niedziela, 11 marca 2012

XXXIII.


Kolejny dzień. Powinnam już zacząć szykować się do pracy, ale nie miałam na to najmniejszej ochoty. Bałam się. Czułam się fatalnie. Bolał mnie brzuch. Przypuszczałam, że jest to efekt stresu, jaki przeżyłam dzień wcześniej. Czy ktoś miałby ochotę wracać do miejsca, gdzie czuł się skrzywdzony i wykorzystany? Całą noc myślałam o osobie, która tak bardzo pragnie mi zaszkodzić. Jeśli nie Iza, to kto? W końcu to ona najbardziej dawała mi odczuć, że ma do mnie żal i pretensje związane z moim awansem. Żałowałam, że do tego wszystkiego doszło. Poprzednie miejsce pracy też dawało mi satysfakcję, a nie było takie stresujące. I nikomu na tamtym krześle nie przeszkadzałam!
W końcu nadszedł czas, gdy już dłużej nie mogłam zwlekać, podniosłam się z pościeli, szybko umyłam, ubrałam i wyszłam bez śniadania. Nie miałam na nic ochoty. Lekki makijaż przy samochodowym lusterku dla rozluźnienia i podróż. Prosto w paszczę lwa. Co mój wróg zrobi dziś, by mi zaszkodzić? 
Grażynka, jak zawsze, przywitała mnie z  uśmiechem na twarzy. 
- Marysiu, nie wyglądasz dziś kwitnąco. Czy coś się stało?
-Nie, Grażynko. Nie czuję się tylko najlepiej. Mam jakieś boleści. - odparłam
-I blada jesteś. Jak ściana. Może powinnaś pomyśleć o wizycie u lekarza? Ostatnio coś dziwnego się z tobą dzieje....
-Nie, nie. To tylko stres. Przecież wiesz, że nie jest mi tu łatwo.
-No tak! Masz rację! Ale nie możesz się tak poddawać! To się przecież wcześniej czy później wyjaśni!
-Obyś miała rację - odparłam zrezygnowana.
Było mi ciężko usiedzieć przy biurku. Odczuwałam boleści brzucha, kręgosłup też sobie nagle o mnie przypomniał. Na dodatek, na jadalni, podczas przerwy, doszło między mną a Pawłem do przykrego incydentu. 
- Witaj, kochana - zawołał na mój widok. - Jak się ma twój nowy mężczyzna?
-Cześć. Nic ci do tego - odrzekłam zgodnie z prawdą. 
-Ojej! Marysiu! Nie traktuj mnie tak zimno! Przecież doskonale wiem, jaka potrafisz być gorąca! - odparł śliniąc się i oblizując wargi.
Wszyscy wokół nas słuchali. Najpierw po sali poszedł cichy szmer, a potem większość wybuchnęła śmiechem. Byłam tuż obok niego. Odruchowo podniosłam rękę i wymierzyłam mu siarczysty policzek.
- Szkoda tylko, że ty nigdy nie mogłeś mi dorównać! - odparowałam i wyszłam. Przeszła mnie ochota na cokolwiek. 
Kątem oka zauważyłam, że podchodzi cały rozpromieniony do stolika, gdzie siedziała Iza. Żałowałam, że stać mnie był tylko na jeden policzek. Powinnam go zabić!
Wczoraj stres, dzisiaj wstyd. Fajnie. 
Wróciłam do biura. Nie czułam się na siłach robić cokolwiek. Już miałam zamiar iść do szefa i poprosić go o zwolnienie z tych kilku godzin co pozostały, gdy poczułam bardzo silny, ostry ból z prawej strony podbrzusza. To było nie do wytrzymania.Zaczęłam silnie krwawić. Zwinęłam się w pół na podłodze. Płacząc szukałam telefonu. Musiałam wezwać pomoc. Czułam się tak, jakby coś rozsadzało mnie od środka.
Uratowała mnie Grażyna. Chyba straciłam przytomność. 


***


Jechał jak wariat. Kilkakrotnie nagiął przepisy, raz tylko cudem uniknął zderzenia z ciężarówką. Zatrzymał się najbliżej jak mógł, wysiadł z samochodu i już po chwili pytał o nią na izbie przyjęć.
- Maria Gawron! Proszę pani. Przywiozła ja karetka.
-Proszę się uspokoić. Szukam. 
Nie mógł. Nie chciał. W myśli cały czas sobie powtarzał : Oby nic jej nie było. Oby nic jej nie było.
-Mam - pani w białym fartuchu w końcu spojrzała na niego - jest na bloku operacyjnym. Trzecie piętro. 
-Dziękuję - rzucił przez ramię i już go nie było. 
W końcu znalazł. To był jedyny blok na tym piętrze. Nad szerokimi, dwuskrzydłowymi drzwiami świeciło się czerwone światełko : nie wchodzić!, a nad nim widniał napis : Blok Operacyjny Oddziału Ginekologiczno - Położniczego.
Zatrzymał się. Przeczytał napis jeszcze raz. Ginekologia? - myślał - co Maria może tu robić? 
Usiadł na podłodze pod ścianą. Krzeseł ani ławek nie było w pobliżu. 
Czyżby była w ciąży? Czy to jego dziecko? A może Pawła. I dlaczego ją operują? Od Grażyny dowiedział się tylko tyle, że zasłabła i zabrało ją pogotowie. 
Źle się czuł w tym miejscu. Zielone ściany przypominały mu inny szpital. Miejsce, gdzie o życie walczyła jego siostra. A raczej już nie walczyła. Powoli się poddawała. Jutro miał do niej jechać. Być może już ostatni raz. Był rozdarty. Czekanie nie było jego mocną stroną. Przez chwilę pomyślał o pani Krystynie, matce Marii, ale doszedł do wniosku, że jeszcze nie musi jej denerwować. Poczeka. Zobaczy, co powiedzą mu lekarze. 
Po dwóch godzinach w końcu drzwi sali się otworzyły i wyszedł doktor w zielonym fartuchu i spodniach.
-Czy, czy ja mógłbym dowiedzieć się czegoś o stanie Marii Gawron?
-A kim pan dla niej jest ? - zapytał.
-Jestem jej narzeczonym - odparł bez zastanowienia Piotr.
Lekarz popatrzył na niego i chyba mu uwierzył, bo odpowiedział.
-Witam. Andrzej Jasiński. - przedstawił się  - Właśnie skończyłem operować pana narzeczoną. Niestety, dziecka nie udało nam się uratować. Przykro mi.
Piotr spochmurniał. A jednak.
-Proszę się nie martwić. Pańska narzeczona młoda jest i może urodzić jeszcze nie jedno dziecko. Pomoc nadeszła szybko, jej życiu nic nie zagraża. Tak to już czasami jest, że ciąża zagnieżdża się tam, gdzie nie powinna. Obawialiśmy się pęknięcia jajowodu, ale na szczęście do tego nie doszło. Głowa do góry. Za dwa dni będzie pan miał swoją kobietę w domu.
Odetchnął. Ale czuł się przez Marię oszukany. Nic mu nie powiedziała. Widział,że ostatnio była  nieswoja. Nie chciała się spotykać, unikała go.  Czy to było jego dziecko?
Gdy zobaczył ją w białej pościeli, taką umęczoną i nieszczęśliwą, wszystko inne przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Podszedł do jej łóżka.
-Witaj, kochanie.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi.
Cmoknął ja w czoło, przytulił do twarzy jej rękę.
-Mario. Bardzo się martwiłem o ciebie....dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Dlaczego nie pozwoliłaś się sobą zaopiekować? 
-Ciiiii - odparła tylko i przymknęła oczy. Na powiekach pojawiły się łzy. - Bałam się....bałam się, ze to może nie być twoje dziecko.....
-A jakie to ma znaczenie? Kochałbym jak swoje.
Zaczęła płakać. Pielęgniarka wyrzuciła go za drzwi.
-Widział to kto, żeby tak kobietę zaraz po zabiegu molestować. Idź pan! Wróć jutro!
Uśmiechnęli się wszyscy troje.
-Moja mama - szepnęła Maria , gdy wychodził.
-O nic się nie martw. Zaopiekuję się nią. I tobą też! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz