Gryzł się. Sam ze sobą , z otoczeniem, z najbliższymi, a termin ślubu się zbliżał. Alina nadal straszyła, terroryzowała, zmuszała go do zmiany decyzji. Nie chciała zrozumieć, że coś takiego nawet nie wchodzi w grę. Chciał znaleźć sposób na rozwiązanie tego problemu. Postanowił podzielić się nim ze swoim szefem.
- ...I tak oto jestem szantażowany przez twoją siostrzenicę. Być może coś było, nie potrafię powiedzieć ani tak, ani nie, bo nie pamiętam. Nie jestem zwolennikiem odurzania się, zażywania narkotyków, dobrze o tym wiesz, ale nie sądzę, abym w tym stanie był zdolny do czegokolwiek. Pomóż mi, poradź. Ona niszczy moje i nie tylko moje życie.
- Och, jest taka podobna do swojej matki! Piotrze, historie, jakie wymyślała moja siostra były równie absurdalne jak te, o których mówisz mi teraz. Zdajesz sobie sprawę, ze mój zakaz nagabywania cię niewiele tu pomoże?
- Ależ oczywiście, Mirku. Tylko - co ja mam z tym wszystkim zrobić? A jeśli Alina wparuje na mój ślub i wymyśli nie wiadomo co? Przyznam ci się, że się tego trochę obawiam...
- Oj, i masz czego chłopie. Uwierz, że masz! Już ja dobrze znam jej charakterek. Nie odpuści. Taka krew.
Nie wiem, co ci zaproponować, jak ci pomóc. A może powinieneś na spokojnie omówić tą sprawę z Marią? Powiedzieć jej o wszystkim? Szczerze, jak na spowiedzi? Ona jest taka spokojna i opanowana.
- Oj, chyba nie wiesz co mówisz. Pazurki też posiada. Nie uwierzy. Wiem, że ja na jej miejscu nie umiałbym uwierzyć.
***
Wszystko ją cieszyło, wszystko wokół było radosne i kolorowe. Lenka odżyła, zapomniała o przeżyciach ostatnich miesięcy, o mamie mówiła z tęsknotą i spokojem. Wierzyła, że ma w niebie dobrego stróża, który nad nią czuwa. Trotyl też miał w tym swój wkład. Uwielbiała go, kochała całym swym maleńkim serduszkiem i było jej smutno, gdy nie mogła wtulać się w jego sierść,ganiać po podwórku i czekać aż przyniesie kij, którego i tak nie chce oddać. Dla psa nowy dom był również strzałem w dziesiątkę. Rozpieszczany przez Lenkę i Krystynę odzyskał siły, jego sierść nabrała połysku, a ogonem majdał jak skrzydłami helikoptera, aż dziw, że jeszcze mu się nie urwał.
Martyna dzień w dzień spotykała się z Arturem. Już nie mówiła z takim podekscytowaniem o wyjeździe do ojca, nie cieszyła się. Ale gdy tylko miała swojego chłopaka przy sobie, radość rozpromieniała jej twarz. Artur to taki spokojny i ułożony chłopiec. - często myślała Maria. Miała świadomość, że ten chłopak nigdy nikogo świadomie nie skrzywdzi. Za dwa dni przyjedzie jej brat, Janek, niedługo nadjadą ciocie z różnych końców kraju. Już tak dawno się z nimi nie widziała! I ich dzieciaki! No, teraz to już nie dzieciaki.... Marta, Olga, Paweł, Małgosia.... - chyba nie pamiętam wszystkich - stwierdziła i po raz setny wzięła swój notatnik do rąk, aby sprawdzić, czy na pewno nikogo nie pominęła. A może o czymś zapomniała? Już od tak dawna czekała na ten dzień! Nie chciałaby, aby coś wyszło nie tak z powodu ludzkiego niedopatrzenia.
Upewniwszy się, że na pewno wszystkiego dopilnowała i pozostało jej tylko iść do fryzjera i czekać na ustaloną godzinę myślami wybiegła w przyszłość delikatnie i nieświadomie gładząc się po brzuchu. Widziała siebie, Piotra , Lenkę i maleństwo, które właśnie w niej rosło pełnych radości. Z takim mężem jak Piotr musi być szczęśliwa. Przecież tak bardzo go kocha!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz