżąc już w łóżku. Lenka ponad godzinę przymierzała w domu zakupione ciuchy, strojąc miny do lusterka. Cieszyła się z nowych zabawek, przyborów do przedszkola. 
Hello kity opanowało jej pokój.
Planując kolejne kroki na jutrzejszy dzień cały czas wracał myślami do tych kilku godzin spędzonych z Marią. W trakcie zakupów kilkakrotnie poczuł się zostawiony samemu sobie i zapomniany. Kobiety miały go głęboko w nosie. Wszystkie trzy. Ale za to jak wspaniale było móc popatrzeć na roześmianą i szczęśliwą Lenkę, z której wyszła w końcu prawdziwa kobieta i która miała ochotę na wszystko, co tylko wisiało na wieszakach. Marysia z Martyną tez miały przy niej wielką zabawę. 
Przypominał sobie, z jakim zaangażowaniem Maria wybierała ubrania, jak konsultowała z Martynką i Lenką każdy strój, rajstopy, koszulki, buty. No i ten dziwny telefon, który odebrała. Widać było, że nie była to przyjemna rozmowa.
Zapragnął mieć swoją rodzinę. Móc opiekować się kobietą swojego życia, cieszyć się radością swoich dzieci. 
Zasnął myśląc o Marii... 

 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz