poniedziałek, 5 marca 2012

XXIX.

Kolejne dni w pracy mijały w miarę bezboleśnie. Mama też pozbierała się do kupy po ostatnich wiadomościach mojego brata, już nie leżała na kanapie wsłuchując się w śpiew ptaków lub przejeżdżających aut. Janek dzwonił dość często,zajechał cały i szczęśliwy. Gdy opowiadał o tym, co zastał na miejscu słychać było entuzjazm w jego głosie i to pomogło mateczce stanąć na nogi. Teraz już z samego rana wybiegała razem z motyczką, grabkami i łopatą do ogródka walczyć z kretowiskami, liśćmi, które pochowały się po rogach, sadzić nowe kwiaty i krzewy. Zbliżał się maj, świat aż prosił, by wyjść mu na przeciw. Kiedyś ogród był oczkiem w głowie taty. Teraz mama przejęła nad nim pieczę i wkładała w to, co tam robiła, całe swoje serce i duszę. Dla niego. Aby tam w niebie wstydzić się nie musiał i od niezaradnych jej nie wyzywał. Gdy mogłam, pomagałam, aczkolwiek była to pomoc zbędna i wcale przez nią nie oczekiwana. Zawsze chciała robić wszystko sama! To zdecydowanie mam po niej. 
Może życie osobiste legło w gruzach. Po ostatniej wizycie u Piotra unikałam go jak ognia. Wygłupiłam się. Mogłam darować sobie ten płacz i lament. Uważałam się raczej za silną osóbkę. A tu takie odsłonienie duszy i taka porażka. Szkoda mi było Lenki, bo mała zaczynała powoli się do mnie przyzwyczajać, a tu tak nagle zostawiłam ją nic nie mówiąc. Piotr nie dzwonił, nie narzucał się. Trochę miałam do niego o to żal, bo mógłby chociaż zapytać jak się czuję, czy mama ma się dobrze...Miałam wrażenie, że o ile kiedykolwiek myślał o mnie, to już sobie odpuścił. 
Anonimy na mój temat nadal napływały do szefa. Ale były na tyle nieszkodliwe, że przestałam przywiązywać do nich jakąkolwiek wagę. Ktoś się zabawiał i tyle. Na razie mi nie szkodził. Alina też milczała. Można było stwierdzić, że chwilowo świat jest piękny. Tylko w moim sercu nadal zima była. Czułam się bardzo samotna i opuszczona przez wszystkich. Paweł po kilkudziesięciu smsach i telefonach, na które nie otrzymał odpowiedzi, też dał sobie spokój. Ale akurat na jego zainteresowaniu wcale mi nie zależało. 

Mając nadzieję, że kolejny dzień minie w miarę normalnie i bezstresowo, otworzyłam drzwi do biura, gdzie powinna być już Grażyna. Zawsze przychodziła jako pierwsza i wychodziła ostatnia. Spędziła w tej firmie swoje młode lata, przesiąkła nią i uważała za swój drugi dom. Dla mnie stanowiła opokę, jej obecność dodawała mi sił i pozwalała zwalczać wszelkie problemy, których wcale nie było mało. Zawsze uśmiechnięta, gotowa, by pomagać i zarażać optymizmem. Tak też było i dziś.
-Witaj Grażynko - wpadłam do pomieszczenia z uśmiechem.
- No hej, skarbie.Jak minął wczorajszy dzień?
-Tak jak zawsze. Samotnie i spokojnie. - odparłam sadowiąc się za swoim biurkiem i włączając komputer, moje główne narzędzie pracy.
-Oj, tak to ja mogę mówić. Nie ty, młoda! Zacznij się ruszać, bo nim się zorientujesz , to  z laską zaczniesz chodzić. - zażartowała jak zwykle. 
-Nie nie nie, Grażynko. Jeszcze jestem młoda, piękna, mam dopiero dwadzieścia osiem lat... - odparłam ze śmiechem. - Całe życie przede mną !
-Też tak kiedyś myślałam. - odparła zadumana - Tylko że ja w twoim wieku to już miałam i Magdusię i Przemka i Łukasza!
-Grażynko....
-Ok.Ok. Już nic nie mówię ! - odparła ze śmiechem na ustach i wróciła do swoich karteczek z obliczeniami.
No właśnie. Ona w tym wieku była już matką i żoną. A ja? Ciągle sama.
W przerwie na lunch dorwałam w końcu Monikę. Dziwna była.Wiedziałam że ma synka, ale nie mówiła nic o swoim mężu. Zawsze zamknięta w sobie, rzadko kiedy wyrażała swoje zdanie czy też udzielała się w dyskusjach.
-Witaj, Moniko - podeszłam do jej stolika. Jadła sama, widocznie nie układało jej się za dobrze z Izą i Baśką, koleżankami z pokoju.
-No cześć - odparła bezbarwnie.
-W końcu udało mi się ciebie namierzyć - kontynuowałam - już dawno chciałam ci podziękować za to, że wstawiłaś się za mną. 
Spojrzała tak, jakby nie bardzo wiedziała, o co mi chodzi. 
- Wtedy, w socjalnym, gdy Iza jeździła sobie po mnie.
-A, to. Nie masz za co. Po prostu wyraziłam swoją opinię. Nie na wiele się to zdało, prawdę mówiąc...
-Domyślam się. Cały czas czuję na sobie jej oddech. Bardzo daje ci popalić ? 
-Przyzwyczaiłam się - odparła lekko się do mnie uśmiechając. Jej twarz pojaśniała. Nie była brzydka. Ale ładna też nie. Taka zwyczajna.
-Pewnie nie chcesz o tym gadać?
-Nie specjalnie. Przecież wiesz, jaka ona jest.
-No tak. Nadal cię wykorzystuje do wszystkiego ? 
-Jest jakby nade mną. Muszę jej słuchać.
-Ale nie koniecznie robić wszystko co do niej należy..... Sama przez to przechodziłam, pamiętasz? Jak tylko pojawiłam się w tej firmie. Ale w miarę szybko udało mi się przykrócić jej pazurki. Przez chwilę nawet uważałam, że możemy się zaprzyjaźnić....
-Nie, Marysiu. Ona po prostu czuła, że jesteś od niej lepsza i bystrzejsza. To było widać. Zobacz, jak szybko potrafiłaś się wybić. Ona zaczęła się do ciebie doklejać mając nadzieję, że pociągniesz ja za sobą w górę. Ale za szybko to się potoczyło, nie zdążyła zbliżyć się do ciebie na tyle, byś zechciała jej pomóc. Nie wybaczy ci tego, wiesz?  - szeptałyśmy miedzy sobą. Nie zależało nam, by inni nas usłyszeli.  -O Piotra też była zazdrosna. Kiedyś mówiła, że zakręci się koło niego i on pomoże jej dostać się na stołek, gdzie już nic nie trzeba robić, wystarczy tylko siedzieć. A tu nagle okazało się że tobą jest bardziej zainteresowany niż nią. Wydaje mi się ,że kiedyś, jeszcze przed twoim pojawieniem się w firmie, coś między nimi było. Ale wiesz,że o takich sprawach nie mówi się głośno. Zakazane! 
Spojrzałyśmy na siebie i wybuchnęłyśmy śmiechem. Wiadomo, owoc zakazany smakuje najlepiej. W tej firmie aż grzmiało od romansów. 
Jeszcze chwilkę porozmawiałyśmy o jej synku. Miał na imię Mateusz i tak jak Lenka, chodził do przedszkola. Monika mieszkała z matką, jak ja. O żadnym facecie nie wspomniała. 
- Może wybierzemy się dziś po południu na małą wycieczkę po Warszawie? Napijemy się kawy, zjemy coś.... Weźmiesz swojego synka.Co ty na to ? - nie chciałam kolejnego weekendu spędzać samotnie w domu. Mama miała swój ogródek i kota. A ja?
-Bo ja wiem....Zazwyczaj nie wychodzę w piątki.... - odparła.
-A w soboty ? 
-Ok. Niech będzie. Co mi tam. Mały się ucieszy. - odparła. - Ale w sobotę, dobrze? 
-Jasne. To gdzie się umówimy? Najlepiej chyba będzie jak przyjadę po was. 
-Jakbyś mogła. Zapisz sobie mój adres.
-No to jesteśmy umówione - odparłam na koniec i udałam się do biura. Dochodziły do mnie strzępki rozmów z innych stolików, ktoś powiedział -szara myszka - ale nie zwracałam na to uwagi. 


***

Z Poznania dochodziły do Piotra niepokojące wiadomości. Stan Marioli się pogarszał. Nie odzyskiwała przytomności, rany, które zostały jej zadane nożem nie chciały się goić, była sparaliżowana. Lekarze nie dawali jej żadnych szans. Pani Ewa ,sąsiadka, dzwoniła z niepokojącymi wieściami. Ktoś włamał się do mieszkania. Wyraźnie czegoś szukał. Wszystkie pozostawione przez Piotra rzeczy zostały powyrzucane z szafek, łóżka pocięte i rozgrzebane.Zawiadomiła policję, która poszerzyła zakres poszukiwań, teraz to już wszystko ocierało się o mafię narkotykową. W domu też całkiem dobrze się nie działo. Miał problemy z Lenką. Nie mogła spać. Budziły ją koszmary, miała problemy z aklimatyzacją w przedszkolu, dzieciaki nie chciały się z nią bawić. Panie nauczycielki robiły, co mogły, ale nie było łatwo. Często odbierał ja z przedszkola zapłakaną. Było jej przykro, że nie ma przy niej mamy. Tęskniła. Zmizerniała. Nie chciała jeść. Chciała jechać do Marii i pani Krystyny, ale przecież nie mógł się narzucać. Maria go nie chciała! 
Musiał pojechać. Musiał jeszcze raz zobaczyć swoją siostrę. Musiał obiecać jej, że Lenka jest przy nim bezpieczna.Ale nie chciał zabierać ze sobą Lenki. Nie mogła zobaczyć swojej matki w takim stanie. Zresztą, nikt przy zdrowych zmysłach nie wpuści jej na salę do chorej. 
Było mu bardzo ciężko. Większość znajomych, od kiedy miał małą przy sobie, odwróciła się od niego. Już nie mógł z kumplami wybrać się na piwo, posiedzieć w pubie. Został sam jak palec.  Żaden z kumpli nie zostanie z Lenką. Do swoich koleżanek nawet nie chciał dzwonić. Maria też odpadała. Nie mógł zabrać jej weekendu. Pewnie chciała spędzić go z Pawłem. Od kiedy dowiedział się, że tamten zabrał mu Marię, nie mógł patrzeć na tego gościa. A niestety, wiele czasu spędzali ze sobą w pracy. Pozostała mu Grażyna. Miał nadzieję, że ona mu nie odmówi. Wykręcił jej numer. Odezwała się po kilku sygnałach.
-Słucham?
-Witaj, Grażynko. To ja Piotr.
-Witaj Piotrze.
-Grażynko, mam do ciebie wielką prośbę. Wybacz, że ci się narzucam, ale naprawdę nie mam innego wyjścia. Muszę jechać do Poznania, nie chcę zabierać ze sobą Lenki. Czy mogłabyś się nią zaopiekować przez weekend? 
-Piotrze! Dlaczego nie mówiłeś wcześniej? Jestem w Krakowie. Przyjechałam z mężem do syna....
-Kurcze. No nic. Trudno. Nic się nie martw, Grażynko, jakoś sobie poradzę.
-O nie nie. Tak cię nie zostawię. Poczekaj....poczekaj.....Maria ! Ona na pewno zostanie z twoją małą! Ostatnio nawet wspominała, że już dawno jej nie widziała! Powinieneś do niej zadzwonić! Zrobisz to ? 
-Chyba nie powinienem...
-Piotrze, już ja ci dam, nie powinienem! Ty dzwonisz, czy ja się mam tym zająć?!
-Grażynko! Nie powinienem psuć jej planów.
-Oj, ona nie ma żadnych planów. Jutro ma iść z Moniką i jej synkiem na miasto, wezmą Lenkę ze sobą. Dzieciakom będzie raźniej.
-Moniką? A co z Pawłem?
-Z Pawłem? Jakim Pawłem? A, tym. Nie, to już raczej historia jest. Dzwoń do niej.I oddzwoń powiedzieć mi, co załatwiłeś. 
Kochana Grażynka! Z Pawłem historia?! No proszę, nie przyznała się. Nowe siły w niego wstąpiły. Gdy wybierał jej numer, drżały mu ręce. 
Telefon dzwonił, nikt nie odbierał. Zrezygnowany usiadł na łóżku myśląc, co powinien począć. Dochodziła ósma. Jutro skoro świt powinien wyjechać. Lenka oglądała bajki, przytulając do siebie misia z oberwanym uchem. To jej ulubiona zabawka.
-Kochanie, chyba musimy szykować się do łóżka.
- Jeszcze chwilkę, wujku. Jeszcze pół godzinki. Nie chce mi się spać.
-Kochanie...
-No proszę..... - spojrzała na niego błagalnym wzrokiem. Oczywiście od razu ustąpił. Zadzwonił telefon. Maria.
-Witaj, nie zdążyłam dobiec do telefonu.... - powiedziała z marszu.
A więc jednak chciała z nim rozmawiać! 
-Witaj ...Marysiu.
-Coś się stało? Coś z Lenką? - zapytała jednym tchem.
-Nie, wszystko w porządku...skąd u ciebie takie przypuszczenia? 
- Bo w innym przypadku byś nie dzwonił - odparła z ulgą w głosie - to co się stało ? 
- Mario... przykro mi,że tak mnie osądzasz...Nic to. Na ten moment nie mam głowy, by się z tobą sprzeczać. Bardzo potrzebuję twojej pomocy. Muszę jechać do Poznania. Czy, czy mogłabyś zostać z Lenką przez te dwa dni? 
-Jak się ma twoja siostra?
-Kiepsko. Bardzo kiepsko. Nie dają jej żadnych szans.
W słuchawce zapanowało milczenie. Po chwili Maria odezwała się:
- Piotrze, przykro mi.
-Wiem. Mnie też. I to bardzo.
-Przywieź Lenkę. Jasne, że z nią zostanę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz