- Martynko, kochanie ! Jak ty wyrosłaś! A jak wypiękniałaś! Miło znów cię zobaczyć. - powiedziałam biorąc bratanicę w objęcia po powrocie z pracy. - Witaj bracie! A ty co ? Nie siwiejesz za szybko? Co u Sylwii? Jak radzi sobie Tomek ?
Zasypałam ich pytaniami. Po cichu przyglądałam się bratu. Zestarzał się bardzo. Osiwiał, pokazały się nowe zmarszczki. On ma dopiero 38 lat! Dopiero powinien zacząć dojrzewać a nie przemieniać się w starca! Chyba wyczuł, że mu się przyglądam, bo zaczął się do mnie delikatnie uśmiechać.
- Muszę z wami poważnie porozmawiać, ale to może zostawimy sobie na później - spojrzał wymownie w stronę córki. - czekaliśmy na ciebie z obiadem. Mama coś mówiła o twoim nowym znajomym. Wychwaliła go pod niebiosa, a ty zapomniałaś go przyprowadzić?
- Haha, na dziś dałam mu wolne. Nie chciałam, aby zakłócał nam rodzinny spokój.
-No nie siostra! A już liczyłem na piwko wypite w miłym towarzystwie !
- Ej! A nasze towarzystwo ci nie odpowiada? Gardzisz kobietami!? - zaśmiałam się.
- No co ty , Marysiu ! Ale przy was dwóch to tak trochę nie do pary jest.
- Oj synuś, synuś! Tobie jak zawsze żarty w głowie.
Mama podeszła do syna, przytuliła się do niego. To Janek był jej ulubionym dzieckiem. Zawsze stawiała go na pierwszym miejscu. Zawsze martwiła się i troszczyła bardziej o niego. Ja byłam oczywiście oczkiem w głowie tatusia, ale on niestety dawno już odszedł od nas. Zginął w wypadku samochodowym, gdy miał pięćdziesiąt pięć lat. Czasami zazdrościłam bratu miłości matki, ale miałam świadomość że mnie też kocha, tylko trochę inaczej. Ona z natury wolała kochać chłopców! Oczywiście Tomka, syna Janka, również wolała bardziej niż Martynkę.
Po obiedzie, który bardziej przypominał wieczerzę świąteczną niż zwykły piątkowy obiad , przy filiżankach z kawą zasiedliśmy w dużym pokoju. Martynka pobiegła do mnie na górę skontaktować się ze swoimi znajomymi przez internet, a my z mamą wyczekiwałyśmy momentu , gdy Janek zacznie mówić. Ociągał się lekko, chyba nie bardzo wiedział jak zacząć.
- Kobiety moje kochane - padło w końcu - przyjechałem dziś do was, aby się pożegnać. Wyjeżdżam. Jadę do Dani. Już mam tam zorganizowaną pracę. W gruncie rzeczy to firma w której pracuję nagrała mi tam kontrakt. Nie wyjeżdżałbym , gdybym nie musiał.
- Ale synku jak to tak ? A gdzie to ty będziesz? Na końcu świata? A jak ze świętami ? Nie, nie podoba mi się ten pomysł. Nie pozwalam ci ! - widać było, że mama ma zamiar zacząć płakać, już jej się łzy w kącikach oczu zakręciły. Przytuliłam ja do siebie.
- Ciiii, mamuś, daj mu powiedzieć wszystko do końca.
- Mamo, muszę ! To niestety nie jest jedyna wiadomość, jaką mam wam do przekazania. Mój wyjazd już jest zaklepany i nie do odwołania. Nie mogę sobie na to pozwolić. A wyjeżdżam... wyjeżdżam, bo muszę.
-Dlaczego musisz synku ? Za mało pieniędzy macie czy co ? - mama już nie kryła swoich łez.
-Rozwodzimy się.
-Co robicie? Rozwodzicie się!? - mama wykrzyknęła -W naszej rodzinie nigdy nie było rozwodów ! Nie synu, nie zezwalam ci na to ! Nie możecie, nie, nie ! - wybuchnęła wielkim szlochem.
- Mamo, uspokój się, wiesz przecież , że nie wolno ci się denerwować. Serce masz słabe! - krzyknęłam do niej. Złapała się dłońmi za pierś i zaczęła głęboko oddychać. Pobiegłam po jej tabletki, dałam jej jedną pod język.
- Powinieneś był powiedzieć mi wcześniej! Przygotowałabym ją na te wszystkie twoje nowiny! - krzyknęłam do brata drżąc o zdrowie mamy. - Przecież wiesz, że nie wolno jej się denerwować! Zawsze byłeś samolubny ! Kto wymyślił ten rozwód?! Pewnie ty ! Co, nagle okazało się, że utrzymywanie księżniczki nie jest na twoją kieszeń!? - kipiałam nad nim. Mama zaczynała się powoli uspokajać, a on wpatrywał się we mnie i nic nie mówił. Lekko drżała mu broda. I co. On też mi się tu rozbeczy ?
- Ciociu, nie krzycz na tatę. To nie jego wina - Martynka stała na schodach i wsłuchiwała się w naszą rozmowę. - To mama znalazła sobie kochanka i chciała rozwodu. Gdybym była trochę starsza, pojechałabym z tatą. Teraz mi nie pozwalają, muszę skończyć szkołę! Wcale się nie dziwię, że chce uciec! Ja też nie chcę z nią być! Jest okropna! Wiem, że to moja matka, ale....
-Dziecko moje kochane - babcia już była przy wnusi, już tuliła ją do siebie. - A co wy żadnego szacunku dla dzieci nie macie? Jak one tak, bez ojca będą się wychowywać?! Tomek to już mężczyzna przecież, potrzebuje męskiego zdania i porady!- jak widać, mama już się pozbierała po nowinie, jaką brat do domu przywiózł.
- Może zaczniemy od nowa i po kolei - powiedziałam do wszystkich i przywołałam dłonią mamę i Martynę. - Chodźcie, siadajcie. Janku, od początku.
No i poszła historia jak z książki, od czasu do czasu tylko przerywana przez szloch mamy. Romans mojej bratowej trwał już co najmniej od dwóch lat. Jej wybrankiem nie był byle kto, tylko właściciel sieci sklepów. Ponieważ pracowałam w handlu jego nazwisko nie było mi obce. Słyszałam, że rozwiódł się jakiś czas temu, też miał dwoje dzieci. Ale w jego przypadku dzieciaki były już dorosłe i zamężne. Nie robił im większej krzywdy. Miały swoje życie i swoje rodziny. To był dość bogaty, ale i także zdecydowanie starszy od mojego brata facet. Cały romans odkrył nie kto inny, jak właśnie Martynka. Nie podobało jej się zachowanie matki, zaczęła ją śledzić, wypytywać, aż w końcu dopadła w jednym z małych pokoi hotelowych. Chyba nie chcę wiedzieć, jaka to trauma musiała być dla tej smarkuli. W tym roku kończyła szesnaście lat. Czy to odpowiedni wiek na takie informacje? Raczej nie. Zagroziła, że powie o wszystkim ojcu i tak też uczyniła. Na dobrą sprawę to tylko rozwiązała matce ręce. Potem było już jak z górki. Jedna sprawa, druga - i teraz już po rozwodzie są. Janek się wyprowadza- wiadomo gdzie, a Sylwia zostaje w ich domu razem z dziećmi. Martynka dopiero jak skończy studia, pojedzie do ojca - tak mu obiecała. Studiować chce w Warszawie. Czyli za rok zamieszka z nami i będzie nam troszeczkę weselej.
Gdy już emocje nieco ucichły, a ja z mamą powoli trawiłam świeżo poznane fakty, wyjęłam z kredensu koniak i rozlałam do trzech szklanek. Martynce dałam lampkę lekkiego wina. Brat spojrzał się na mnie z wyrzutem w oczach, ale nie zwracałam na niego uwagi . Zasługiwała dziewczyna. Też ma nerwy i też musi je ukoić.
- A co na to wszystko Tomasz? - zapytałam nagle. Jakoś tak do tej pory nie było o nim wzmianki.
- Wkręca się w interes ojczyma. Programy mu będzie instalował - odpowiedziała mi z kpiną w głosie Martynka. Zdrajca!
Nie mogłam zasnąć. Szkoda mi było brata, bo wiedziałam, że swoją księżniczkę kocha nad życie i cierpi bardzo z powodu tego, co się stało. Już nie dziwiłam się, że osiwiał. Nie mogłam tylko zrozumieć zachowania Tomasza. Jak mógł? Własny rodzony ojciec był dla niego nikim? Poleciał , tak jak i jego matka, na większą kasę? Nie spodziewałam się tego po nim.
Wystukałam smsa do Pawła. Chciałam, aby teraz był przy mnie i swoimi ramionami utulił wszystkie moje smutki. Potrzebowałam go . Po chwili mój telefon zapikał oznajmiając, że przyszła wiadomość. Pewna, że to Paweł poderwałam się, otworzyłam wiadomość i przeczytałam:
Marysiu, kochanie, tęsknię za Tobą bardzo. Mam tu masę kłopotów i problemów, ale nie mogę doczekać się chwili, gdy znów Cię zobaczę. Śpij słodko, Twój Piotr.
A tak dobrze już było. Już nie myślałam o nim!
***
Dziś powinien już wracać do Warszawy, ale wiedział, że nie wyrobi się ze wszystkim. Zaraz po śniadaniu, które zjadł razem z Lenką, przeszukał wszystkie szuflady, aby znaleźć druki rachunków, które należało zapłacić. Kilka ledwie żywych kwiatów zaniósł do sąsiadki, tam na pewno miały większe szanse na przeżycie. Wspólnie z siostrzenicą przejrzał jej garderobę chcąc sprawdzić, czy czasem małej niczego nie brakuje i aż złapał się za głowę. Mała nie miała praktycznie nic. Potrzebowała nowych majtek, pidżamki, kapci , butów, rajstopek. Nowa kurtka tez by się przydała, bo już wiosna była za pasem a mała cały czas w zimowej chodziła.
- Kochanie, gdzie chcesz jechać na zakupy? Tutaj czy w Warszawie? - nie bardzo orientował się, gdzie w Poznaniu można kupić wszystko w jednym miejscu.
- A co musimy kupić, wujku? - zapytało roztropnie dziecko.
- Wszystko? Masz bardzo niewiele ubrań, maleńka.
- Ale ja nie potrzebuję więcej.
- Dobrze, to zrobimy zakupy w Warszawie. Poproszę znajomą, to nam pomoże. Ja nie bardzo znam się na kobiecych łaszkach, więc nawet nie bardzo wiem gdzie powinienem ich szukać... - przyznał się małej i ucieszył, że tak szybko znalazł rozwiązanie. Maria na pewno mu nie odmówi.
- A ta twoja znajoma to fajna, wujku ?
- Bardzo fajna. I miła, i śliczna....
- To twoja dziewczyna?
- Mhm. Bardzo trudne pytania zadaje moja królewna ! - zawołał i przytulił małą do siebie - Bardzo chciałbym, żeby tak było.
Mała była tak bardzo przejęta wyjazdem, że bez problemu pozwoliła zaprowadzić się do sąsiadki , aby Piotr mógł pójść do szpitala.
Jej stan nie zmieniał się. Nadal była w sztucznej śpiączce. Usiadł przy jej łóżku, wziął jej dłoń w swoją i zaczął mówić:
- Już cię nie potępiam, siostrzyczko. Wiem, że wcale nie było ci łatwo. Jest mi bardzo przykro, że nie mogę zostać tutaj z tobą. Musze być w Warszawie. Ale nic się nie martw. Mieszkaniem zajmie się Ewa, a Lenkę zabiorę ze sobą. Mam duże mieszkanie, pomieścimy się. Zapiszę ją do przedszkola, już nawet poprosiłem koleżankę z pracy, Grażynę, żeby zorientowała się, jakie mam szanse na znalezienie dla niej miejsca. Może to łatwe nie być, ale na pewno damy sobie radę. Prywatne przedszkola na pewno nie odmówią dodatkowych funduszy. Zatroszczę się o twoją córkę najlepiej jak potrafię. Wiesz o tym, prawda? Ciebie też zabiorę do Warszawy. Jak tylko wydobrzejesz na tyle, że będzie możliwy transport. Kocham cię siostrzyczko.
Ucałował jej dłoń, pocałował bandaż na czole i nie oglądając się za siebie, gdyż łzy przesłoniły mu wzrok, wyszedł. Zajrzał jeszcze do ordynatora, zostawił swój numer, powiedział, że do siostry będzie przychodzić znajoma i opuścił szpital.
Na policji nic nowego nie usłyszał. Byli podejrzani, ale śledztwo nadal w toku i nie mogą udzielać informacji. Również zostawił swój numer na wszelki wypadek . Był poza podejrzeniem , miał alibi, więc pozwolono mu wyjechać z miasta.
Po południu, chcąc odwdzięczyć się sąsiadce za opiekę nad siostrzenicą zabrał obie dziewczynki najpierw do kina, a potem do Mac Donalda i na lody. Dziewczynki wiedziały, że to ich ostatni wspólny dzień, więc chciały go jak najlepiej wykorzystać. W drodze powrotnej wstąpili jeszcze do kwiaciarni, Piotr kupił wielkiego kwiatka w doniczce dla mamy Oli oraz w sklepie obok koniak dla taty, z którym miał niewiele kontaktu, ale znał go z widzenia.
Pani Ewa nie chciała przyjąć prezentu, ale oczy świeciły jej się z radości na widok figowca Benjamińskiego .
W ramach podziękowania teraz to ona zaprosiła Piotra do siebie na kawę i ciasteczka. Delikatnie też panowie, aby bliżej się poznać, napoczęli przyniesioną butelkę.
Wieczorem, gdy już Lenka leżała w łóżku a Piotr był przy niej, by uchronić ja przed nocnymi strachami, zapytała o mamę.
- Wujku, a jak mama sobie poradzi beze mnie? I dlaczego jej tutaj nie ma? Chciałabym przytulić się do niej. Brakuje mi jej. Ona nie zawsze jest zła, wiesz? Czasami zabierała mnie na lody i wtedy było bardzo miło. Lubiłam z nią chodzić po sklepach. Pozwalała kupować mi słodycze..... Tęsknię za nią.
- Wiem kochanie. Ale twoja mamusia nie może teraz być z nami. Jest chora. Wiesz?
- A co jej się stało? Ja jak jestem chora to biorę syropek. I muszę wtedy być w domu, nie wolno wychodzić mi na dwór. Więc mama, jak jest chora, to też powinna leżeć w łóżku.
- Twoja mamusia leży kochanie w łóżku. I ma bardzo dobrą opiekę. Ona jest w szpitalu kochanie.
- W szpitalu? Ale przecież tam są tylko ci, którzy są bardzo, bardzo chorzy! Moja mamusia jest aż tak bardzo chora?
Cóż miał odpowiedzieć maleństwu wtulonemu w jego ramiona? Prawdę? Chyba nie potrafił. Czuł, jak ramiona zaczynają mu drżeć. Musiał wziąć się w garść, musiał zebrać się w sobie i uspokoić. Nie chciał bardziej wystraszyć małej.
- Twoja mamusia, kochanie jest chora, musi być w szpitalu przez długi czas, ale ma tam bardzo dobrą opiekę. Są lekarze, którzy ciągle czuwają nad jej zdrowiem.
- A co się stało mamusi ? Dostała kaszlu i kataru ? I gorączki?
- Nie kochanie. Przewróciła się i uderzyła w głowę. Ma tam wielkiego siniaka i lekarze muszą jej pomóc, aby szybciutko zszedł.
- Ja też miałam siniaki. To nie jest takie straszne. Na pewno wyjdzie z tego A potem przyjedzie do mnie, prawda?
- Jasne króliczku. Jak tylko lekarze pozwolą. A teraz już śpij.
-A nie mogłabym iść do niej i dać jej buziaka , zanim pojedziemy ?
- Kochanie, dzieciom nie wolno chodzić do szpitala.
-Ale moja koleżanka była u swojego braciszka, jak się urodził....
-No tak, ale twoja mamusia jest w innym szpitalu. Tam dzieci nie mogą przychodzić w odwiedziny.
-To niesprawiedliwe.
-Wiem kochanie. Jak tylko będziesz mogła odwiedzić mamę, przyjedziemy do niej. Dobrze?
- Dobrze wujku. Dobranoc.
-Śpij słodko, maleńka.
Pocałował ją w czoło i wyszedł z pokoju.
Usiadł przed telewizorem. Ramiona mu drżały. Zakrył dłońmi twarz. To było zbyt wiele jak dla niego . Do tej pory prowadził beztroskie życie skupiając się głównie na pracy, hobby i znajomych. Nic go nie trzymało, zawsze robił to, na co miał ochotę. Od zawsze był sam. Do tej pory nie związał się na dłużej z żadną kobietą, bo nie wierzył, że mając takich rodziców będzie w stanie spisać się jako głowa rodziny. Ostrożnie podchodził zawsze tylko do alkoholu i nie tykał narkotyków. Tego się bał.
A teraz? Miał siostrzenicę na utrzymaniu i siostrę w stanie krytycznym. Jak to wszystko unieść na jednych barkach? Jak rozwiązywać problemy małej, o których istnieniu nie miał pojęcia? Jak pogodzić się ze stanem siostry? A jeśli ona nie wyzdrowieje? Czy będzie miał kiedyś na tyle siły w sobie, by małej powiedzieć całą prawdę? A co z przestępcami, którzy ją tak brutalnie potraktowali ? Czy już jej nie zagrażają? Czy nie będą chcieli dokończyć tego, co zaczęli?
W trakcie tych wszystkich kłębiących mu się w głowie myśli nagle przypomniał sobie o Marii.
Zamknął oczy, przywołał do siebie jej twarz. Jakże on tęsknił za nią! Ona, taka uśmiechnięta i szczera! A jaka była piękna, gdy się złościła. I taka delikatna, czuła. Miał wielkie marzenie. Chciał jeszcze raz wtulić się w jej ramiona, poczuć jej ciepło i spokój.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz