niedziela, 22 kwietnia 2012

LVIII.

Maria, wraz z całą babską ekipą wybrała się w końcu do salonu sukien ślubnych aby dokonać jednego z poważniejszych życiowych zakupów. Namawiała ja Monika razem z Martyną. Twierdziły, że już dłużej nie da się zwlekać! W końcu do ślubu pozostał miesiąc i kilka dni. Nie bardzo miała na to ochotę. Nie umiała zdecydować, jaki fason będzie jej odpowiadał, nie wiedziała, co najlepiej zatuszuje jej defekty urody. Nie była gruba, ale talia osy także nie była jej specjalnością. Z duszą na ramieniu wraz z Moniką, Martyną i Lenką przekroczyła próg wspomnianego salonu. Ilość wzorów, kolorów i fasonów sukien ślubnych przyprawił ja o zawrót głowy.
- I jak ja mam tutaj znaleźć tą jedną jedyną niepowtarzalną i stworzoną specjalnie dla mnie ? - powiedziała na głos. 
Dziewczyny rozejrzały się dookoła. 
- Masz rację, to nie będzie łatwe, ale jakoś musimy sobie poradzić... - niepewnie zaczęła Monika. Nie miała bladego pojęcia, że sukien może być aż tyle!
- Ciociu, ja wiem, czego powinnyśmy szukać! Grzebałam trochę w necie, rozmawiałam też z Arturem na ten temat - potrzebujesz sukni z wąską talią, absolutnie nie może być dołem rozkloszowana, na pewno musi mieć duży dekolt, abyś mogła pokazać swoje wdzięki i ...
- Z kim rozmawiałaś?
- No, z Arturem. A co?
- Z Arturem? Grażyny? No jak mogłaś, kochanie!
- No po prostu. Rozmawialiśmy o waszym ślubie, mówiłam, że nie wiesz, na jaką suknię się zdecydować i on mi powiedział, że powinnaś  nie iść w tym względzie za modą, tylko odpowiednio dobrać ją do swojej figury, bo wrażenie jakie zrobisz na gościach musi być piorunujące i on bardzo często widywał suknie ślubne bo przecież gra w zespole i występuje na weselach i w gruncie rzeczy o to właśnie się pokłócił ze swoją ostatnią dziewczyną bo ona nie mogła mu wybaczyć że nie ma z kim w soboty na miasto wyjść. No co, ciociu.... - zakończyła widząc posępną minę Marii.
- Rozmawiałaś z Arturem, tym przystojniakiem, o moich kształtach? O mojej wielkiej pupie? O moich piersiach?
- Ale on powiedział że co jak co, ale siedzenie to ty masz w sam raz....
- Martyna! 
Dziewczyna chichocząc schowała się za powstrzymującą siłą śmiech Moniką.
-Ale to jeszcze nie wszystko, ciociu...
- Cooooo? Jeszcze nie wszystko? Coś jeszcze zrobiła? Mów! Dobij swoją starą skołowaną ciotkę. No, nie żałuj sobie...
- Poprosiłam, aby mi towarzyszył.
- Gdzie ma ci towarzyszyć?
- Na ślubie i weselu. I wiesz co , ciociu - Martyna nabrała odwagi i oderwała się od pleców Moniki. - Jeśli on ma być moim towarzyszem na tej imprezie - bo wcale nie odmówił, tylko się ucieszył i powiedział, że z miłą chęcią to uczyni, to przyszło mi do głowy, że jak macie problem ze starszym, to jego przecież możecie poprosić.
Martyna aż usiadła z wrażenia. Dobrze, że taki piękny i duży salon posiadał kanapę dla zmęczonych klientek. Ona jeszcze nie zaczęła, a już miała dość. 
- Powiedziałaś mu to? 
- Nie, no co ty. Aż taka głupia to nie jestem...Ale sama pomyśl, czy to nie jest dobra myśl? 
- Bo ja wiem? Muszę to wszystko przemyśleć.
- Czy mogę w czymś paniom pomóc? - zapytała elegancko ubrana ekspedientka.
- Tak. Oczywiście. - odparła Maria.  - Poproszę suknię ślubną. Najlepiej pierwszą z brzegu. I jakieś fajne dla tych dwóch - wskazała Martynkę i Lenkę. - Najlepiej różowe. Żeby były bardziej widoczne niż ja.
Ekspedientka uśmiechnęła się, pokiwała głową, i powiedziała:
- To ja może poproszę o zaparzenie świeżutkiej herbatki i przedyskutujemy niektóre kwestie.
- Może być. Najlepiej jakąś uspokajającą bym poprosiła - odparła zmęczona jak nigdy i skołatana Maria.


***

Wieczorem, gdy Lenka powiedziała już Trotylowi dobranoc rzez telefon, a on odszczekał jej odpowiednio i poszła spać, Maria, wtulona w ramiona Piotra opowiadała mu o dzisiejszej wizycie w salonie sukien ślubnych.
- I wyobraź sobie, że Martyna rozmawiała z nim o mojej pupie! Czy nie wydaje ci się to perfidne z jej strony? Dlaczego zainteresowali się moim tyłkiem, zamiast gruchać do siebie jak dwa gołąbki?
- Bo jak gołąbki zachowywali się chwilę wcześniej, albo chwilę później, kochanie - odparł Piotr i zaczął ja delikatnie głaskać po wspomnianych pośladkach. 
Zamyśliła się. Może przesadzała trochę? Ale siedzieć to przecież miała na czym. 
- I jeszcze wymyśliła - znów spojrzała na niego - że moglibyśmy poprosić go na świadka. Nie znam go prawie wcale. Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł... - odparła.
- A mnie się podoba. Artur to naprawdę bardzo miły i mądry dzieciak. Miałem okazję poznać go trochę bliżej w czasie naszej wędrówki do Krakowa. Ciągle wypytywał mnie o Martynę. Chyba wpadła mu w oko. 
- On jej też. Ciągle o nim mówi. I te ich spotkania! Spacery po ulicy z Trotylem na smyczy, wyprawy do kina... Poznali się kilka dni temu, a już tak romansują.... Nie wiem, czy to dobrze. Martynka przecież ma zamiar wyjechać do ojca.
- Dorośli są, kochanie. Powiedzmy, że wiedzą, co robią.
- No właśnie. Powiedzmy. Ty też mi powiedz.... co ta twoja ręka na moim tyłku wyczynia? - zapytała Maria zmieniając temat.
- No jak to co. Dobiera się do ciebie.
- Mhm. Czyżby czegoś ode mnie chciała?
- Mhm. I nie tylko ona. 
- A kto jeszcze?
- No jak to kto? Chodź do mnie, maleńka. Już tak dawno nie miałem okazji zanurzyć się w tobie... 
- Dawno? Całe dwa dni temu...
- Mhm. To prawie jak wieczność - odparł Piotr zachrypniętym głosem i zdecydowanie ściągnął z Marii majteczki, aby móc dogłębnie i ponownie zapoznać się z jej kształtami. Na zewnątrz i od środka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz